Robert Pałuba: Jak się pani czuła na korcie centralnym?
Urszula Radwańska: - To był w ogóle mój pierwszy występ w Madrycie. Nie przywiązuję jednak wielkiej wagi do kortów i obiektu, to dla mnie kolejny turniej, skupiam się na tym, żeby wypaść jak najlepiej. Oczywiście, wszystko jest na najwyższym poziomie, to wielka impreza i moje wrażenia były jak najbardziej pozytywne.
Jak wygląda pani nastawienie przed spotkaniem z tak znakomitą tenisistką jak Sara Errani, świadomą swoich atutów i potrafiącą bezwzględnie je wykorzystać?
- Oczywiście, nie byłam faworytką tego meczu, więc chciałam po prostu zagrać jak najlepiej. Nie zaprezentowałam się źle, miałam swoje szanse, gemy przy jej serwisie były równe. Grałam z nią już raz, ale bardzo dawno temu. Może następnym razem będę bardziej w siebie wierzyła. Teraz już wiem, jak ona gra. Może na innej nawierzchni byłoby trochę łatwiej.
Do Madrytu przyjechała pani prosto z Oeiras, gdzie najpierw pokonała pani wysoko notowaną Dominikę Cibulkovą, a następnie uległa Ayumi Moricie. Słowaczka panią mocno zmęczyła?
- Zmęczenie nie odegrało wielkiej roli. Nie spodziewałam się, że Morita tak dobrze zagra, sądziłam, że na kortach ziemnych jest słabsza, a tu zagrała doskonale. Na pewno zagrałam troszkę słabiej niż z Cibulkovą. Na razie mam problemy z utrzymaniem wysokiej dyspozycji przez kilka spotkań z rzędu, mam nadzieję, że to się niedługo zmieni, że będę umiała pójść za ciosem i jeszcze trochę podskoczę w rankingu.
Czym charakteryzują się pani przygotowania do gry na ceglanej mączce? Na co jest kładziony szczególny nacisk?
- Przede wszystkim na regularność: jest najważniejsza na kortach ziemnych. Na treningach skupiamy się na tym, żeby utrzymać jak najwięcej piłek w korcie. To nie jest tak, jak na korcie twardym lub trawiastym, gdzie można grając "na dwa razy" skończyć wymianę; tutaj trzeba każdą akcję wypracować. Staramy się także pracować nad grą topspinem, choć wiadomo, że mój styl ma z tym bardzo niewiele wspólnego. Trener mówi, żebym starała się operować wyższą piłką, bo moje płaskie uderzenia na kortach ziemnych nie robią takiej krzywdy: jest za wolno. Nie od dziś wiadomo, że mączka nie jest moją ulubioną nawierzchnią.
Postawiła sobie pani jakieś krótkoterminowe cele na ten fragment sezonu? Rozstawienie w Paryżu?
- Wiadomo, że chciałabym zagrać jak najlepiej, a każdy mecz wygrać, przecież się nie poddam w szatni. Ustaliliśmy, że nie będę w tym roku grać dużo na kortach ceglanych: tylko cztery turnieje, jeszcze Rzym i Roland Garros. Zobaczymy, jak sprawy potoczą się w Rzymie, jakie będę miała losowanie. To duży turniej, więc mogę już w pierwszej rundzie trafić na bardzo dobrą przeciwniczkę, na przykład z pierwszej dziesiątki. Odnośnie rozstawienia, to się jeszcze okaże, bo jestem na "styku". Liczę, że utrzymam się w rankingu, właśnie jestem 32. Rzeczywiście, byłoby bardzo dobrze, gdyby się udało.
Jak układa się pani współpraca z trenerem Maciejem Synówką?
- Współpracę z Maćkiem zaczęliśmy dokładnie rok temu, właśnie na kortach ziemnych. Gdy zaczynaliśmy, byłam około 90. miejsca w rankingu, a teraz jestem około 30. pozycji, więc jego wpływ jest jak najbardziej pozytywny. Ma zupełnie inne spojrzenie niż mój ojciec, z którym wcześniej trenowałam. Widzi inne szczegóły.
Jakie?
- Wcześniej trenowałam głównie z Agnieszką, wspólnie trenowałyśmy z tatą. Maciek wprowadza różne rzeczy specjalnie pod mój tenis. Ćwiczymy przede wszystkim grę agresywną. Jest też niesamowicie pozytywny. Wiadomo, jak było z tatą: czasem dodatkowa presja, czasem się pokłóciliśmy. Teraz, nawet gdy gładko przegram mecz, to Maciek znajdzie w nim jakieś pozytywne strony. Czuję, że mam wsparcie.
Jaka jest rola mniejszych imprez w budowaniu rankingu? W minionym sezonie wywalczyła w nich pani sporą część punktów.
- Wiadomo, że na samym początku od takich turniejów się zaczyna. Im więcej meczów, tym większe doświadczenie i pewność siebie. To prawda, w ubiegłym sezonie dużo punktów wywalczyłam w mniejszych zawodach, ale w tym roku postawiłam na duże imprezy. Na początku roku występowałam tylko w takich turniejach, a do tego nie byłam w najlepszej formie, więc dużo nie pograłam.
W ostatnich tygodniach wystąpiła pani jednak w dwóch turniejach rangi International.
- Teraz staram się mieszać duże i małe imprezy. Moim podstawowym celem są lepsze występy na turniejach wielkoszlemowych, bo do tej pory dochodziłam tylko do drugiej rundy. Może jeśli będę rozstawiona w Paryżu, to mi to pomoże.
Oczekiwany awans w Pucharze Federacji podnosi morale?
- Bardzo się cieszymy, że nie będziemy już musieli wracać na rozgrywki do Izraela. Atmosfera w drużynie jest doskonała. Wiadomo, że głównymi zawodniczkami w drużynie są Agnieszka i ja, ale cały zespół wpływa na sukces w Pucharze Federacji. Trenerzy, zawodniczki rezerwowe i fizjoterapeuta - wszyscy nam pomagają, jesteśmy jedną drużyną. Jesteśmy szczęśliwi, że wreszcie awansowaliśmy do Grupy Światowej i mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy w stanie awansować jeszcze wyżej.
Polscy kibice niestety nie mogli zobaczyć pani w Katowicach. Jaki czynnik wpłynął na taką decyzję?
- Turniej niestety późno pojawił się w kalendarzu, a do tego nie pasowały mi nawierzchnie. Grałam w USA na kortach twardych, potem w Katowicach zagrałabym na mączce, Puchar Federacji znowu na hardkorcie i teraz powrót na korty ziemne. Z powodów zdrowotnych nie mogę sobie pozwolić na takie zmiany nawierzchni, od razu to odczuwam. Jak tylko dowiedziałam się, że mecz Pucharu Federacji zagramy na korcie twardym, musiałam zrezygnować ze startu w Katowicach. Mam nadzieję, że w przyszłym roku lepiej się dopasujemy z kalendarzem i wszystko będzie w porządku.
sobota, 4 maja 2013
Robert Pałuba
z Waszyngtonu
robert.paluba@sportowefakty.pl
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!