Grzegorz Panfil, 23 lata, zabrzanin (foto NURKIEWICZ/BNP Paribas Polish Open)
Startujący z dziką kartą Grzegorz Panfil kolejnym Polakiem, który pożegnał się największym polskim turniejem. Zabrzanin pozostawił po sobie jednak dużo lepsze wrażenie niż poprzedzający go Smoła, a do cennego zwycięstwa zabrakło zaledwie jednej piłki. Ostatecznie Francuz obronił się genialnym zagraniem po linii i po dwóch godzinach i 30 minutach triumfował wygrywając 8-6 w tie breaku decydującego seta.
- Mecz był ciężki, ale jestem zadowolony z jego przebiegu. Od początku spotkania grałem agresywnie, zgodnie z przedmeczowymi założeniami, więc nie mogę narzekać. Oczywiście szkoda tego tie breaka: 6-5 i własny serwis, ale takie spotkania uczą - powiedział leworęczny Panfil.
Gicquel długimi momentami skupiony był bardziej na wszystkim wokół, a nie na grze w tenisa. Przeszkadzało mu stukanie dobiegające z turniejowej kuchni, drażnili go chodzący fotoreporterzy, ale największe zastrzeżenia Francuz miał do nawierzchni kortu. Całą sytuację po meczu skomentował Panfil: - Wiadomo jaka w ostatnich dniach była pogoda. Korty są miękkie, ale zawodnik takiej klasy nie powinien tyle narzekać, tylko robić swoje. Dla nas obu warunki były przecież takie same.
Z turniejem pożegnał się także kolejny z Polaków - kwalifikant Robert Godlewski. Podobnie jak Maciej Smoła, w całym spotkaniu zdobył zaledwie dwa gemy, a jego rywalem był Francuz Robert.
Awansował także Rumun Adrian Ungur odwracając losy niemal przegranego spotkania. W starciu z Simone Vagnozzim przegrywał już 2:6, 0:4, ale ostatecznie pokonał Włocha w trzech setach 2:6, 6:4, 7:5.