Wyjść na kort i grać swój tenis - rozmowa z Grzegorzem Panfilem, polskim tenisistą

Grzegorz Panfil po raz drugi został powołany do reprezentacji Pucharu Davisa jako "druga rakieta". W spotkaniu z Madagaskarem nie zawiódł i zdobył dwa punkty. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada o treningu z Jerzym Janowiczem i o tym, dlaczego lubi korty ziemne.

W tym artykule dowiesz się o:

Dominika Pawlik: W meczu Pucharu Davisa z Madagaskarem po raz drugi w karierze miał pan okazję grać do trzech wygranych setów. W Finlandii z Jarkko Nieminenem się nie udało, przegrał pan 4:6, 4:6, 4:6, ale tym razem zwycięstwo.

Grzegorz Panfil: Wygrałem, nie miałem jeszcze przyjemności zagrać pięciu setów, ale może warto by było spróbować zagrać więcej niż te trzy sety [śmiech]. Tak, udało mi się wygrać tym razem i to w trzech partiach. W piątek w pierwszym secie w meczu z Antso Rakotondramangą miałem mały problem, później już się wszystko poukładało. W niedzielę w spotkaniu z Lofo Ramiaramananą tak samo, w tym pierwszym secie miałem trochę problemów z serwisem rywala, dawno nie grałem z leworęcznym zawodnikiem. Później wszystko wróciło do normy, zacząłem atakować return i dobrze serwowałem. Ta nawierzchnia nie pozwala na taką grę, jaką ja lubię. Nie można się ślizgać, gra się bardzo szybko. Nie ukrywam, że ja wolę grać na kortach ziemnych czy betonie. Można powiedzieć, że ta nawierzchnia jest trochę jak lodowisko (w Arenie Ursynów).

Przed tym spotkaniem z Madagaskarem padały opinie, że macie banalnie łatwych przeciwników, bo tylko jeden zawodnik z całej kadry był sklasyfikowany w rankingu ATP i to z dorobkiem jednopunktowym.

- To, że ktoś ma jeden punkt czy dwa punkty albo w ogóle nie jest sklasyfikowany, nie znaczy, że nie umie grać w tenisa. Bywa przecież tak, że zawodnik z rankingiem ATP 800 pokonuje zawodnika z rankingiem ATP 200 i wygrywa, w tym przypadku nie można się sugerować rankingami. Trzeba wyjść na kort i zagrać swój tenis, czasami coś może nie wychodzić, ale mimo wszystko trzeba się starać i zakończyć mecz zwycięstwem. To nie jest tak, że wychodząc na kort przeciwko zawodnikom z Madagaskaru przeciwnik bez gry, bez walki oddaje punkty czy gemy, trzeba się trochę nabiegać i powalczyć.

No i udało się wygrać z tak egzotyczną drużyną 5:0.

- Zwycięstwo to zwycięstwo. To na pewno cieszy. Czekamy na Estonię, w kwietniu gramy z nimi prawdopodobnie w Inowrocławiu. Zobaczymy czy zagram, czy nie. Z tego, co wiem, to będzie nawierzchnia ziemna, ale na hali. Nie ukrywam, że nastrój i nastawienie w drużynie jest taki, żeby awansować do I grupy. Aspiracje są wysokie i myślę, że uda nam się to osiągnąć.

Mówił pan na konferencji, że solidnie przepracował sezon przygotowawczy. Co to oznacza?

- Byłem w górach przez dziesięć dni ze swoim trenerem od przygotowania fizycznego, a później trenowałem przez dwa miesiące ogólnie tenis. Także jestem dobrze przygotowany do sezonu, czuję się dobrze, ze zdrowiem wszystko w porządku. Pozostaje tylko startować w turniejach i piąć się w rankingu.

W meczach z Madagaskarem widać było, że znacznie poprawił pan swój serwis.

- W sumie chyba najwięcej czasu poświęciłem na trenowanie serwisu i returnu, więc na pewno poprawił się. Cały czas robię jakiś postęp. Muszę zagrać trochę futuresów i pozbierać punkty, żeby móc grać w eliminacjach do challengerów. Mam w planach start w Czerkasy, gdzie jest bardzo szybka nawierzchnia, chyba nawet szybsza niż w Arenie Ursynów. Wybrałem ten turniej, bo nie ma zbyt dużego wyboru w tym okresie. Później jeszcze między innymi mam w planach start w eliminacjach do ATP Challenger w Bath, ale potem już wracam na grę na kortach ziemnych.

Kolejny turniej już w przyszłym tygodniu?

- Tak, w poniedziałek z samego rana lecę do Zagrzebia, udało się załatwić z supervisorem turnieju, żeby zadzwonił do Chorwacji, by nie zaplanowano mojego meczu w poniedziałek. Nie będzie i tak większego czasu na aklimatyzację i trening. Jestem takim zawodnikiem, który potrzebuje jak najwięcej grać, na chwilę obecną zagrałem dopiero pięć w tym roku. To za mało.

Najbardziej odpowiadają panu korty ziemne? Ma pan na koncie cztery tytuły singlowe właśnie na tej nawierzchni, ale strona federacji ITF informuje, że ulubione nawierzchnie to clay i hard.

Tak, na ziemi odniosłem swoje największe sukcesy. Pamiętam jak kiedyś w Bytomiu był balon, to pod nim również były korty ziemne, od najmłodszych lat trenowałem na tej nawierzchni. Jest to chyba... Nie chyba, na pewno [śmiech] moja ulubiona nawierzchnia. Gra na niej wielu Hiszpanów i lubię z nimi rywalizować. Wymiany są dłuższe i gra toczy się w pewnym rytmie. Wydaje mi się, że powinno być dobrze, jeśli tylko zdrowie dopisze i wszystko poukłada się tak, jak mam w planach i nie będzie żadnej kontuzji (odpukać), to będzie ok.

Trenuje pan tylko w Bytomiu na kortach swojego klubu Górnika Bytom?

- Nie tylko, choć na co dzień trenuję w Bytomiu. Tydzień przed turniejami w Niemczech trenowałem u Jerzego Janowicza z jego trenerem (Kim Tiilikainen) na kortach MKT Łódź. Bardzo solidnie przepracowaliśmy cały ten czas. Dwa razy dziennie mieliśmy treningi ogólne i tenisowe. Jesteśmy umówieni, jeżeli będzie możliwość potrenowania wspólnie jeszcze w sezonie zimowym to zdzwonimy się i będę do niego przyjeżdżał i trenował w Łodzi. U mnie w Bytomiu jest czternaście kortów, także wszystko tam dobrze wygląda latem.

Co z grą podwójną? Odnosił pan w przeszłości sukcesy deblowe, dwanaście tytułów w grze podwójnej w turniejach ITF, to całkiem sporo.

- Ostatnio nie startuję w deblu, skoncentrowałem się na singlu. Po ciężkim meczu w danym dniu musiałbym jeszcze czekać na debla, kończyć wieczorem i następnego dnia znów grać w singlu. Zobaczę jak to się wszystko rankingowo poukłada.

Źródło artykułu: