W finale mistrzostw Polski w Szczecinku Marcin Gawron pokonał Grzegorza Panfila. Pierwszy przed czterema laty grał o tytuł w juniorskim Wimbledonie, drugi wspólnie z innym rówieśnikiem - Błażejem Koniuszem, kilka miesięcy wcześniej triumfował w deblu juniorskiego Australian Open. Z nich mieliśmy mieć pociechę w niedalekiej przyszłości, ale drogi tenisowe bywają kręte.
Zawodnicy rocznika 1988 są przyszłością tenisa, coraz znaczniejszą siłą w męskich rozgrywkach. Del Potro, Čilić, Gulbis czy de Bakker to wieżowcy bazujący grę na serwisie. Ale są też przebojowi Dołgopołow, Koroliow oraz Riba. Szczególnie ci, nie tylko z powodu wygranych turniejów w Polsce oraz - oprócz Hiszpana - bliskości kulturowej, ale i charakterystyki, powinni być wzorem dla biało-czerwonych.
Panfil: Nie chcę czekać do 30-tki na Top 100
Riba, mistrz challengera bytomskiego, powrócił tej wiosny na Górny Śląsk. Dwukrotnie mierzył się w młodszych kategoriach wiekowych z Panfilem, przegrywając z nim w półfinale imprezy red. Tomaszewskiego na Warszawiance. Riba jest dziś najmłodszym w historii po Nadalu Hiszpanem w czołowej setce rankingu, a Panfil wciąż o kilka długości od tego celu.
Zabrzanin jest jednym z przedstawicieli rocznika fenomenalnie zapowiadającego się w polskim tenisie jeszcze kilka lat temu. Opowiada nam o trudach przebicia się na poziom pozwalający na występy w cyklu World Tour. - To, że Kubot dostał się do Top 100 dopiero w wieku 27 lat wcale mnie nie przeraża. Ja mam 22 lata i każdego dnia robię wiele, by również się tam znaleźć - mówi.
Grzegorz Panfil, 22 lata, w 2006 roku jedyny raz wystąpił w Tourze (foto K. Straszak)
Gdy rankingowo się stoi, trzeba coś zmienić. Dla Panfila, najlepszego leworęcznego singlisty w Polsce, początkiem lepszego ma być turniej World Tour, najważniejszego cyklu pod egidą ATP. W chorwackim Umag lub szwajcarskim Gstaad chce 24 lipca wziąć udział w kwalifikacjach, choć to zależy w pierwszej kolejności od rywali i układu listy startowej. Jedyny występ w Tourze Panfila datuje się na 1 sierpnia 2006 roku, kiedy dostał dziką kartę w Sopocie.
To, że potencjał Panfila, dziś dopiero piątego w kolejności Polaka na liście rankingowej, jest doceniany, świadczą powołania do kadry narodowej. W ubiegłym sezonie zadebiutował w Pucharze Davisa w meczu z Belgią, a w tegorocznym spotkaniu z Finlandią był sparing-partnerem na prawach pełnoprawnego reprezentanta. Kapitan Radosław Szymanik ufa Panfilowi nie tylko ze względu na jego lewą rękę, choć nie da się ukryć, że kadrze był w marcu potrzebny mańkut do solidnych treningów przed grami z Nieminenem.
- To było świetne doświadczenie - wspomina mecz w Sopocie Panfil. - Tak sobie wtedy siedzieliśmy z Kubotem i rozprawialiśmy o planach i marzeniach. Wiem, że on jest profesjonalistą w pełnym tego słowa znaczeniu. Kubot jest wzorem dla wszystkich, którzy chcą coś osiągnąć. Ja go podziwiam. Panfil ciepło mówi także o grudniowym zgrupowaniu kadrowiczów, również w Sopocie. - Było wspaniale i wywołało apetyt na więcej takich spotkań. Ale z racji startów w różnych częściach Europy i świata logistycznie takie coś jest mało możliwe.
Projekt przygotowań najlepszych polskich tenisistów w jednym miejscu jest dzisiaj nierealny, bo wszyscy mają jakąś swoją bazę lub kilka miejsc, w których trenują. Panfil zaczynał pod okiem Stanisława Żmudy w Rudzie Śląskiej, a osiem lat temu związał się z Górnikiem Bytom, gdzie jest pod szkoleniową opieką Jacka Widawskiego. Trenujący wcześniej Grzegorza brat, Aleksander, przeniósł się do Ustronia, gdzie wspólnie z Adamem Skrzypczakiem realizuje pomysł na kompleks tenisowy.
