W Delray Beach, położonym około 50 mil na północ od Miami, zorganizowano wówczas turniej tenisowy zwany - od pory roku - „zimowym Wimbledonem”. W Boca Raton natomiast, dokąd przeniesiono później imprezę, zorganizowano pierwszy turniej na świecie porównywalny stawką graczy z zawodami Wielkiego Szlema, zamierzony także na dwa tygodnie i rozgrywany równocześnie wśród kobiet i mężczyzn. Tam właśnie uzgodniono w latach osiemdziesiątych z ATP i WTA (wtedy: WITA), że tenisiści uhonorowani zostaną nagrodami pieniężnymi, zaś fundusz na nie pochodzić będzie z części dochodów z biletów wstępu oraz z opłat za udzielanie prawa do transmisji telewizyjnych.
Dzisiaj pula nagród w Sony Ericsson Open w Miami, dokąd jeszcze w ubiegłym stuleciu przeniesiono siedzibę turnieju, wynosi 3 miliony 770 tysięcy dolarów dla mężczyzn i tyleż samo dla kobiet. Gra się na twardej nawierzchni, natomiast drabinka turniejowa jest identyczna jak w turniejach Wielkiego Szlema, czyli składa się ze 128 miejsc w grze pojedynczej i z 64 miejsc w deblu. Obrońcami tytułów z ubiegłego roku są: Novak Djokovic, który pokonał w finale Guillermo Canasa, oraz Serena Williams, po zwycięstwie nad Justine Henin. Warto może dodać, że 19-letni wtedy Djokovic wpisał się swym triumfem do annałów Sony Ericsson Open jako najmłodszy zwycięzca owego turnieju.
Dzikie karty organizatorzy przyznali między innymi: ponownie, gdyż zaraz po Indian Wells, znów Chorwatowi, Mario Ancicowi, którego z konkurencji na wiele miesięcy wyeliminowała choroba i który coraz lepiej radzi sobie z rywalami; Gustavo Kuertenowi, sympatycznemu Brazylijczykowi, trzykrotnemu zwycięzcy Roland Garros, który od dłuższego czasu zmagał się z kontuzjami i w zasadzie zmierza już ku końcowi swej kariery, oraz 18-letniemu Japończykowi, Kei Nishikori - w uznaniu jego wyczynu w Delray Beach w lutym, kiedy to wyszedłszy z eliminacji wygrał cały turniej.
Niestety, nie zobaczymy zmęczonej psychicznie Marii Szarapowej, co zresztą przyznała w wywiadzie zaraz po doznanej przegranej ze Swietłaną Kuzniecową w Indian Wells. Jako oficjalny powód odmowy startu w Miami podała później kontuzję barku. Natomiast Justine Henin staje znów do walki wobec całej stawki, można mieć nadzieję, że wypoczęła po klęsce z Francescą Schiavone w Dubaju. Gotowe do współzawodnictwa są także siostry Williams, które zafundowały sobie dwutygodniowy odpoczynek, z innych niż Henin, ale skądinąd zrozumiałych względów. Może zatem dojść do rewanżu za ubiegły rok między Sereną i Justine, chociaż ich spotkanie nastąpić może znacznie wcześniej, jako że Justine z jedynką jest w tej samej grupie co Serena, rozstawiona jako ósemka. Ale poza nimi są przecież w turnieju jeszcze: Ana Ivanovic, triumfatorka Pacific Life Open; Jelena Jankovic, Swietłana Kuzniecowa, finalistka z Indian Wells; Daniela Hantuchova. Każda z nich ma potencjał wystarczający do wygrania turnieju. Stanowią one zatem nie tylko zwykłą plejadę gwiazd, widoczną na każdym ważniejszym turnieju tenisowym; z nimi trzeba się liczyć.
