Finały ATP World Tour: Klęska słabnącego Đokovicia, huśtawka Berdycha

Tomáš Berdych po obronie meczbola pokonał w środę zastępującego kontuzjowanego Andy'ego Murraya Janko Tipsarevicia 2:6, 6:3, 7:6(6) w grupie A rozgrywanych w hali O2 w Londynie Finałów ATP World Tour. Dwa dni wcześniej po meczu z Novakiem Đokoviciem to Czech schodził z kortu pokonany po niewykorzystaniu piłki meczowej. Wieczorem szokującej klęski doznał lider rankingu, który przegrał z Davidem Ferrerem 3:6, 1:6.

Berdych odniósł drugie zwycięstwo nad Tipsareviciem na przestrzeni dwóch tygodni (w Paryżu-Bercy). - Nie miałem trochę szczęścia w poniedziałek (z Đokoviciem) - powiedział Czech. - Dzisiaj stałem się bardziej szczęśliwy. A zatem jest 1-1. Przed tie breakiem czułem się całkiem dobrze, powiedziałbym, że byłem dosyć pewny siebie. Kilka ostatnich gemów, w których serwowałem było szybkich i łatwych.

Finalista Wimbledonu 2010 w zwycięskim tie breaku od 5-3 oddał trzy punkty. W końcówce zagotował się Tipsarević, który zmarnował meczbola wyrzucając prostego woleja bekhendowego, a następnie popełnił podwójny błąd dając piłkę meczową rywalowi. Dzieło Berdych zwieńczył potężnym serwisem (przy odbiorze Serb poślizgnął się i upadł na kort) i stanowiącym formalność forhendem. - Jeśli miałbym jeszcze jedną szansę, wziąłbym tę piłkę wcześniej, poszedłbym do siatki i zagrał woleja - stwierdził Tipsarević. - Więc szczerze mówiąc nie jestem rozczarowany ze sposobu, w jaki zagrałem przy piłce meczowej. Jestem rozdrażniony na siebie z powodu mojego pierwszego podwójnego błędu przy 6-6 w tie breaku i tym całkowicie pozwoliłem wrócić Berdychowi. On od początku nie grał wielkiego meczu, może wpływ na to miała utrata pewność siebie, po tym jak przegrał z Đokoviciem mając meczbola.

Tipsarević został pierwszym rezerwowym tenisistą, który wszedł do turnieju od czasu Radka Štěpánka (2008). Bilans tegorocznych spotkań 27-latka z Belgradu z zawodnikami z Top 10 to 2-9. Tipsarević w ostatnich miesiącach awansował w rankingu z 29. na dziewiąte miejsce, przeżywając kilka tenisowych pierwszych razów: półfinał Masters 1000 (Montreal), ćwierćfinał Wielkiego Szlema (US Open) oraz dwa tytuły. W piątek zagra z rodakiem Đokoviciem. - Nie chcę czegoś sobie przypisywać, ale czułem, że w I secie grałem dosyć dobry tenis. Bez żadnego konkretnego powodu poszedłem dwa metry do tyłu, dając mu dużo czasu i mnóstwo przestrzeni, aby mógł wrócić do meczu. Choć w III secie grałem lepiej, tak jak można było zobaczyć, o jego zwycięstwie przesądziło kilka punktów. Czuję, że nikogo nie rozczarowałem moim dzisiejszym występem - kontynuował Tipsarević. - Myślę, że mogłem to zdobyć dużo spokojniej. Ale wciąż jest jeszcze jeden mecz do rozegrania. Jeśli zbiję samego siebie za to, nie pomoże mi to w meczu z numerem jeden w piątek.

Ferrer tak jak w 2007 roku w Szanghaju (tam wówczas rozgrywano Masters) pokonał Đokovicia, ale tym razem Serb został upokorzony przez tenisistę z Walencji. W Szanghaju Hiszpan doszedł do wielkiego finału, przed rokiem w swoim drugim starcie w imprezie wieńczącej sezon nie wygrał nawet seta. - Byłem bardzo zmotywowany - powiedział Hiszpan, który w poniedziałek także bez straty seta pokonał Murraya. - Jestem w półfinale. Chcę bawić się tą chwilą. Nie chcę na razie myśleć o półfinale w sobotę. Myślę, że może dzisiaj zagrałem najlepszy mecz w sezonie. Czułem się dobrze od początku meczu. Może kluczem był mój serwis. Ostatnim razem przeciwko Nole nie serwowałem tak dobrze. W ciągu 75 minut gry Ferrer przegrał tylko dwie piłki przy swoim premierowym podaniu, a w sumie przy serwisie oddał 11 piłek.

- Słowa uznania dla Ferrera, który zagrał wielki mecz - komplementował rywala Đoković, który przegrał piąty mecz w sezonie (bilans 70-5). - To z całą pewnością był najgorszy mecz jaki rozegrałem w tym sezonie. Zbyt wiele niewymuszonych błędów. Nie grałem dobrze - taki jest fakt. Na tym poziomie wiesz, że musisz dostarczyć swój najlepszy tenis. Nie byłem na swoim najlepszym poziomie w pierwszym meczu (z Berdychem), ale próbowałem coś wprowadzić do rytmu w II secie. Jeśli chodzi o ten mecz, nie znajduję żadnych słów wyjaśnienia. Naprawdę nic mi się nie układało. Nic mi się nie udawało - samokrytycznie podsumował Serb fatalny mecz z Ferrerem. - On grał sprytnie, zmieniał rytm. Zawsze możesz oczekiwać i przewidywać co się z nim stanie przed wyjściem na kort. On nie obniżał zbytnio swojego poziomu. Zawsze był skupiony, walczył o każdy punkt. On jest wielkim zawodnikiem, zasłużył na zwycięstwo.

DEBEL

Mahesh Bhupathi i Leander Paes w styczniu po 10 latach wrócili do wspólnego grania. "Indyjski Ekspres" zawędrował do finału Masters w 1997, 1999 i 2000 roku. W środę Hindusi pokonali mistrzów Wimbledonu 2010 i US Open 2011 Jürgena Melzera i Philippa Petzschnera i łączny bilans ich tegorocznych spotkań to 31-13 (zdobyli trzy tytuły). - Myślę, że Hesh grał dzisiaj błyskotliwie i znakomicie się poruszał - powiedział Paes o swoim partnerze. - Szczególnie przy siatce, zagrał kilka naprawdę ładnych wolejów. Przy jednym zrobił blok bekhendowy pół-wolejem po krosie i powiedział: "nie ćwicz tego w domu". A Bhupathi dodał: - Zagraliśmy mecz na wysokim poziomie. Myślę, że ważny był dobry start i mogliśmy ten rozmach trzymać przez cały mecz. Mam nadzieję, że będziemy potrafili to utrzymać w piątek i wygramy zapewniając sobie grę w weekend.

W czwartym gemie I seta Hindusi przełamali Petzschnera, obejmując prowadzenie 3:1, ale bekhendowy wolej Niemca przy podaniu Bhupathiego sprawił, że wszystko się ponownie wyrównało. Przy 5:6 i 0-40 Petzschner obronił trzy piłki setowe, korzystając z potężnego serwisu, lecz decydujący punkt padł łupem Bhupathiego, który popisał się forhendowym returnem. Hindusi w trwającym 39 minut I secie przy swoim premierowym podaniu zdobyli 18 z 23 punktów. W II secie przy stanie 2:2 Bhupathi ponownie oddał podanie, ale Hindusi szybko się pozbierali i objęli prowadzenie 5:3, po tym jak Petzschner w ósmym gemie od 30-30 zrobił dwa podwójne błędy. Bhupathi mecz zakończył gemem serwisowym na sucho.

Bhupathi i Paes, którzy w styczniu osiągnęli finał Australian Open, w ostatnim meczu zagrają z trzykrotnymi triumfatorami Masters (2003, 2004, 2009) Bobem i Mikiem Bryanami. - Graliśmy z nimi wcześniej i ich pokonaliśmy - stwierdził Bhupathi. Chodzi o ich ostatni mecz z sierpnia, gdy Hindusi wygrali z Amerykanami w Cincinnati 1:6, 7:6(2), 10-7. - Graliśmy z nimi wiele razy, więc wiemy czego się spodziewać. Paes dodał: - Jakość tenisa jest zawsze wysoka i różnica, jaka daje wygraną, to jeden czy dwa punkty. Wiemy, że będzie naprawdę wysokie tempo. Będzie szybki mecz, ponieważ oni lubią grać szybko. Musimy więc być na to gotowi. Pod koniec dnia musimy zagrać dobry tenis, taki jak zawsze graliśmy przeciwko nim, to będzie wielki mecz. W tym sezonie obie pary grały ze sobą dwa razy i bilans to 2-1 dla Amerykanów, którzy pokonali Hindusów dwa razy w finale: Australian Open 6:3, 6:4 i na kortach klubu Queen's w Londynie 6:7(2), 7:6(4), 10-6.

W środę wieczorem amerykańscy bliźniacy pokonali debiutujących w Masters Roberta Lindstedta i Horię Tecău 6:1, 6:2 w 56 minut i wygrali 60. mecz w sezonie (bilans 60-14). Bryanowie Szweda i Rumuna pokonali także w lipcu w finale Wimbledonu. W piątek zagrają z Melzerem i Petzschnerem o to, by po raz pierwszy od 2003 roku (grano wtedy w Houston) fazę grupową Masters zakończyć bez porażki.

Finały ATP World Tour: program i wyniki

Komentarze (0)