Opinię o uzależnianiu się tenisistów od nawierzchni, w znacznie większym stopniu panów niż pań, przedstawia Peter Bodo. - W którym momencie - pyta znany publicysta - kompletna dominacja elity nie tylko staje się męcząca, ale także sugeruje, że dyscyplina została tak ułożona, by zaspokajać potrzeby jej talentów?
Powołuje się na przykład ostatniego Wimbledonu, w finale którego spotkały się Marion Bartoli i Sabina Lisicka. - Jakkolwiek byłby to paskudny mecz, z pewnością dało się w nim wyczuć powiew świeżości. Oglądaliśmy dwa znane, ale nieoczekiwane w tamtym miejscu talenty bijące się o życiową szansę.
Dalej dodaje: - Teraz, po tym jak Murray usatysfakcjonował ducha Freda Perry'ego [Murray wygrał Wimbledon jako pierwszy Brytyjczyk od międzywojnia], sentymentalistów z całego świata i kilka milionów Brytyjczyków, wydaje się odpowiednie zapytać, czy nie byłoby więcej zabawy zobaczyć w przyszłorocznym finale, powiedzmy, Jerzego Janowicza przeciw Miloszowi Raoniciowi, zamiast, powiedzmy, Nadala przeciw Djokoviciowi.
Większe grono zawodniczek walczących o coś w kobiecym tenisie w porównaniu do tenisa męskiego Bodo tłumaczy także tym, panie reprezentują szersze spektrum stylów gry. Porównanie: - Różnica między Nadalem a, powiedzmy, Berdychem, nie jest z bliska tak samo głęboka jak między Sereną i Errani.
Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!
Najważniejszy powód: - Dramatycznie zwolnienie nawierzchni narzuciło rodzaj realpolitik w męskim tenisie. Nie potrzebujesz się zastosować, o ile jesteś bestią ze znakomitą defensywą i agresywną grą na linii. Największym beneficjentem tego został Djoković, choć Nadal, Murray, Ferrer i nawet del Potro także doigrali się nagród.
Hehehe brawo za wyobraźnię. Ubawiłem się.