Juan Pico Mónaco, 27 lat, fan klubu piłkarskiego Estudiantes (foto EPA)
Nie wykorzystując prowadzenia z przełamaniem w obu przegranych setach, Ferrer stracił szansę na obronę tytułu w imprezie, której jest... współwłaścicielem. - Hej, to że przegrałem, nie oznacza, że przestaje nim być - śmiał się. Mieszkający w Walencji drugi singlista Hiszpanii, piąta rakieta świata, zdobył w sumie więcej punktów od Mónaco (89-85), co nie przyczyniło się jednak do poprawienia przez niego bilansu gier z popularnym Pico (obecnie 4-3 dla Mónaco).
CZYTAJ: Granollers dotrwał do końca, del Potro za burtą
Ale czy Kafielnikow nie wygrywał rokrocznie turnieju moskiewskiego? Ferrer mieszka w Walencji, mówi językiem walencjańskim, jest lokalnym pupilem - gdy lata świetności ma za sobą Juan Carlos Ferrero, także pochodzący ze wspólnoty autonomicznej o tej samej nazwie co główne miasto regionu, trzecie największe w Hiszpanii. - Jestem współwłaścicielem turnieju, ale też zawodnikiem - mówił Ferrer. - Zabrakło mi koncentracji w ważnych momentach, zabierałem się do odrabiania strat zbyt późno. Nie dzieje sie nic. Pico i Marcel to znakomici zawodnicy. Dziękuję publiczności za to, że czuję się jakby grając u siebie w Pucharze Davisa.
Gdyby Walencja nie przegrała z Sewillą batalii o goszczenie finału Pucharu Davisa, Ferrer mógłby ponownie w tym sezonie wystąpić przy własnych fanach. W dniach 2-4 grudnia na stadionie La Cartuja w stolicy Andaluzji może dojść do ponownego starcia Ferrer-Mónaco, choć ten drugi będzie pewnie najwyżej tylko w odwodzie kadry argentyńskiej.
Już półfinał był najlepszym tegorocznym wynikiem Mónaco (ATP 41), któremu Ferrer w lutym zamknął drogę do tej samej fazy w Acapulco. "Ferru" jest już trzecim reprezentantem gospodarzy wyeliminowanym przez Mónaco w Walencji, po Almagro i Ferrero. Dla Argentyńczyka to 11. finał w karierze, ale dopiero pierwszy na korcie twardym; ostatni finał: Santiago de Chile w ubiegłym roku, wszystkie trzy tytuły: rok 2007.
- W meczu z Davidem było wiele wzlotów i upadków z obu stron - tłumaczył Pico (zamienił na przełamania 5/7 break pointów). - Najbardziej chciałem się skoncentrować na własnym serwisie, którego utrzymanie dodawało pewności siebie - dodał z euforią, przyznając że grał na środku przeciwbólowym, który znacznie poprawił jego samopoczucie. - Nie wiem, jaki zawodnik może powiedzieć, że jest w stu procentach zdrowy; tak naprawdę każdego coś pobolewa i, szczególnie pod koniec sezonu, nie jest to nic dziwnego.
Finał w niedzielę o godz. 15. Granollers i Mónaco mierzyli się dotąd dwukrotnie: bilans 1-1. Przed rokiem w Walencji Granollers pokonał starszego kolegę w walce o najlepszą czwórkę: - Pamiętam to bardzo dobrze - potwierdził Pico. Przed trzema laty w Warszawie, też w ćwierćfinale, triumfował Mónaco.
Cel Pico: zdobyć w końcu kolejny tytuł, po czterech latach od sukcesu w Kitzbühel. - Zostawić wszystko inne, liczy się teraz tylko finał z Marcelem, z którym graliśmy bardzo wyrównane mecze - powiedział gracz z Tandil, ziomek del Potro. - To, że w końcu dotarłem do finału na korcie twardym, to dla mnie coś wyjątkowego, bo znaczy że się rozwijam. Dotąd rozbijałem się gdzieś w półfinałach, podczas gdy osiągnięcie w Walencji daje mi wiele pewności siebie.