Postaci turnieju: Na Li i Carlos Rodriguez
Pięć centymetrów przesądziło, że Na Li nie odpadła w III rundzie. O tyle bekhend przestrzeliła Lucie Safarova przy piłce meczowej. Chinka w meczu z Czeszką straciła jedynego seta w całym turnieju i zdobyła swój drugi wielkoszlemowy tytuł (po Rolandzie Garrosie 2011). Za trzecim podejściem udało się jej zdobyć Melbourne - w 2011 przegrała tutaj w finale z Kim Clijsters, a w ubiegłym sezonie z Wiktorią Azarenką. Li została czwartą tenisistką, która sięgnęła w Melbourne po tytuł po wcześniejszym odparciu meczbola (jako ostatnia dokonała tego i to dwukrotnie Serena Williams - 2003 i 2005) oraz najstarszą triumfatorką Australian Open w Erze Otwartej (do tej pory była nią Margaret Court - 1973). Chinka zarzeka się, że wiek nie ma dla niej najmniejszego znaczenia, ale faktem jest, że została ósmą kobietą w Erze Otwartej, która sięgnęła po wielkoszlemowy tytuł po przekroczeniu 30. roku życia.
Trzy lata temu swój pierwszy trumf w wielkoszlemowej imprezie święciła jeszcze bez pomocy Carlosa Rodrigueza, ale to dopiero Hiszpan wprowadził ją na najwyższy wymiar przygotowania fizycznego i mentalnego. Jak sama Chinka mówiła na tytuł w Paryżu nie była przygotowana i nie wiedziała, co ma ze sobą począć po tym niespodziewanym sukcesie. Rodriguez przez całą karierę prowadził z ogromnymi sukcesami Justine Henin, teraz z jego fachowej wiedzy korzysta Li. Nie ma wątpliwości, że jest to najlepszy trener w zawodowym tenisie kobiecym. Chinka w drodze po tytuł nie zagrała z ani jedną tenisistką z Top 20, ale to przecież nie jej wina, że tak się dla niej ułożyła drabinka.
Polska bohaterka: Agnieszka Radwańska
Po przegraniu siedmiu spotkań z rzędu z Wiktorią Azarenką, Radwańska w końcu uporała się z nękającym ją demonem z Białorusi i została pierwszą polską tenisistką, która zagrała w półfinale Australian Open w rywalizacji singlistek. Krakowianka uczyniła to we wspaniałym stylu, w III secie prezentując mistrzowską grę, zarówno z głębi kortu, jak i przy siatce, którą musieli się zachwycać nawet najwięksi krytycy tenisa krakowianki. Dzień później jednak była już cieniem tej zawodniczki, która sprawiła, że Białorusinka czuła się na korcie jak kibic, podziwiający kolejne zapierające dech w piersiach zagrania rywalki, szczególnie w III secie, w którym Agnieszka grała jak natchniona. Wyczerpanie mentalne po przerwaniu złej passy w połączeniu ze zmęczeniem fizycznym związanym z trudami całego turnieju okazało się zbyt silne i Radwańska nie stawiła najmniejszego oporu Dominice Cibulkovej.
Jak w takiej sytuacji ocenić półfinał krakowianki w Melbourne? Szklanka jest do połowy pełna czy do połowy pusta? Chyba trzeba to jednak traktować jako dobry zwiastun na dalszą część sezonu. Półfinał wielkoszlemowego turnieju, trzeci w karierze i pierwszy w innym turnieju niż Wimbledon, po zakończeniu zwycięskiej serii Azarenki (18 spotkań) w Australian Open, należy rozpatrywać w kategoriach wielkiego sukcesu. Tym bardziej, że Radwańska po raz trzeci w karierze pokonała w imprezie tej rangi zawodniczkę z Top 2. W III rundzie US Open 2007 rozprawiła się z Marią Szarapową, a sześć lat temu w Melbourne, również w III rundzie, wyeliminowała Swietłanę Kuzniecową.