Agnieszka Radwańska (aktualnie 16. WTA) wylosowała grupę średnio trudną, średnio, bo musi wygrać najpierw - pomijam spotkanie w drugiej rundzie - ze zwyciężczynią pojedynku Natalie Dechy - Shahar Peer; z tą ostatnią ma bilans ujemny (1:2), chociaż ostatni pojedynek z Izraelką rozstrzygnęła na swoją korzyść. A potem powinna pokonać Swietłanę Kuzniecową - z którą wygrała tylko raz, w Australian Open. Tym razem więc droga do ćwierćfinału wydaje się być znacznie trudniejsza niż w Indian Wells.
Marta Domachowska (87. WTA) też ma niełatwy los. Najpierw musi wygrać z Amerykanką Jill Craybas (68. WTA), z którą nie tak znów łatwo uporała się ostatnio w trzech setach w finale w Pattaya Agnieszka Radwańska. Czy sztuka ta uda się także Marcie Domachowskiej, nie rozpieszczanej sukcesami od czasu Australian Open? A jeśli nawet powiedzie jej się z jedną Amerykanką, będzie musiała natychmiast potwierdzić, prawdopodobnie w zderzeniu z drugą, tym razem z Venus Williams, że jej dobra gra w Australian Open, nie była przypadkiem.
W tej samej części drabinki, znalazła się Dunka polskiego pochodzenia, Caroline Wozniacki (43. WTA). Jej przeciwniczka, to pogromczyni Marty Domachowskiej z Indian Wells, Bułgarka Cwietana Pironkowa (73. WTA). Caroline radzi sobie wprawdzie zupełnie dobrze, w Indian Wells doszła do czwartej rundy po pokonaniu między innymi Marii Kirilenko (29. WTA), w tym roku wygrała ponadto m.in. z: Argentynką Giselą Dulko (38. WTA), Ukrainką Aloną Bondarenko (21. WTA), Francuzką Marion Bartoli (9. WTA) i Hiszpanką Anabel Mediną Garrigues (39. WTA), ale nie czeka jej łatwy mecz.
W konkurencji panów będą wszyscy najlepsi. Zgodnie z listą rankingową rozstawiono Rogera Federera z jedynką, Rafaela Nadala z dwójką, jako trzeci został rozstawiony Novak Djokovic, triumfator Australian Open i Pacific Life Open w Indian Wells. Roger Federer stał się niewiadomą w tenisie - od czasu Australian Open, Rafael Nadal nie jest mistrzem na twardej nawierzchni, chociaż z Afro-Francuzem, Jo-Wilfriedem Tsongą, dał sobie w końcu radę. Andy Roddick zakończył w Indian Wells swoje wysokie loty, których zenitu sięgnął w Dubaju, wygrywając tamtejszy turniej po zwycięstwie nad Hiszpanem Felicjano Lopezem. Tym razem na drodze stanął mu Niemiec Tommy Hass. Najsolidniej, najregularniej zdaje się grać Djokovic.
Tenis mężczyzn stał się znacznie bardziej interesujący niż jeszcze przed rokiem, kiedy to dość łatwo można było wytypować zwycięzcę turnieju, sądząc po nawierzchni, drabince turniejowej oraz formie i stanie zdrowia poszczególnych zawodników. Dzisiaj w znacznie większym stopniu zaczyna grać rolę jeszcze element psychiczny, równie ważny jak przedtem, to prawda, ale dzisiaj mniej niż ongiś czytelny. Rzecz w tym, iż spore znaczenie odgrywa, jak się wydaje, sądząc po wielu różnych sygnałach płynących od samych zawodników (i zawodniczek), tak zwane zmęczenie materiału, o którym dowiadujemy się zwykle dopiero po fakcie. Coraz częściej więc uznawani za „murowanych” faworytów tenisiści wychodzą z pojedynku na tarczy, podczas gdy skazani na przegraną stają po grze zwycięskiej z tarczą w ręku. Któż odważyłby się wskazać Amerykanina Mardy Fisha (98. ATP przed turniejem), na finalistę Pacific Life Open? Zresztą on sam nie bardzo mógł uwierzyć w swój sukces, w pokonanie po kolei takich zawodników, jak: Igor Andriejew, Nikołaj Dawidienko, Lleyton Hewitt, David Nalbandian, czy Roger Federer.