W piątek 19-latka z Odense pokonała Agnieszkę Radwańską, czym zapewniła sobie awans z czwartego na drugie miejsce na liście światowej. - Rankingi to tylko bonus - mówi. - Myślę o turnieju, to jest teraz rzecz najistotniejsza. A wygrała do tej pory sześć: trzy w 2008 i trzy w poprzednim sezonie.
Mimo, że po drugiej strony siatki stanie jeszcze ubiegłoroczna liderka rankingu WTA, to Woźniacka skupia większą uwagę. We wrześniu doszła do finału US Open, gdzie zyskała serca fanów na całym świecie. - Myślę, że jestem znakomitą zawodniczką - stwierdza bez ogródek. - Osiągnęłam wiele dobrych rezultatów, nie jest łatwo mnie pokonać.
Ale Janković jeszcze w trzech meczach (w ciągu trzech lat) nie pokonała. - W Dausze [Masters w listopadzie] miałam skurcze i w ogóle nie czułam się dobrze, podchodząc do tego spotkania - mówi reprezentantka Danii. - W poprzednich meczach była bardzo regularna: biegała do wszystkich piłek i kończyła, gdy posłałam coś krótszego.
Wygodnie dla Europejczyków, finał kobiet zostanie rozegrany w kalifornijskie południe, gdy na Starym Kontynencie będzie godz. 20. - Nie mają znaczenia warunki. Mogę grać o każdej porze i wszędzie - przyznaje Woźniacka. Co jest jej największą bronią? - Jestem wojowniczką. Mam serce po właściwej stronie - mówi.
Oficjalnym trenerem Karoliny jest ojciec, Piotr Woźniacki. Zawodniczka współpracuje jednak także z teamem Adidas: Svenem Grönefeldem i Matsem Merkelem. - Świetnie mieć z boku także ich pomoc, bo może tata i ja nie zwracamy uwagi na pewne sprawy - tłumaczy.