Historyczny sukces Murraya, Serena o krok przed resztą - oceniamy US Open

US Open upłynęło pod znakiem pierwszego wielkoszlemowego triumfu Andy'ego Murraya i już 15. zwycięstwa Sereny Williams. Jak zaprezentowała się reszta stawki?

Andy Murray: 6
Chyba największy bohater minionych dwóch tygodni. Szkot po raz drugi w sezonie wystąpił w wielkoszlemowym finale, wykorzystując przedwczesną porażkę Rogera Federera. A w nim zapowiadało się na powtórkę z rozrywki, kiedy po wygraniu pierwszych dwóch setów, w kolejnych dwóch partiach był od Djokovicia wyraźnie słabszy. Murray zdołał jednak się podnieść i sięgnąć po pierwszą w karierze lewę Wielkiego Szlema, choć nie bez pomocy Serba. Paradoksalnie, najlepszy mecz Szkot rozegrał w IV rundzie z Milošem Raoniciem, a w dalszych spotkaniach dał przede wszystkim - dotychczas nieznaną - próbkę mocnych nerwów. Czas pokaże, czy był to przełomowy triumf w jego karierze, czy chwila słabości "Wielkiej Trójki", która do tej pory skutecznie uniemożliwiała Murray'owi wielkoszlemowe triumfy.

Serena Williams: 6
Lat Serenie nie ubywa, ale nijak nie odbija się to na jej rezultatach. Amerykanka od kwietniowej porażki w Miami przegrała zaledwie dwa spotkania, a przez całe lato prezentowała się doskonale. Wygrane Wimbledon i US Open, dwa złote medale olimpijskie. Pod koniec września Amerykanka skończy 31 lat, a wciąż tenisowo jest o krok przed całą generacją młodych tenisistek. Serena wzniosła w górę wielkoszlemowy puchar po raz 15. i zapewne na tym się nie skończy.

Wiktoria Azarenka: 6
Tak blisko, a zarazem tak daleko... Azarenka, podobnie jak Williams, wystąpiła w drugim finale turnieju Wielkiego Szlema w sezonie i szansę na zwycięstwo miała ogromną, bowiem w finale serwowała na mecz. - W trzecim secie zbyt się podekscytowałam - skomentowała po przegranym pojedynku. Co więcej, Białorusinka wcześniej w Nowym Jorku nigdy nie przekroczyła bariery IV rundy. Mimo uronienia kilku łez po zmarnowaniu takiej okazji, na ceremonię zakończenia wyszła już uśmiechnięta. Chyba wie, że taką szansę będzie miała jeszcze niejedną.

Novak Djoković: 5
Podobnie jak podczas Rolanda Garrosa, Serb zakończył turniej na finale. W Paryżu jednak nie uchodził za faworyta i walczył tam o triumf po raz pierwszy, zaś na Flushing Meadows Djoković przyjechał tylko z jednym celem: obronić tytuł. Wicelider rankingu przez cały turniej prezentował się wyśmienicie (nie licząc jednego seta przegranego z Davidem Ferrerem, kiedy Serb nie radził sobie z silnym wiatrem), lecz ponownie w tym sezonie zawiódł w najważniejszym pojedynku, którego nie wytrzymał psychicznie i fizycznie. Sam wynik jest bardzo dobry, ale dla Serba ten turniej to z pewnością porażka, być może największa w sezonie.

Tomáš Berdych: 5
Odkupienie przyszło w Nowym Jorku. Po finale turnieju ATP Masters 1000 w Madrycie i ćwierćfinale w Rzymie, Czech całkowicie zniknął z radarów fanów białego sportu. Przyszły wczesne porażki ze znacznie niżej notowanymi przeciwnikami, fatalne występy na kortach Wimbledonu i podczas US Open Series. Przegrany finał w Winston-Salem po zmarnowaniu piłek meczowych miał być gwoździem do trumny Berdycha, a okazał się być powiewem wiatru w powoli rozstawiane żagle. Czeski zawodnik ponownie pokonał Rogera Federera w turnieju wielkoszlemowym i po raz trzeci w karierze wystąpił w półfinale takiej imprezy (na trzeciej nawierzchni). Bardzo pozytywna niespodzianka męskiego turnieju.

