Mateusz Kowalczyk jest o jedno miejsce od wyrównania swojego najlepszego rankingu w karierze, po osiągnięciu finału Poznań Open 2013, awansował na 83. pozycję. Choć tegoroczna edycja Challengera nie przyciągnęła wielkich gwiazd, to właśnie tenisista Górnika Bytom był najwyżej notowanym Polakiem, który stanął na starcie imprezy. Kowalczyka można określić jednym słowem: profesjonalista. Niezależnie od pogody - codzienne solidne treningi i pełne skupienie podczas meczów, w jego wypadku nie ma mowy o odpuszczaniu. Szczecińscy kibice pamiętają, że to nie Janowicz pierwszy rozdarł koszulkę z radości po wygranym meczu, ale właśnie Mateusz.
Dominika Pawlik: Czy jest pan zadowolony ze swojej dyspozycji?
Mateusz Kowalczyk: Wyniki wskazują na to, że forma jest dobra. Szkoda, że Tomka [Bednarka] tutaj nie było, ale Henri [Kontinen] naprawdę potrafi grać, ma duży potencjał.
Wybór partnera do Poznań Open był przypadkowy czy umówiony wcześniej?
- Dogadaliśmy się podczas Wimbledonu. Wiedziałem, że Tomek będzie grał Hamburg z Jerzym Janowiczem, a ja rozmawiałem z jego trenerem Tiilikainenem i powiedział mi, że Henri jest w formie i chce grać w Poznaniu. Stwierdziłem, że jasne, bo znam go z turniejów, wiem jak potrafi grać i zdecydowaliśmy się na wspólną grę.
Grał pan już w wielu konfiguracjach z różnymi partnerami, łatwo zaobserwować, że to pan jest osobą głośniejszą, bardziej dominującą i motywującą parę. Czy wszyscy to akceptują?
- Niektórym na pewno to odpowiada (śmiech). Z Tomkiem dobrze się dogadujemy na korcie: on jest spokojny, a ja muszę krzyczeć i walczyć, bo to nam pomaga. Henriemu najwidoczniej też, bo jest spokojniejszy na korcie, ale w Poznaniu pokazał, że też potrafi krzyknąć.
Pana wizerunek nie pasuje do takiego turnieju z zasadami, jakim jest Wimbledon.
- Tam starałem się być grzeczny, choć zdarzały się krzyki, na innych turniejach jest inaczej. Niektórym zawodnikom to przeszkadza, co w sumie działa na naszą korzyść. Wtedy zamiast myśleć o grze, myślą o tym, że ja walczę czy krzyczę, a to ich deprymuje.
Mimo wszystko drugi start na wimbledońskiej trawie przyniósł premierową wygraną w meczu i awans do II rundy.
- Pierwsze zwycięstwo na Szlemie zawsze cieszy, a zwłaszcza na Wimbledonie. Szczęścia w Paryżu, ale także na Wimbledonie nie miałem, bo przegraliśmy z finalistami podczas Rolanda Garrosa, duetem Nicolas Mahut / Michael Llodra, a na trawie z Ivanem Dodigiem i Marcelo Melo [późniejsi finaliści - przyp. red.]. Ten mecz nie był najlepszy w naszym wykonaniu, mieliśmy szanse, ale czekam na kolejne Szlemy.
Na tej nawierzchni ciężko o treningi, szczególnie w Polsce. Jak się panu na niej gra?
- Lubię grać na trawie, poprawiłem return, grę na siatce i to pomaga.
Nie było ślizgania się, jak u innych tenisistów?
- Nie (śmiech).
Po Wimbledonie przyszedł czas na dobre występy na ziemi. Najbardziej chyba cieszy finał turnieju ATP w Stuttgarcie?
- Przed Stuttgartem był Challenger w Brunszwiku, gdzie pokonaliśmy dobrych przeciwników i zagraliśmy dobry tenis. W Stutgarcie praktycznie to samo, ale szkoda finału. Mieliśmy swoje szanse, a także piłkę meczową. Cały czas kontrolowaliśmy grę, co nawet powiedział trener Thomaza Bellucciego, że byliśmy dużo lepsi. Jedna piłka tak naprawdę zadecydowała o tym, że nie wygraliśmy tego meczu. Mieliśmy szanse w II secie, przy 3:2 dwie piłki na przełamanie. Nie był to nasz pierwszy finał, a kolejny na pewno będziemy wygrywać.
Cenne wydaje się być zwycięstwo nad Andre Begemannem i Martinem Emmrichem. Przegrywaliście z nimi m.in. podczas ubiegłorocznego finału Challengera Pekao Szczecin Open.
- Z Begemannem i Emmrichem już wygrywaliśmy, ale nie w tej kombinacji, więc to zwycięstwo rzeczywiście cieszy. To był łatwy mecz, nie mieli nic do powiedzenia, cały czas kontrolowaliśmy grę [Polacy wygrali 6:3, 6:3 - przyp. red.].
Z Tomaszem Bednarkiem rozstajecie się i wracacie do siebie, od finału w Belgradzie w 2010 roku mieliście już kilka przerw. Jak to jest?
- Gramy już teraz razem cały czas. On czasami musi grać niektóre turnieje z innymi partnerami, bo razem się nie dostajemy, dlatego ja zagrałem w Poznaniu, żeby zagrać ranking i żebyśmy mogli grać razem cały czas.
Czyli można się spodziewać wspólnego występu podczas US Open?
- Muszę z Tomkiem porozmawiać czy chce ze mną grać US Open (śmiech). Wierzę, że tak, bo razem świetnie się uzupełniamy. Myślę, że możemy tam coś więcej osiągnąć niż ta I czy II runda.
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!
Henri Kontinen rzeczywiście ostatnio zaczął wracać w deblu, wygrał w Holandii trzy futuresy po rząd.
W poznańskim challengerze ten ad hoc sklecony Czytaj całość