Wrocław pokochał Janowicza, Kubota i deblistów

Miniony weekend przyniósł wiele tenisowych emocji, którego epicentrum było we Wrocławiu. Reprezentacja pokonała Słowenię i potrzebuje dwóch zwycięstw do awansu do Grupy Światowej.

Kiedy we wrześniu w Łodzi reprezentacja Polski pokonała Białoruś i wywalczyła awans do Grupy I Strefy Euro-afrykańskiej Pucharu Davisa, wiadomo było, że zainteresowanie tymi rozgrywkami wzrośnie. W łódzkim Pałacu Sportu nawet połowa trybun nie była wypełniona, ale był to obiekt dużo większy od Areny Ursynów czy Hali Widowiskowo-Sportowej w Inowrocławiu, gdzie kibice wykupili prawie wszystkie miejscówki.

Wrocławska Hala Stulecia może pomieścić 10 tysięcy widzów. Warto wspomnieć, że na początku pojawiły się informacje, że mecz Polski ze Słowenią zostanie rozegrany w Hali Orbita, która zmieściłaby tylko 3 tysiące kibiców.

Organizacja

Sprzedaż biletów była zdecydowanie najsłabszym punktem organizacyjnym. Rezerwacje można było wysyłać drogą elektroniczną na skrzynkę Polskiego Związku Tenisowego. Biletów nie można było od razu zakupić i wydrukować, dopiero od środy można było je odbierać w kasach. Niestety zbyt dużo osób zdecydowało się odbierać wejściówki na ostatnią chwilę, tuż przed pierwszym meczem utworzyła się gigantyczna kolejka. Niektórzy kibice nie zdążyli na pierwsze spotkanie tego dnia...

Pozostałym aspektom organizacyjnym raczej nie można mieć nic do zarzucenia. Nie było trudno trafić do odpowiedniego sektora, na hali było dobre nagłośnienie. Krótkimi zapowiedziami przedmeczowymi czas umilał Karol Stopa, nie było żadnych opóźnień.

Piątek

Pierwszy dzień przyniósł zarówno kibicom, jak i drużynie, same pozytywne doznania. Najpierw Jerzy Janowicz pokonał Blaza Kavcicia, a następnie w jeszcze lepszym stylu Łukasz Kubot uporał się z Gregą Zemlją. Przy okazji obu spotkań widzowie głośno dopingowali reprezentantów Polski. W ubiegłym sezonie doping prowadzili sami tenisiści, tym razem nie było takiej potrzeby. Kibice przeżywali z zawodnikami kolejne punkty, zarówno piłki, które zahaczały o taśmę, jak i kontrowersyjne decyzje sędziowskie, których nie brakowało.

Janowicz miał tylko jedną uwagę do zachowania kibiców. - Okrzyki radości są bardzo mile widziane, ale jeżeli z trybun pada hasło, żebym kończył już mecz, to nie jest to na pewno miłe. Nie krytykuję jednak kibiców, mam świadomość, że w Polsce imprezy tej rangi odbywają się rzadko. Z każdym kolejnym meczem kibice będą uczyć się dopingu - powiedział na pomeczowej konferencji najlepszy polski singlista. - Podczas Pucharu Davisa nie było jeszcze takiej frekwencji. Z całą drużyną jesteśmy w szoku, że zainteresowanie tym meczem jest aż tak duże - dodał.

Kibicami po swoim meczu był zachwycony także Kubot, który od pierwszej do ostatniej piłki zagrał fenomenalny tenis. - Dziękuję każdemu, kto przyszedł, pomógł nam w dopingu i mam nadzieję że zostanie z nami do końca. Mam też nadzieję, że w takiej atmosferze będziemy występować w każdym meczu Pucharu Davisa: dzięki temu będziemy zmobilizowani od pierwszej do ostatniej piłki - zapewnił tenisista.