Maria Szarapowa: 5
Rosjanka z pewnością liczyła na więcej niż półfinał, ale pozostawiła po sobie dobre wrażenie. Zwłaszcza, że start w Nowym Jorku był jej pierwszym od igrzysk w Londynie. Zacięty pojedynek z Wiktorią Azarenką przegrała minimalnie i podczas kolejnego turnieju wielkoszlemowego Szarapowa z powodzeniem może zająć miejsce Białorusinki w finale.

David Ferrer: 5
Zaczyna brakować słów, by opisać, jak niesamowicie w tym sezonie spisuje się weteran z Walencji. Po ćwierćfinałach Australian Open i Wimbledonu oraz półfinale Rolanda Garrosa, Ferrer ponownie osiągnął najlepszą czwórkę turnieju wielkoszlemowego po fenomenalnym ćwierćfinale z Janko Tipsareviciem. A w nim nawiązał całkiem wyrównaną walkę z Novakiem Djokoviciem i gdyby nie przechodzące nad Nowym Jorkiem tornado, w wietrznych warunkach nie byłby wcale bez szans. Zasłużona piątka.

Laura Robson: 5
Brytyjka zasłużyła na honorową wzmiankę w zestawieniu. Mimo tak młodego wieku, na barkach Robson już od kilku sezonów spoczywa odpowiedzialność za losy brytyjskiego tenisa, a sama tenisistka jest pod niezwykłą presją mediów. Urodzona w Melbourne nastolatka wreszcie pokazała, jak wielkie ma możliwości, pokonując w turnieju Kim Clijsters oraz będącą ostatnio w znakomitej dyspozycji Na Li, a ostatecznie w 1/8 finału uległa po wyrównanym meczu innej wielkoszlemowej mistrzyni, Samancie Stosur. Brytyjka została pierwszą tenisistką z rocznika 1994, która osiągnęła IV rundę turnieju wielkoszlemowego.

Andy Roddick: 5
Amerykanin zszokował tenisowy świat, oznajmiając, że po US Open kończy zawodową karierę. Swój ostatni turniejowy występ z pewnością może zaliczyć do udanych. Serwis wciąż straszył, forhend momentami przypominał ten z najlepszych lat jego kariery, nie brakowało też chęci do walki. Ostatecznie powstrzymany przez Juana Martína del Potro, dał z siebie wszystko aż do ostatniej piłki finalnego pojedynku. Model i wzór dla młodego pokolenia.

Sara Errani: 5
Włoszka nie zwalnia tempa. Po finale Rolanda Garrosa, tym razem zameldowała się w pierwszym w karierze półfinale turnieju wielkoszlemowego na korcie twardym. Co prawda była w nim tylko tłem dla Sereny Williams, ale półfinał tak prestiżowej imprezy na niesprzyjającej nawierzchni to powód do dumy. Na pocieszenie Errani wygrała w parze z Robertą Vinci drugi w sezonie turniej Wielkiego Szlema w deblu i objęła prowadzenie w klasyfikacji gry podwójnej, praktycznie zapewniając sobie występ w obu konkurencjach podczas kończących sezon Mistrzostw WTA.

Juan Martín del Potro: 4
Największy pechowiec męskiego turnieju. Argentyńczyk, mimo problemów z nadgarstkiem, dość pewnie zameldował się w ćwierćfinale, gdzie ku swojemu nieszczęściu trafił na Djokovicia w wersji z ubiegłego sezonu. Porażka 0-3 nie oddaje przebiegu tego pojedynku i z pewnością Del Potro zasłużył chociaż na jedną wygraną partię, bowiem zaprezentował się bardzo dobrze (w drugim secie zresztą prowadził 5:3). Czwórka z wielkim plusem dla Delpo.

