Mała Szwajcaria przeżywa chwile chwały. Po "obligatoryjnym" awansie do ćwierćfinału Rogera Federera, swoje miejsce tam znalazł - po raz pierwszy w karierze - także Wawrinka, legitymujący się cudownym jednoręcznym bekhendem zawodnik o polskich korzeniach. Niemal cztery i pół godziny pojedynku z Querreyem potwierdziło klasę tego mniej znanego ze Szwajcarów, który dwa dni wcześniej powiedział bye bye jednemu z głównych faworytów do tytułu, Andy'emu Murrayowi.
Wawrinka dał faworytowi publiczności 15 szans na przełamanie swojego serwisu, ale Querrey wykorzystał tylko trzy. Amerykanin zgarnął 84% piłek z pierwszego podania, przy którym jednak Stanislas także znalazł swoje szanse, co było kluczem do wygranej. Oto z ośmiu break pointów zyskujący sławę Szwajcar zamienił na przełamanie cztery. Skromniejszy w liczbie asów (16-19), skończonych piłek (66-70), a także popełniający więcej niewymuszonych błędów (59-55) Wawrinka wygrał w sumie dwa punkty więcej, ale przede wszystkim wygrał te ważniejsze.
Flashback. W 2006 roku Jużnyj w 1/8 finału odprawił Robredo, a potem poradził sobie z Rafą Nadalem. W 2010 roku w walce o ćwierćfinał znów jest lepszy od Robredo, a bardziej znanego z Hiszpanów może przypomnieć sobie w piątek, gdy rozegrane zostaną półfinały. Jużnyj zasalutował po wykonaniu zadania: dla niego to w sumie czwarty wielkoszlemowy ćwierćfinał, a drugi w tym roku: po Roland Garros.
Do tej fazy wyniósł moskwianina nie tylko mocny zamach ramieniem, ale i precyzja, regularność i skuteczność. Otwierającego seta (w którym w statystykach lepszy był Hiszpan) wygrał po obronie dwóch break pointów i wykorzystaniu tego jedynego dla siebie, przy 5:5. Drugiego seta zapisał na konto bez dania Robredo żadnej okazji przy swoim serwisie i już szukał decydującego przełamania w trzeciej partii, gdy Robredo wypatrzył okazję dla siebie. Jużnyj nie mylił się wtedy, kiedy nie powinien i zamknął spotkanie po nieco ponad trzech godzinach.
28-letni Rosjanin musiał być uważany za faworyta przeciw Robredo, także dlatego, że Katalończyk, dwukrotny mistrz Sopotu, dwie poprzednie rundy przebrnął dzięki kreczom francuskich rywali, najpierw Juliena Benneteau, złamanego bólem nadgarstka, a potem Michaëla Llodry, który w związku z bólami głowami, tudzież karku zaczął widzieć podwójnie. Bilans Robredo w Nowym Jorku niesamowity: wystąpił tam dziesiąty raz, siódmy raz doszedł do IV rundy i siódmy raz został zastopowany przed ćwierćfinałem.