Odnotować trzeba też występ Katarzyny Piter, która przeszła kwalifikacje i zadebiutowała w wielkoszlemowym turnieju. Polka zapłaciła frycowe i w I rundzie szans nie dała jej Simona Halep. Poznanianka w poniedziałek awansowała na 111. miejsce w rankingu, najwyższe w karierze. Teraz razem z Radwańską zagra w Pucharze Federacji i przypadnie jej miano drugiej rakiety narodowej drużyny.
Sensacja turnieju: Porażka Petry Kvitovej z Luksiką Kumkhum
Kvitová w swojej karierze poniosła wiele zadziwiających porażek, ale ta z pewnością zalicza się do tych najbardziej spektakularnych, bo miała miejsce w I rundzie wielkoszlemowego turnieju. Od momentu gdy Czeszka wygrała Wimbledon w 2011 roku jeszcze tylko raz odpadła w I rundzie imprezy tej rangi - było to w US Open 2011, gdy uległa Alexandrze Dulgheru, notowanej jednak w Top 50. W Melbourne Petrę zawstydziła klasyfikowana na 88. pozycji Luksika Kumkhum, dla której był to dopiero drugi występ w wielkoszlemowym turnieju. Rok temu w Melbourne Tajka również dotarła do II rundy. Wtedy uległa Sofii Arvidsson, teraz po wyeliminowaniu Kvitovej, szybko na ziemię sprowadziła ją Mona Barthel.
Mecz turnieju: Ana Ivanović - Samantha Stosur 6:7(8), 6:4, 6:2
Nie było łatwo dokonać wyboru, bo szczególnie w pierwszych czterech rundach było sporo bardzo ciekawych spotkań, ale zdecydowaliśmy się na starcie dwóch wspaniałych forhendów, jakie miało miejsce w III rundzie - płaskiego Ivanović i topspinowego Stosur. Niesamowite emocje były szczególnie w I secie, w którym reprezentantka gospodarzy obroniła trzy piłki setowe, a sama wykorzystała siódmego setbola. Dramaturgii dodał deszcz, który przerwał pojedynek w tie breaku przy 8-7 dla Australijki. Gdyby to był jedynie pojedynek na potężne ciosy z głębi kortu, trudno byłoby wskazać tę konfrontację jako mecz turnieju, pomimo zachwytu nad forhendami obu zawodniczek. Było tutaj mnóstwo kombinacyjnej gry ze slajsami, drop szotami, lobami oraz wspaniałymi akcjami przy siatce. Każdy kibic zatem znalazł w tym meczu coś dla siebie - miłośnicy bombardowania mieli pokaz porażających pocisków z głębi kortu, a koneserom obie tenisistki dostarczyły sporą porcję technicznej gry.
Wydarzenie turnieju: Koniec marzeń Sereny Williams o Wielkim Szlemie
Serena wygrała cztery wcześniejsze mecze z Ivanović, tymczasem w Melbourne musiała uznać wyższość mistrzyni Rolanda Garrosa 2008. Serbka wcześniej sięgnęła po tytuł w Auckland, za to Williams triumfowała w dużo bardziej prestiżowym turnieju w Brisbane i wydawało się, że jest na najlepszej drodze do szóstego trofeum w Melbourne Park (ostatnie wywalczyła w 2010 roku). Amerykanka bardzo szybko została pozbawiona złudzeń o zdobyciu kalendarzowego Wielkiego Szlema (w Erze Otwartej w jednym sezonie wszystkie cztery wielkoszlemowe turnieje wygrały jedynie Margaret Smith Court w 1970 i Steffi Graf w 1988 roku), jeśli takie w ogóle miała. W IV rundzie została pokonana przez Anę Ivanović i jak później okazało się, także kontuzję pleców. To dopiero jej piąta porażka od początku 2013 roku.
Odprawiając w III rundzie Danielę Hantuchovą, Serena wygrała 60. mecz w Melbourne i pobiła osiągnięcie dotychczasowej rekordzistki Margaret Court. Zostać wyeliminowaną przez fantastycznie dysponowaną Serbkę to dla niej żadna ujma, ale w dalszej fazie sezonu czeka ją niezły ból głowy (przed rokiem poczynając od marca zdobyła 10 tytułów), bo będzie bronić całą masę punktów. Williams jednak już nie raz udowodniła, że uwielbia takie wyzwania, a przegrana z Ivanović może tylko w niej obudzić wściekłą tygrysicę, żądną kolejnych trofeów i utrzymania pozycji dominatorki. Pytanie na ile zdrowie pozwoli jeszcze Serenie ścigać się z młodszymi rywalkami?
Oczarowania turnieju: Simona Halep, Eugenie Bouchard, Casey Dellacqua, Dominika Cibulkova i Flavia Pennetta
Po falstarcie na otwarcie sezonu (porażka z Madison Keys w I rundzie w Sydney), Halep w Melbourne zaliczyła swój pierwszy wielkoszlemowy ćwierćfinał. Zawodniczka z Konstancy wyeliminowała kolejno Katarzynę Piter, Varvarę Lepchenko, Zarinę Dijas oraz Jelenę Janković. W ten sposób została pierwszą rumuńską ćwierćfinalistką Australian Open od czasu Iriny Spîrlei (1997). Halep przegrała dopiero z Dominiką Cibulkovą. Dzięki wspaniałemu występowi w Melbourne została ona trzecią w historii Rumunką, która trafiła do Top 10 rankingu WTA (po Virgini Ruzici i Spirlei).
Jeszcze lepiej wypadła Eugenie Bouchard, za sprawą której drugi rok z rzędu w półfinale Australian Open zagrała nastolatka (w ubiegłym sezonie Sloane Stephens). Zawodniczka z Montrealu odprawiła Hao Chen Tang, Virginie Razzano, Lauren Davis i Casey Dellacqua oraz zakończyła zwycięski pochód Any Ivanović, by przegrać dopiero z Na Li. Bouchard została pierwszą od 30 lat Kanadyjką, która zagrała w półfinale wielkoszlemowej imprezy (Carling Bassett-Seguso w US Open 1984) i pierwszą w historii, która zanotowała taki wynik w Melbourne.
Do grona oczarowań nie sposób nie zaliczyć także Dellacquy, która po sześciu latach ponownie zagrała w Melbourne w IV rundzie, wyrównując tym samym swój życiowy wynik w wielkoszlemowej imprezie. Australijka pod koniec ubiegłego roku wywalczyła sobie dziką kartę w wewnętrznych eliminacjach i bardzo dobrze ją wykorzystała. Do Australian Open przystąpiła będąc klasyfikowana na 120. miejscu, w poniedziałek wróciła do Top 100, a jeszcze pod koniec października ubiegłego roku znajdowała się na 181. pozycji. Później jednak wygrała dwa turnieje ITF w stanie Wiktoria oraz wspomniane australijskie kwalifikacje i na początku tego sezonu potwierdziła wysoką dyspozycję.
I wreszcie Cibulková, która szła przez turniej jak burza, dopiero w finale przegrywając z Li. Zawodniczka z Bratysławy pokonała m.in. dwie zawodniczki z Top 5, Marię Szarapową i Agnieszkę Radwańską. W ten sposób nie tylko zanotowała życiowy wynik w wielkoszlemowej imprezie (do tej pory był nim półfinał Rolanda Garrosa 2009), ale została też pierwszą tenisistką ze Słowacji, która dotarła do finału turnieju tej rangi w rywalizacji singlistek.