Samantha Stosur: 4
Podobnie jak Del Potro, Australijka może mówić o sporym pechu. Stosur, która często przedwcześnie żegna się z największymi turniejami, bez większych kłopotów przebrnęła w Nowym Jorku pierwsze cztery rundy, a w pojedynku o półfinał musiała zmierzyć się z Wiktorią Azarenką. Nie od dziś wiadomo, że Stosur z Białorusinką grać nie umie i nie cierpi, ale tym razem była w stanie wygrać drugiego seta, a losy niezwykle emocjonującego meczu rozstrzygnęły się dopiero w tie breaku partii decydującej. Australijka pożegnała się z turniejem tak, jak na mistrzynię przystało.

Roger Federer: 3
Nikt nie spodziewał się klęski Szwajcara w tak wczesnej fazie turnieju, a z pewnością już nie sam Federer, który na pomeczowej konferencji sprawiał wrażenie nieco zdezorientowanego i rozczarowanego. Nic dziwnego, w ostatnich miesiącach 17-krotny mistrz turniejów Wielkiego Szlema spisywał się rewelacyjnie, a wygrany w świetnym stylu turniej w Cincinnati tylko zaostrzył apetyty. Swoje jednak zrobiło 10 miesięcy szalonego pościgu za fotelem lidera, a organizm w tym wieku już ciężko oszukać.

Agnieszka Radwańska: 3
Start Polki w Nowym Jorku nie może zostać potraktowany jako udany. Już od spotkania drugiej rundy z Carlą Suárez widać było, że krakowianka nie prezentuje najwyższej formy, a problemy z barkiem nie pomagały. Porażka w słabym stylu z Robertą Vinci wrażenia nie poprawia. Niestety, występ tylko dostateczny.

Petra Kvitova: 2
Czeszka przed US Open prezentowała się znakomicie, co zaowocowało triumfem w prestiżowym cyklu US Open Series, a rozmaici znawcy, eksperci i fani widzieli ją nawet w finale nowojorskiego turnieju (w tym autor podsumowania). Zdawało się, że Kvitová wreszcie poczuła amerykańskiego bluesa i nauczyła się walczyć z upałami panującymi za Atlantykiem. Spełzło jednak na niczym, a porażka z Marion Bartoli, którą miesiąc wcześniej rozniosła w Montrealu, to jedno z największych rozczarowań turnieju.

Amerykańska publiczność: 4
Potocznie określani mianem "hamburgerów", w tym roku amerykańscy widzowie zachowywali się nadzwyczaj dobrze. Nie było wrzasków w czasie wymian, bijatyk na trybunach czy latających torebek po chipsach, a buczenie też zdarzało się tylko sporadycznie. Z wimbledońskimi koneserami tenisa Amerykanie nie mają się co równać, ale poprawa w stosunku do sezonów ubiegłych była zauważalna.

Organizacja: 3
Jak Roland Garros jest całkowicie podporządkowany woli Francuskiej Federacji Tenisowej, tak amerykański turniej siedzi w kieszeni stacji telewizyjnych. Zaowocowało to kilkoma skandalicznymi decyzjami, z przełożeniem półfinału Novaka Djokovicia na niedzielę na czele. Serb po meczu półfinałowym nie miał należnego dnia odpoczynku i do finału przystępował "z marszu". Zdawało się, że na ostateczne rozstrzygnięcia nie będzie to miało wpływu, jednak w piątym secie decydującego pojedynku ewidentnie zabrakło mu sił.

Pogoda: 3
W drugiej części turnieju Nowy Jork ponownie padł ofiarą złej pogody, przez co oba finały odbyły się z jednodniowym opóźnieniem i toczyły się przy bardzo silnym wietrze, zmuszając momentami zawodników do przyjmowania na korcie ekwilibrystycznych poz. Z powodu niesprzyjającej aury, mecz o tytuł w turnieju męskim po raz piąty z rzędu odbył się w poniedziałek! Poza kłopotami pod koniec imprezy, pogoda była jednak dobra i sprzyjała grze w tenisa na najwyższym poziomie.

Źródło artykułu: