Jerzy Janowicz: Ważne jak się kończy, a nie zaczyna

Jerzy Janowicz pokonał Artema Smirnowa w dwóch setach, oddając mu przy tym cztery gemy. Łodzianin jest ostatnim polskim tenisistą, który pozostał w singlu podczas szczecińskiego Challengera.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik

Jerzy Janowicz awansował w czwartek do ćwierćfinału, pokonał późnym popołudniem 6:3, 6:1 Artema Smirnowa, który trzy lata temu wystąpił w Szczecinie w finale gry podwójnej. - Czułem się już lepiej, miałem problemy z temperaturą, dziś było zdecydowanie zimniej, nie czułem się dobrze rozgrzany, ale w drugim secie było już wszystko dobrze. Jedynego gema serwisowego, którego przegrałem na początku, to właśnie przez chłód, grałem wtedy w bluzie. Rywal zagrał dwa nieprzyjemne returny. Taki jest tenis: nie tylko ja chcę utrzymać serwis, przeciwnik chce mnie przełamać, w tym wypadku zastosował all-in, postawił wszystko na jedną kartę. Najważniejsze jest to, jak się kończ mecz, a nie jak się zaczyna - stwierdził łodzianin.

Polak zaserwował tylko jednego asa, ale dominował na korcie dzięki innym elementom. - Dobrze mi się grało z głębi kortu, grałem agresywnie, trzymałem go w defensywie, pojawiały się dobre skróty z mojej strony. Mam nadzieję, że jutro wejdę na swój najwyższy poziom gry - zapowiedział tenisista.

Janowicz w meczu I rundy zaserwował 251 km/h. Podczas jego pojedynków kibice zwracają szczególną uwagę na prędkości, jakie osiąga jego podanie. - Rzadko zwracam uwagę na prędkość serwisu, ale publiczność mnie czasami do tego zmusza. Jak zaserwuję powyżej 240km/h to są szmery, wtedy rzucę okiem na tablicę. Staram się serwować jak najskuteczniej, a nie z jak największą prędkością - wyjaśnił zawodnik, który w czwartkowym meczu posłał serwis z szybkością 248 km/h.

Ze swoim ćwierćfinałowym rywalem - Inigo Cervantesem, Polak grał podczas Rolanda Garrosa. - Jest to bardzo groźny i niewygodny przeciwnik, dobrze się rusza. Wyciąga niemożliwe piłki z głębi kortu. Pierwszego seta graliśmy powyżej godziny, był to morderczy wysiłek. Cervantes jest szalony i ma dość częste przestoje, gdy coś nie idzie po jego myśli. Najważniejsze to wyjść skoncentrowanym i walczyć o każdą piłkę, czekać na słabsze chwile. Ja będę stosował tą samą taktykę co zawsze - podsumował przeciwnika Jerzyk.

Mecze Janowicza w Polsce gromadzą sporo kibiców na trybunach, a w kraju bardzo często towarzyszą mu także rodzice. Podczas meczu II rundy pokrzykiwali do swojego syna w kluczowych momentach. Tenisista wtedy przełamał rywala, ale nie oznacza to wcale, że po prostu słucha się rodziców. - Jestem raczej nieposłuszny, co do krzyków rodziców. Może grali w "kamień-nożyce-papier" i mama akurat wygrała - zażartował Jerzy. - Nie ma to dla mnie większego znaczenia. Jakiś polski kibic dziś krzyczał i kibicował przeciwnikowi, często to się zdarza w naszym kraju. Teoretycznie wyzwala to większą adrenalinę i motywację do walki - zakończył.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×