I na koniec Pennetta, która w ubiegłym sezonie wróciła po półrocznej spowodowanej operacją nadgarstka. W maju ubiegłego roku była klasyfikowana poza Top 150 rankingu. W US Open osiągnęła swój pierwszy wielkoszlemowy półfinał, a teraz w Melbourne zaliczyła pierwszy ćwierćfinał w imprezie tej rangi, poza Flushing Meadows. Włoszka po drodze wyeliminowała Andżelikę Kerber i jest blisko powrotu do czołowej "20".
Gem turnieju: tie break II seta meczu Eugenie Bouchard - Virginie Razzano
Nie byłoby epickiego zwieńczenia spotkania, gdyby Razzano nie obroniła trzech piłek meczowych przy stanie 0-40 w 10. gemie II seta. W tie breaku obie tenisistki wzniosły się na niewyobrażalny wręcz poziom, ścigając się w efektownych zagraniach. Francuzka miała dwie piłki setowe, ale Bouchard obie odparła, a szczególnie to co zrobiła przy 8-9 pokazało, jak ogromny drzemie w niej potencjał. Wtedy to Kanadyjka popisała się kosmiczną kontrą forhendową po linii. Wreszcie przy stanie 13-12 wykorzystała siódmego meczbola, wspaniałym krosem forhendowym.
Maria Szarapowa - Karin Knapp i inne dramatyczne bitwy
W całym turnieju były cztery mecze, do rozstrzygnięcia których potrzeba było więcej niż 12 gemów w III secie. Na plan pierwszy wysunął się toczony w potwornym upale mecz Szarapowej z Knapp, zakończony wynikiem 3:6, 6:4, 10:8. Rosjanka mogła zakończyć ten mecz już w 10. gemie, gdy serwowała, ale Włoszka obroniła trzy meczbole, z czego dwa w świetnym stylu (kończący kros bekhendowy i kros forhendowy wymuszający błąd). Wreszcie od stanu 8:8 Szarapowa zdobyła dwa kolejne gemy i po trzech godzinach i 28 minutach morderczej walki z rywalką i nieludzkimi warunkami zapewniła sobie awans do III rundy. Później była liderka rankingu pokonała jeszcze Alize Cornet, ale w IV rundzie przegrała z rewelacyjną Dominiką Cibulkovą.
W I rundzie Madison Keys pokonała 6:2, 6:7(8), 9:7 Patricię Mayr-Achleitner. Amerykanka w II partii ruszyła w pościg ze stanu 2:5, obroniła piłkę setową, za to w tie breaku zmarnowała cztery meczbole przy 6-2. W decydującej partii wróciła z 2:4 i wykorzystując w sumie szóstą piłkę meczową, po dwóch godzinach i 37 minutach walki zapewniła sobie zwycięstwo. W II rundzie Keys przegrała z Jie Zheng, nie wykorzystując prowadzenia 4:1 (z podwójnym przełamaniem) w III secie.
Daniela Hantuchova wygrała 6:3, 3:6, 12:10 z Karolíną Plíškovą. W 16. gemie decydującej partii Słowaczka zmarnowała dwa meczbole, za to w 17. odparła trzy break pointy przy 0-40. Wreszcie przy 11:10 zaliczyła decydującej przełamanie i zapewniła sobie awans do III rundy po trzech godzinach i 13 minutach walki z rywalką i żarem lejącym się z nieba. Także w II rundzie zacięty pojedynek stoczyły Carla Suarez i Galina Woskobojewa. Górą była Hiszpanka, która wróciła ze stanu 2:5 w III secie i wygrała 7:6(2), 3:6, 8:6 po równo 190 minutach gry.
Cytat turnieju: Na Li
- Szczęście było przy mnie. Te pięć centymetrów mnie uratowało. O tyle rywalka pomyliła się przy meczbolu w II secie - mówiła Chinka pokazując palcami, ile dzieliło ją od porażki w III rundzie. - Gdyby [Šafářová] trafiła, ja i moja cała drużyna bylibyśmy już spakowani, w drodze na lotnisko.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!