Cel? Piątka najlepszych debli świata - rozmowa z Mariuszem Fyrstenbergiem

Debel Mariusz Fyrstenberg / Marcin Matkowski szykuje się do meczu z Finlandią w Pucharze Davisa. Na kilkanaście dni przed sopockim pojedynkiem, "Frytka" udzielił wywiadu portalowi SportoweFakty.pl i zdradził plany na nadchodzący sezon. - Marzę o awansie do Grupy Światowej i "piątce" w rankingu ATP – powiedział "Frytka", który wspólnie z "Matką" zamierza podreperować dorobek na rozpoczynającym się w najbliższy poniedziałek turnieju w Dubaju.

W tym artykule dowiesz się o:

Wojciech Potocki: Pan w dresie, a Matkowski w cywilnym ubraniu. Czyżbyście nie trenowali razem?

Mariusz Fyrstenberg: Nie, trenowaliśmy przed chwilą na kortach Mery, tyle, że on zdążył się już przebrać, a ja nie.

Jak wolicie udzielać wywiadów, razem czy osobno?

- To dobre pytanie (śmiech). Chyba jednak osobno. My w zasadzie poza kortem wszystko robimy osobno. Nawet wolny czas spędzamy oddzielnie. W ciągu roku tyle meczów gramy razem, że potem jeśli tylko jest możliwość, to uciekamy od siebie.

No to chyba nie zaprosimy Marcina do rozmowy i pogadamy o singlistach. Czy po ostatnich sukcesach Łukasza Kubota, nie korci pana, by jeszcze raz, na poważnie spróbować powalczyć w singlu?

- Jakoś nie. Próbowałem i przyznam szczerze, mam dość. Łukasz w końcu trafił na swoje dni i miał tyle samozaparcia, by wcześniej nie spasować. Moja najlepsza pozycja w rankingu, o ile dobrze pamiętam, to coś koło Top 300, więc w ogóle nie ma o czym mówić.

Kubot to jedyny deblista z czołówki światowej, który tak wysoko plasuje się również w rankingu gry pojedynczej.

- To prawda. Myślę, że swoje ostatnie wyniki w singlu Łukasz zawdzięcza właśnie deblowi. Tam osiągnął wysoką pozycję, poczuł się mocny, nabrał pewności siebie i teraz w singlu, bez presji, z "zabezpieczeniem" deblowym osiąga naprawdę doskonałe wyniki.

Rozmawiamy kilkanaście dni przed meczem reprezentacji w Pucharze Davisa. Na mecz z Finlandią, po długiej przerwie, wróci Kubot. Namawialiście go jakoś do tego powrotu? Mówiliście, że warto, że jest fajna paka?

- Rozmawialiśmy o tym czasami w szatni. Ale to są indywidualne decyzje zawodników. Miał jakieś swoje powody, by uznać, że nie może grać. Teraz zmienił zdanie i jestem przekonany, że będzie świetnie. W ogóle uważam, że w tej chwili mamy najlepszą drużynę w historii. Nawet wtedy, gdy grał Wojciech Fibak, nie było tak dobrej atmosfery jak ostatnio. Wreszcie zagrają wszyscy najlepsi polscy tenisiści. Jeśli tylko obędzie się bez kontuzji to powinno być naprawdę dobrze.

A nie boi się pan, że puzzle, które ułożył kapitan naszej reprezentacji Radosław Szymanik, atmosfera, którą stworzyliście, teraz po dodaniu nowego elementu, rozsypie się w drobiazgi?

- Trochę tak. Ale przecież spotykamy się z Łukaszem na różnych turniejach, a znamy się praktycznie od dzieciństwa. Tak dobry gracz jak on może nam tylko pomóc.

Na pewno pomoże. Polska reprezentacja jest na fali. Wszyscy mówią, nawet wy, że ogracie Finlandię. Jak daleko chcecie zajść? Do Grupy Światowej?

- Na pewno o tym myślimy, a dla mnie to zawsze było marzenie. Nigdy Polska nie grała tak wysoko. Na razie musimy jednak pokonać Finów, potem RPA, co jest – uważam - bardzo możliwe. Potem będziemy czekać na losowanie i rywalem może być nawet Hiszpania albo Stany Zjednoczone. Poczekajmy trochę.

Taki mecz z Hiszpanią i dla was, i dla kibiców byłby ogromna gratką. Chciałby pan zagrać w Warszawie? To w końcu pana miasto.

- Pewnie tak, aczkolwiek uważam, że Warszawa nie jest miastem sportu. Zbyt wielkiego zainteresowania nawet takimi wydarzeniami nie ma. W lecie dużo ludzi wyjeżdża, a tak w ogóle to bardziej miasto dla biznesu niż tenisa, czy sportu w ogóle.

Czyli cieszy się pan z tego, że z Finlandią zagracie w Sopocie, a nie na stołecznym Torwarze.

- Tak, bo wiem, że na Torwarze byłyby puste trybuny, a Sopot nie po raz pierwszy sprawdza się w roli organizatora wielkich imprez. Nie tylko tenisowych. Myślę, że teraz też trybuny będą pełne. Sopot to jedno z niewielu miast w Polsce, gdzie możemy liczyć na komplet widzów i doping, który jest nam ogromnie potrzebny.

Puchar Davisa, to tylko kilka weekendów w roku. Na co dzień czeka was "normalna" robota, czyli machanie rakietami, podróże z turnieju na turniej. Ostatnio nie szło wam - mam na myśli pana i Matkowskiego - zbyt dobrze. 22. miejsce w rankingu deblowym to nie jest szczyt marzeń.

- To prawda, ale to dopiero początek. Tak naprawdę liczą się cztery Wielkie Szlemy i dziewięć turniejów najwyższej rangi. Z tych 13 turniejów zagraliśmy dopiero w jednym, więc nie ma powodów do paniki. Na treningach łapiemy formę i teraz potrzeba jedynie nabrania pewności siebie, a w szczególności kilku wygranych spotkań z rzędu (śmiech).

No właśnie. Ostatnio przegrywaliście w pierwszej czy drugiej rundzie. W super tie breaku. To trochę chyba denerwowało. Jakie teraz macie plany? Gdzie chcecie zdobywać punkty rankingowe?

- Już teraz, przed Pucharem Davisa, jedziemy do Dubaju. To bardzo dobrze punktowany turniej, więc mamy nadzieję, że zagramy dobrze. Po meczu w Sopocie lecimy do Stanów na te wielkie turnieje. Mam nadzieję, że w Indian Wells i Miami pokażemy dobry tenis i ogramy kilka mocnych par.

Prawie w każdym turnieju możecie trafić na Kubota z Oliverem Marachem. Ostatni mecz przegraliście. Czekacie na rewanż?

- Na pewno nie długo trafimy na siebie. To bardzo dobra para i może się tak zdarzyć, że my będziemy rozstawieni, oni też i spotkamy się w półfinale albo i w finale. Bardzo czekam na tę chwilę.

A cel na cały sezon? Jak zawsze sakramentalna ósemka?

Nie, piątka (śmiech). Przez ostatnie cztery lata była ósemka i już mamy tego dość. Tak, piątka byłby O.K.

Nie myślicie o tym, by być jeszcze wyżej? W końcu wygrywaliście już nawet z braćmi Bryanami.

- Tak, wygrywaliśmy, ale na razie weźmiemy tę piątkę, a w przyszłych latach będziemy walczyć o numer jeden.

Zanim jednak traficie do piątki najlepszych debli świata, czeka was mecz Pucharu Davisa z Finlandią, który... wygracie?

- Mam nadzieję.

Komentarze (0)