Nadal nie zamierzał tłumaczyć finałowej porażki zmęczeniem. - Czuję, że przegrałem bo mierzyłem się z bardzo dobrym Federerem na jednej z jego ulubionych nawierzchni - powiedział. - Grał bardzo agresywnie. Miał wysoki procent pierwszego serwisu w ważnych momentach. Jest trudno grać przeciw komuś kto trzyma się blisko linii końcowej i chodzi do siatki. Nie chciał długich wymian z głębi, chciał być w korcie i być agresywny. Zrobił to nieźle, nie?
Pochwała dla szwajcarskiego przyjaciela-rywala: - Roger jest prawdopodobnie najbardziej kompletnym tenisistą na świecie. Gdy gra dobrze, trudno jest znaleźć na niego sposób. Tylko przez moment taki znalazłem - powiedział 24-letni lider rankingu. - Grał nieprawdopodobnie. Na początku był nieosiągalny. Miałem szanse dopiero w drugim secie i jakieś tam też w trzecim. Ogólnie rzecz biorąc był lepszy, ale ja ze swojej postawy także jestem zadowolony, bo jednak zdobyłem partię. Mogę mu tylko pogratulować tego, że zdobył tytuł tracąc tylko seta, grając niesamowicie przez cały tydzień.
"Federer, wraca nietykalny. Niszczy Nadala" - pisze w poniedziałek dziennik "La Gazzetta dello Sport", który w komentarzu mówi o pogłębiającej się różnicy między dwójką najlepszych dziś tenisistów a całą resztą. Nadal dotarł w tym sezonie do dwóch brakujących mu w kolekcji finałów wielkich turniejów: US Open i Masters. - Jestem zadowolony z tego fantastycznego tygodnia - stwierdził. - Pokonałem czterech zawodników z czołowej ósemki na trudnej dla mnie nawierzchni. Myślę, że nigdy wcześniej się to nie zdarzyło.
Barceloński "Mundo Deportivo" na pierwszej stronie zamieszcza informację o "wykończonym Nadalu", relację z Londynu tytułując "Terytorium Federera" i przedstawiając rzekomy plan Rafy zdobycia klasycznego Wielkiego Szlema w sezonie 2011 ("Następny przystanek, Rafa Slam").
Nawet poniedziałkowy klasyk ligi piłkarskiej Barcelona-Real nie zdjął Masters z czołówki sportowej największego hiszpańskiego dziennika, "El País". "Federer jest nieskończony" - czytamy w nagłówku. "Szwajcar zamyka rok łatwiejszym niż to przewidywał triumfem nad Nadalem".
W oficjalnych pojedynkach mierzyli się z Federerem 22 razy. Towarzysko, na cele charytatywne, zagrają 21 grudnia w Zurychu i dzień potem w Madrycie. - Cały czas utrzymujemy znakomite stosunki: nie zmieniło się to, bo czujemy do siebie wielki respekt. Ciągle jesteśmy blisko: w Radzie Zawodników, na korcie, grając mecze pokazowe. Nie myślę, by to była rywalizacja. W ważnych momentach wciąż jesteśmy razem, co sprawia, że te momenty bardziej się docenia.
Federer i Nadal zapraszają na "Mecz dla Afryki"
Nie tylko pokazówki: grudzień będzie dla Nadala pracowitym miesiącem. - Już od jutra [poniedziałku], niemal codziennie aż do następnego poniedziałku muszę spełniać obowiązki sponsorskie, nakręcić spoty reklamowe. Tak będą wyglądały moje wakacje - śmieje się. Potem? - Treningi. W kolejny poniedziałek je wznawiam. To będą treningi pełne, aby już przygotowywać się do stycznia. Będę pracował podobnie jak w ubiegłym roku, kiedy do sezonu przystąpiłem na bardzo wysokim poziomie, choć niespokojny, gdyż byłem wtedy bez tytułu od dłuższego czasu. Jeżeli teraz wystartuje na podobnym poziomie, sytuacja będzie inna, ponieważ potrzebny spokój mam po tym prawdopodobnie najbardziej emocjonującym i najlepszym sezonie mojej kariery.
Pozostający przez jedenaście miesięcy bez turniejowego zwycięstwa Nadal przełamał się w kwietniu w Monte Carlo. - Cały czas myślałem tylko o skupieniu, by nie tracić dynamiki i poziomu, który uważałem za uprawniający mnie do myślenia o wygraniu każdego turnieju - wyjaśnił. Powraca do początku roku: - W Abu Zabi była tylko pokazówka, ale każdy chce się tam dobrze zaprezentować i był fantastyczny poziom. Potem w Dausze na otwarcie z Dawidienką zagrałem prawdopodobnie jeden z najlepszych setów w mojej karierze. Po tych dwóch turniejach powiedziałem sobie, że znów się liczę, znów gram dobrze, jestem gotowy do wygrywania i kolekcjonowania ważnych tytułów.
Rafa na tytuł poczekał jednak do sezonu na kortach ziemnych, także dlatego, że w styczniu przyplątała mu się kontuzja: - Było to dla mnie ciężkie do zaakceptowania, że musiałem opuścić Australię z urazem. Ale szczęśliwie zostałem wyłączony tylko na trzy tygodnie i gdy powróciłem w Indian Wells i Miami, znów prezentowałem bardzo wysoki poziom. To był klucz: czuć, że gra się dobrze, nawet jeżeli się nie zwycięża. To dlatego gdy w końcu triumfowałem w Monte Carlo, wszystko stało się łatwiejsze, bo zrzuciłem z siebie całą presję, obawę. Potem grałem już bardzo dobrze: Roland Garros bez straty seta, Wimbledon z wieloma trudnymi pojedynkami i w końcu US Open - wymienia, po czym się dowartościowuje: - By dotrzeć do dwóch wielkoszlemowych finałów bez straty seta, trzeba grać naprawdę bardzo dobrze, nie?
Jak jest przygotowany na presję związaną z oczekiwaniami powtórzenia wszystkiego co osiągnął? - To nie pierwszy taki sezon w mojej karierze. Nie ma dla mnie wielkiej różnicy czy wygrałem w jednym roku trzy turnieje Wielkiego Szlema czy jeden. Gdy zaczyna się sezon, zaczyna się wszystko od nowa. Nie myślę o tym, że muszę obronić sto tysięcy punktów czy tylko tysiąc. W Australii czy już w Dausze mam zero punktów. Zaczynamy od zera. Pierwszym celem jest kwalifikacja do Londynu w przyszłym roku. Presja na mnie będzie wciąż taka sama, nieważne czy gram w Australii czy w US Open. Zamiarem zawsze jest dobra gra, próba zwycięstwa z każdym rywalem i dojście do finału.