Bazą Panfila są także Czechy: mieszkał już w Przerowie i Ostrawie. W tej ostatniej, praktycznie przygranicznej miejscowości, w klubie z czterokortową halą, pięcioma otwartymi kortami i odnową biologiczną zajmuje się nim trener Stavros Wawrzos. Panfil myśli także o mieszkaniu w Pradze, gdyby wyjechał tam trenować na dłuższy czas. W czeskiej stolicy osiedlił się Kubot, a epizod zaliczył tam też Przysiężny.
Panfil wcale nie musiałby się przeprowadzać, bo na miejscu ma praktycznie wszystko: kilkanaście kortów w Bytomiu oraz odnowę biologiczną w centrum rehabilitacyjnym prowadzonym przez siostrę i szwagra. Przed południem dwie godziny trenuje ze szkoleniowcem, po południu tyle samo z hitting partnerem, potem ma półtorej godziny zajęć ogólnorozwojowych. Problem jest od dawna jeden: w Polsce nie ma wielu i mocnych sparing-partnerów. Tymczasem ulokowani w Barcelonie tenisiści hiszpańscy mogą pograć sobie nawet z Nadalem.
Gawron, trzecie mistrzostwo Polski i co dalej?
W lutym Marcin Gawron został zawodnikiem Tuan Club Piaseczno, na kortach którego można zobaczyć już więcej znanych nazwisk (np. Matkowski i Fyrstenberg). Materiały prasowe przygotowane przez managera Gawrona mówią o jasnych celach nowosądeczanina: awansie do czołowej setki. Trzecie w karierze mistrzostwo Polski zdobyte w piątek punktów do rankingu jednak nie przyniesie.
- Ciężko pracuję nie tylko na korcie - przyznał Gawron, którego współpraca z psychologiem Pawłem Habratem już podobno przynosi owoce. Małe przekonanie o własnej wartości to wielki problem polskich tenisistów. Nasi nie odbiegają techniką od innych - mówią trenerzy. Ale tenis to mentalność. Tej Gawrona w ubiegłym roku mógł zostać zadany poważny cios po tragedii rodzinnej.
Marcin Gawron, 22 lata, mistrz Polski 2007-2008-2010 (foto marcingawron.com.pl)
Silna psychika to właściwość największych sportowców. Panfil nie wierzy jednak, że ktoś może skupiać się na korcie tylko i wyłącznie na najbliższej piłce. - Przegrany na styk punkt czy tym bardziej set zwykle powoduje rozpamiętywanie straconych szans. Większość w takich wypadkach zaczyna wyciągać wnioski - mówi urodzony w Nowy Rok blondyn z zabrzańskiej Rokitnicy.
Niewiele jednak czasami trzeba do podbudowania się. Dla Przysiężnego i Janowicza impulsem był mecz z Murrayem w Pucharze Davisa. Występ w kadrze narodowej to cel Gawrona, notowanego na razie w rankingu w szóstej setce. - Podjąłem kilka ważnych decyzji i potrzeba trochę czasu, zanim przyniosą one pozytywne efekty - mówi. Dzikich kart do polskich challengerów nie będzie otrzymywać do końca kariery, a więc czas na progres.
Koniusz za zakrętem
Panfil żałuje, że po mistrzostwie Aussie Open rozeszły się jego drogi z Koniuszem. Temu drugiemu chyba w pewnym momencie było już wszystko jedno. Błażej, świętochłowiczanin, nie ma trenera i środków na wyjazdy turniejowe. Zarabia na życie w lidze niemieckiej, a na kortach Chorzowskiego Towarzystwa Tenisowego trenuje już bardziej nie sam, a kogoś: Paulę Kanię, najwyżej notowaną polską juniorkę, świeżo upieczoną mistrzynię Polski, prywatnie partnerkę życiową.
Błażej Koniusz, 22 lata, świętochłowiczanin (fot. R. Baran/bytomopen.pl)
Ubiegły sezon Koniusz zakończył już w sierpniu, ale tej wiosny był wyróżniającą się postacią w serii polskich turniejów Futures. - Niestety, czasami wychodzi brak ogrania - mówi zawodnik, który przed początkiem sezonu brałby w ciemno wyniki uzyskane w Katowicach, Koszalinie czy Gliwicach.
Jest nadzieja na lepsze czasy. Koniusz i Panfil po sukcesach deblowych w Koszalinie i Gliwicach znów chcą grać razem. Czy to nie tak, od początkowego dystansu do gry podwójnej, rozpoczynały się nowe rozdziały karier Kubota, Kowalczyka, Bednarka?