Taktyka Marokańczyka, który wygrał pierwszego seta 6:3 i mógł być typowany na zwycięzcę, jako że na początku drugiego przełamał serwis rywala, doprowadzając do stanu 3:2, polegała na zwalnianiu gry wtedy, gdy był zawodnikiem returnującym i przyspieszaniu przy własnym serwisie. Raz więc wędrowały podcinane przez niego piłki z backhandu na stronę Gonzalesa, najczęściej backhandową. Innym razem - po mocnym podaniu Marokańczyka - następował atak, kończony silnym forhendem lub wolejem.
Gonzalez dysponujący mocnym serwisem i mocnym top-spinowym forhendem obrał podobną taktykę. Także grał głównie na backhand przeciwnika, ale nie podcinaną piłką zwalniającą grę, lecz silnym top-spinowym forhendem, bitym po przekątnej z backhandowego rogu lub ze środka kortu. Obiegał więc jeden i drugi zawodnik swoje backhandy - gdy chciał zaatakować - i uderzał piłkę z forhendu. Pytanie brzmiało, którego maszynka będzie mniej zawodna. W odpowiedzi na break w wykonaniu Marokańczyka, Gonzalez wywalczył break-pointa i z kolei on zdołał przełamać rywala. Stan brzmiał 3:3. Odtąd szefem na korcie był już tylko Chilijczyk, przy 4:5 w gemach dla niego, Marokańczyka, serwującego w tej grze, nerwy opuściły totalnie. Był to gem jego błędów, a nie wygranych przez przeciwnika piłek. Drugi set padł łatwym łupem Gonzalesa 6:4.
W trzecim secie Gonzalez po przełamaniu El Aynaoui zaraz na początku i wyjściu na prowadzenie 3:0 skupił się już tylko na swoich gemach serwisowych i wygrał 6:3. Faworyt awansował do finału. Chociaż duże brawa otrzymał Younes El Aynaoui za waleczną i interesującą grę. Skasował za swój znakomity występ w monachijskim turnieju ponad 17 tysięcy euro.
Drugi pojedynek o wejście do finału między Paulem-Henri Mathieu i Simonem Bolelli zaczął się także sensacyjnie, bo od wygrania pierwszego seta w tie-breaku przez Włocha, i to do jednego (7:1). Obydwaj rywale dysponują bardzo dobrym serwisem, mocnymi uderzeniami, zwłaszcza z forhendu, przy czym Mathieu ma jeszcze w repertuarze kończący backhand. Natomiast Francuz grał dość schematycznie, stawiając na dłuższe wymiany w oczekiwaniu na krótszą, słabszą piłkę przeciwnika, by zdobyć punkt. Włoch natomiast grał tenis bardziej urozmaicony, były zatem nie tylko silne uderzenia z głębi kortu, ale od czasu do czasu nieoczekiwanie bardzo skuteczne dropszoty, przynoszące mu w stu procentach wygrane punkty. Potrafił drugim serwisem zagrać asa.
Mimo zatem, że Mathieu wygrał drugiego seta, trzeci znowu w tie-breaku zgarnął Bolelli. Ale do końca nie było to wcale pewne, jako że faworyt przełamawszy w tym secie Włocha serwował już przy stanie 5:4 w rozstrzygającym secie, mając zwycięstwo jak gdyby w kieszeni. Włochowi udało się jednak w ostatniej chwili przełamać serwis rywala i doprowadzić później do tie-breaku. Jego zwycięstwo było w pełni zasłużone, choć zaskakujące.
Nawiasem mówiąc, Simone Bolelli grał w styczniu tego roku we Wrocławiu w turnieju KGHM Polish Indoors i doszedł tam do półfinału, nie jest zatem obcy polskim miłośnikom tenisa.
W niedzielę finał: Fernando Gonzalez kontra Simone Bolelli.
Wyniki półfinałów:
Fernando Gonzalez (Chile, 2) - Younes El Aynaoui (Maroko, Q) 3:6, 6.4, 6:3
Simone Bolelli (Włochy) - Paul-Henri Mathieu (Francja, 1) 7:6(1), 4:6, 7:6(4)
dziennikarz akredytowany na turniej w Monachium