Sobota

Po wspaniałym piątku, w sobotę debliści nie sprostali swoim rywalom ze Słowenii. Choć Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski czasami sprawiali wrażenie, jakby byli całkowicie poza zasięgiem rywali, to częściej Kavcić i Zemlja grali jak rasowi debliści. Po meczu Polacy przyznali, że są winni tej porażki, bowiem nie wykorzystali wielu szans. Kapitan Radosław Szymanik mimo przegranej był w nieco lepszym humorze od tenisistów. - Całą winę biorę na siebie, bo mówiłem, żeby wypuścić przeciwników na dwa sety i wtedy zacząć grać - żartował, ale dodał całkiem poważnie: - Ogólnie nie ma tragedii, jest 2:1 dla nas, jutro dwa kolejne pojedynki. Ja jestem optymistą.

Kibice ponownie wspierali reprezentantów Polski, choć dla wielu to było dość niespodziewane, że mecz trwał ponad cztery godziny i skończył się dopiero w piątym secie przy stanie 13:11.

Niedziela

W planie były dwa mecze do rozegrania: Janowicza z Zemlją i Kubota z Kavciciem. Zwycięstwo reprezentanta Polski w pierwszym meczu powodowało, że ostatni nie miałby już znaczenia dla losów pojedynku.

Nie było łatwo (szczególnie w I secie), ale Janowicz pokonał słoweńskiego tenisistę i zapewnił awans reprezentacji. Okazało się, że łodzianin był pod dodatkową presją, bowiem Kubot doznał w sobotę kontuzji i nie mógłby wystąpić w ostatnim meczu. - Dzisiaj było fenomenalnie, to była największa frekwencja w historii rozgrywek Pucharu Davisa. Nigdy tylu Polaków nie stało za mną na korcie, więc fantastycznie się grało z taką publicznością i mam nadzieję, że będę miał okazję jeszcze nie raz grać przy tak wiernych kibicach - cieszył się tenisista, który po tym zwycięstwie mógł odetchnąć z ulgą.

Po zwycięstwie nad Słowenią rozluźnili się także dziennikarze. Tomasz Tomaszewski zapytał Janowicza, czy na kolejne turnieje zamierza jeździć z... Kimim Raikkonenem. Tenisista był nieco zaskoczony, poprawił rozmówcę, a po chwili, w swoim stylu, obrócił pytanie w żart. Najlepszemu polskiemu singliście podczas kolejnych turniejów ma towarzyszyć Kim Tiilikainen, ale także Radosław Szymanik.

Kolejny mecz

Wstępnie przekazano, że mecz z RPA zostanie rozegrany w Zielonej Górze. Okazało się jednak, że zawodnicy i organizatorzy byli tak zachwyceni tym, co przez trzy dni działo się w Hali Stulecia, że Wrocław jeszcze raz chciałby gościć reprezentację Polski oraz jej rywali. - Z tak fantastycznej publiczności i organizacji, jaką przyszykowało nam miasto Wrocław, jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Cieszę się, że jestem członkiem tej drużyny, że możemy grać właśnie tutaj. Ta cała otoczka i to, co zrobiło dla nas miasto Wrocław, to jest fantastyczne, nie ma żadnego niedociągnięcia - chwalił Kubot. Okazuje się, że organizacja Pucharu Davisa nie jest taka prosta. - My [drużyna] możemy decydować o nawierzchni, piłkach i poprosić o ewentualne miejsce, ale chodzi tu o kwestie finansowe. Musi być wynajęta hala na minimum 9 dni, są specjalne wytyczne: oświetlenie, wysokość, ilość miejsc dla kibiców. Musimy dogadywać się ze sponsorami, w większości przypadków jest to miasto, które udostępnia obiekt - próbował wyjaśnić Radosław Szymanik.

To, gdzie zostanie rozegrany mecz z RPA, powinno się wyjaśnić w ciągu najbliższych dni. Skład drużyny zostanie podany na 10 dni przed meczem, ale jeśli tylko żadnemu z zawodników nie będzie nic dolegać, to miejmy nadzieję, że do spotkania z RPA, przystąpimy w takim samym składzie, jak ze Słowenią.

Źródło artykułu: