Rafa chce odzyskać królestwo - przed Roland Garros mężczyzn

Ostatni raz nierozstawiony zawodnik, Mariano Puerta, był w finale w 2005 r. Dla odmiany rok później w półfinałach zameldowali się czterej najwyższej rozstawieni. Zaczynający się w niedzielę Roland Garros rozgrywany jest na kortach ceglanych, co powoduje, że potencjalni faworyci wcale nie muszą rekrutować się ze szczytu listy rankingowej, gdyż nawierzchnia ta preferuje pewien określony styl gry.

Z perspektywy rodzimego tenisa tegoroczny Roland Garros będzie wyjątkowy, ponieważ pierwszy raz od 1975 roku w turnieju głównym zobaczymy dwóch polskich singlistów: Łukasza Kubota i Michała Przysiężnego.

Bezdyskusyjnym pretendentem do zdobycia tytułu jest czterokrotny triumfator Rafael Nadal, którego zeszłoroczna porażka w IV rundzie była rozpatrywana w kategoriach mega niespodzianki. Hiszpan po problemach zdrowotnych powoli wraca na właściwe tory, czego dowodem są wygrane trzy duże imprezy (Monte Carlo, Rzym, Madryt). Jeszcze do niedawna zadawano sobie pytanie czy Roger Federer sięgnie w końcu po upragnione zwycięstwo na kortach Rolanda Garrosa? Udało mu się to, ale obserwując postawę Szwajcara na kortach ziemnych w tym roku (m.in. porażka z Montañésem), trudno oczekiwać powtórzenia sukcesu, choć Federer zawsze wznosi się na najwyższy poziom właśnie w Wielkim Szlemie.

Pomijając dwie kultowe postacie, sytuację w Top 10 mamy dość skomplikowaną: wycofali się del Potro i Dawidienko, Đoković, który już udowodnił, że w Paryżu potrafi zagrać naprawdę dobrze (półfinal w 2008), boryka się z problemami zdrowotnymi, Murray na mączce nie błyszczy. Niewiadomą będzie także postawa Robina Söderlinga, sensacyjnego pogromcy Nadala sprzed roku. Z kolei Roddickowi nikt nie daje większych szans właśnie ze względu na rozdźwięk między stylem gry a rodzajem nawierzchni. W tych okolicznościach uzasadnione wydaje się szukanie potencjalnego rywala dla „króla clayu” pośród tenisistów spoza ścisłej czołówki.

Wiadomo, że specjalistami od gry na „cegle” są Hiszpanie, którzy dobrze prezentowali się w cyklu imprez poprzedzających Otwarte Mistrzostwa Francji. Wyniki Verdasco, Almagro, Ferrera muszą budzić respekt, ale jednocześnie rodzi się pytanie czy będą w stanie przez długi okres utrzymać wysoki poziom, czy nie dopadnie ich przysłowiowa „zadyszka” właśnie podczas kluczowych w tej części sezonu zawodów? Nie wolno również lekceważyć francuskich tenisistów, którzy niezbyt często osiągają w Paryżu dobre rezultaty (na przestrzeni ostatnich pięciu lat największym osiągnięciem był półfinał Monfilsa w 2008). Jo-Wilfried Tsonga i Richard Gasquet sporo grali w tym roku na kortach ziemnych i w przypadku tego pierwszego, co może dziwić, z sukcesami: zaliczył dwa ćwierćfinały (Rzym, Barcelona) i dwukrotnie pokonał Almagro.

W kontekście ewentualnej niespodzianki na skalę całego turnieju wypadałoby wymienić nazwiska zawodników o uznanej już renomie. To Ernests Gulbis - świetnie w tej chwili prezentujący się ćwierćfinalista Roland Garros z 2008 roku, który wreszcie zaczyna spełniać pokładane w nim oczekiwania, Michaił Jużnyj - numer 13. rankingu i zwycięzca z Monachium, oraz powracający do wielkiego tenisa Cypryjczyk Marcos Baghdathis - finalista Australian Open 2006, który co prawda nie najlepiej czuje się na mączce ale plan jego startów mówi, że udział w paryskim Szlemie traktuje bardzo poważnie. Natomiast w kategoriach jednorazowej sensacji, czyli zawodników, którzy są w stanie wygrać z dużo wyżej notowanym rywalem należałoby zwrócić uwagę na notujących ostatnio niezłe występy Thomaza Bellucciego, Horacio Zeballosa oraz Thiemo De Bakkera - utalentowanego i rozwijającego pomału skrzydła w dorosłym tenisie triumfatora juniorskiego Wimbledonu.

Warto wspomnieć o graczach nieobliczalnych, groźnych dla każdego: Jürgen Melzer, Stanislas Wawrinka, Tomáš Berdych oraz Philipp Kohlschreiber, który rok temu wyeliminował Đokovicia. A w Belgradzie w finale turnieju odbywającego się na „ziemi” znaleźli się John Isner i Sam Querrey - wysocy Amerykanie, specjaliści od gry na kortach szybkich. Czyżby jakiś przełom? Nie spisujmy też na straty Marina Čilicia (nr 12 ATP), który na wolnej nawierzchni nie jest wcale taki słaby jak mogłoby się wydawać - dotarł w maju do finału w Monachium, pokonując po drodze Almagro i Baghdatisa. A może solidny półfinalista z zeszłego roku Fernando González?

Trzeba pamiętać, że bardzo często zawodników prezentujących wyśmienitą formę, na skutek nadmiernego obciążenia organizmu dopada kryzys w najmniej odpowiednim momencie, a niezbyt imponujące wyniki niektórych mogą być rezultatem świadomej strategii i niejako treningowego potraktowania turniejów poprzedzających najważniejsze imprezy w kalendarzu. Nie zapominajmy o 2009 r. i finałowym meczu między Federerem a Söderlingiem, którzy pokazali, że coraz więcej do powiedzenia mają gracze wszechstronni. Dzięki temu paryski turniej wcale nie musi być zdominowany przez monotonny tenis w hiszpańskim wydaniu.

Komentarze (0)