Agnieszka Radwańska przyznała na pomeczowej konferencji, że Mallory Burdette momentami prezentowała się nie gorzej niż inne zawodniczki z czołówki rankingu. Jednak brak regularności w poczynaniach rywalki i opanowanie w najważniejszych punktach pozwoliło jej odnieść przekonujące zwycięstwo: - Rywalka grała falami. Była kilka gemów, w których grała jak zawodniczka z czołowej "20", były też takie gemy, gdzie dużo psuła. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, zawsze trochę ciężej gra się z tenisistką, z którą wcześniej się nie grało. Wszystko potrafiła, ale w najważniejszych momentach, przy break pointach czy na koniec gema, punkty szły raczej w moją stronę, stąd taki wynik - powiedziała czwarta zawodniczka świata.
Na początku drugiej odsłony Polka była bezradna wobec znakomitych ataków przeciwniczki, a kluczem były spokój i cierpliwość: - Drugiego seta zaczęła, jakby nie miała nic do stracenia. Była seta do tyłu, więc co mogła zrobić? Zaczęła grać bardzo agresywnie i jak było widać, w pierwszych dwóch gemach nic nie mogłam zrobić. Grała winnery znikąd, zwykła wymiana i nagle szły takie strzały, że nie mogłam nic poradzić. Ważny był gem przy 0:2 i jej serwisie, bo przy 0:3 byłoby ciężko - analizowała Radwańska. - Musiałam po prostu robić swoje, bo nie mogła tak grać przez całego seta czy mecz. Czasem są takie gemy, gdy rywalce wszystko wychodzi i trzeba przeczekać - tłumaczyła polska tenisistka.
W czasie meczu Radwańska dwukrotnie... deptała rakietę. Nie miało to jednak żadnego związku ze złością czy frustracją, Polka domowymi metodami obniżała sztywność naciągu: - Piłki w tym roku bardzo różnią się od tych w zeszłym roku. Wtedy bardzo latały, były ciężkie i trudno było je kontrolować. W tym roku za to w ogóle nie lecą i już lżej naciągam rakietę, a pewnie będę jeszcze obniżać siłę naciągu. To była taka próba poluzowania, to nie jest nowa rzecz, czasami tak się robi.
Polka nie narzeka także na uraz pachwiny, z którym przystąpiła do paryskiego turnieju i przyznała, że sytuacja jest pod kontrolą: - Jest lepiej, myślałam, że po meczu będę gorzej się czuła. Były szarpnięcia, wślizgi, a gra się każdą piłkę na 100 procent. Wystarczy jeden krzywy ruch i wszystko może się pogorszyć. Wszystko jest jednak w porządku, został tylko opatrunek, żeby nie pogorszyć sytuacji - oceniła tenisistka.
Krakowianka jednak nie dramatyzuje i choć musiała przed turniejem przyjmować środki przeciwbólowe i przeciwzapalne, zaznacza, że jest to nieodłączny element rywalizacji na najwyższym poziomie: - Nie da się ukryć, czasem potrzebne są zastrzyki przeciwzapalne i przeciwbólowe. W tym tygodniu nie miałam, ale musiałam wykonać w zeszłym. To jest zawodowy sport, skłamałabym, mówiąc, że ich nie ma i nie będzie. Czasem przekraczamy pewne granice i z tym się trzeba liczyć.
Robert Pałuba
z Paryża
robert.paluba@sportowefakty.pl
[b]Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!
[/b]