Wimbledon: Djoković rozbity, Murray nowym królem Londynu!

I stało się! 77 lat czekali Brytyjczycy na swojego mistrza Wimbledonu. Andy Murray pokonał w finale The Championships Novaka Djokovicia i został nowym królem londyńskiej trawy.

Robert Pałuba
Robert Pałuba

Finałowy pojedynek Wimbledonu między Novakiem Djokoviciem i Andym Murrayem nie musiał podobać się wszystkim sympatykom białego sportu. Pod względem napięcia, a także czysto tenisowego poziomu, był on prawdopodobnie słabszy od obu półfinałów i w ogóle jednym z najbardziej rozczarowujących finałów Wielkiego Szlema ostatnich lat.

Głównym sprawcą takiego stanu rzeczy był serbski lider rankingu, który jakby wciąż nie doszedł do siebie po półfinałowych męczarniach z Del Potro. Minimalnie spóźniający się do piłek, które zazwyczaj z zamkniętymi oczami przebija, popełniający seriami niewymuszone błędy, a w niedzielę także bez pomocy pierwszego serwisu Djoković był cieniem zawodnika, który najpierw szturmem dotarł do ćwierćfinału, a w nim stoczył pasjonujący bój z Argentyńczykiem.

Murray prezentował się za to solidnie i bez chwili wahania przyjął warunki rywala. Szkot imponował niesamowitą szybkością i regularnością, a niektóre kontry w pełnym biegu w wykonaniu mistrza US Open mogły wzbudzić jęk zachwytu. Aktywnie broniący się Murray był w niedzielę tenisistą o klasę lepszym, a dość jednostronna wygrana w trzech setach wiernie oddaje układ sił na korcie.

Delikatnie zdenerwowany Murray nie wykorzystał trzech break pointów w gemie otwarcia, ale przełamał Djokovicia na 2:1. Przewaga trwała krótko, bowiem w kolejnym gemie Szkot oddał podanie, a po kolejnym breaku, na 4:3, znów miał kłopoty z jego potwierdzeniem. Po obronieniu serii break pointów, także z pomocą popełniającego niezrozumiałe błędy Serba, Murray wyszedł na 5:3, a przy 5:4 dzięki serii znakomitych podań łatwo zamknął partię.

W drugiej odsłonie mogło wydawać się, że Djoković odzyskał pewność uderzeń i odnalazł brakujący rytm. Serb prowadził już 4:1, ale ponownie nie był w stanie utrzymać koncentracji i roztrwonił przewagę. Szczególnie niekorzystnie prezentowała się w niedzielę gra przy siatce Djokovicia, który nie wykorzystał mnóstwa okazji, kiedy dysponował przewagą sytuacyjną w wymianie, popsuł niemało wolejów, a także zagrał sporo słabych dropszotów, do których szybkonogi Murray z łatwością dobiegał. Na przykład jak przy stanie 5:5, kiedy Szkot błyskawicznie przebiegł wzdłuż przekątnej kortu i minął Serba, wychodząc na 30-0. Chwilę później szkocki zawodnik przełamał podanie Djokovicia i ponownie bez kłopotów zamknął partię.

Ostatnia partia bardzo przypominała tę drugą. Murray co prawda wyszedł na prowadzenie 2:0, ale gem pełen błędów i pasywnej gry Szkota pozwolił Djokoviciowi odrobić straty i wyjść nawet na 4:2. Od tego momentu obaj zawodnicy wrócili do swojej bazowej gry, a w ważnych punktach górą był Murray, który najpierw odrobił straty, a potem ponownie po serii słabych zagrać przy siatce i błędów Serba przełamał na 5:4 i podawał na mecz.

Kluczowy gem pojedynku skupił w sobie więcej emocji niż pozostałe trzy sety. Murray szybko wyszedł na 40-0, po czym... Oddał trzy kolejne punkty. Djoković cudownie zareturnował przy 40-15, chwilę później Szkot popełnił błąd z bekehendu, a kolejna pomyłka Murraya dała Serbowi break pointa. Murray obronił ich łącznie trzy, przy każdym przejmując inicjatywę, zaś fatalnie rozegrany przez Djokovicia punkt przy siatce (Szkot najpierw odebrał smecza, a następnie minął Serba) dał Murrayowi czwartego meczbola. Tym razem Djoković pękł i po jego błędzie Szkot padł na kort.

Jeśli cały mecz nie był porywającym widowiskiem, to celebracja Murraya ujmowała za serce. Przeszczęśliwy, jak Rafael Nadal w 2008 roku wspiął się do loży, w której zasiadał jego sztab, zbierając gratulacje i uściski (najpierw podziękował Ivanowi Lendlowi). Atmosfery dopełniała publiczność głośno skandująca "Andy!".

- Wygrałem pierwsze trzy punkty, a potem gem zamienił się w najtrudniejszy, jaki kiedykolwiek grałem - mówił o ostatnim gemie pojedynku Murray podczas dekoracji.

- Ten tytuł dedykuję w szczególności Ivanowi Lendlowi. Sam [gdy jeszcze grał] robił wszystko, by wygrać ten turniej, więc mam nadzieję, że mu się podobało - dodał Szkot. - Lendl powiedział, że jest ze mnie dumny. Wiele do dla mnie znaczy, zwłaszcza z jego ust. Myślę, że idealnie by było, gdyby sam wygrał ten turniej, taki układ jest drugim najlepszym wyjściem - mówił Murray już na pomeczowej konferencji.

Andy Murray został pierwszym od 77 lat brytyjskim mistrzem Wimbledonu i wywalczył swój drugi tytuł wielkoszlemowy w karierze. Był to także siódmy finał imprezy Wielkiego Szlema dla Szkota i wygrał on czwarty turniej w sezonie.

The Championships, Wimbledon (Wielka Brytania)
Wielki Szlem, kort trawiasty, pula nagród w singlu kobiet 8,588 mln funtów
niedziela, 7 lipca

finał gry pojedynczej:

Andy Murray (Wielka Brytania, 2) - Novak Djoković (Sebia, 1) 6:4, 7:5, 6:4

Program i wyniki turnieju mężczyzn

Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!

Wimbledon: Lisicka bezradna w finale, Bartoli królową wimbledońskiej trawy

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×