Po finale panów - myśli nieuporządkowane

Kilkanaście luźnych myśli dotyczących spotkania Nadala z Djokoviciem, jego ewentualnych konsekwencji i kilku przyczyn takiego obrotu spraw. Na gorąco, zanim rozgrzana po meczu głowa ostygnie.

Robert Pałuba
Robert Pałuba

* Rozstrzygnięcie turnieju mnie zaskoczyło. Przed jego rozpoczęciem nie postawiłbym złamanego grosza, że Nadal zakończy go jako zwycięzca, grał niepewnie, przegrał z Djokoviciem w Rzymie i wyglądał najsłabiej od lat. Po ćwierćfinałach też nic się nie zmieniło, bo z Ferrerem Hiszpan grał źle, a bekhend fruwał po korcie bez kontroli.

Malowana była wizja Serba, który pewnie zmiecie kolejnych rywali, a w finale w brutalnej bitwie wydrze królowi koronę, niszcząc go bekhendem po linii i zabijając słabe drugie serwisy Rafy. Po półfinałach miałem trochę wątpliwości, ale takiego rozwoju wydarzeń na pewno się nie spodziewałem.
* Sam finał był dość rozczarowujący, głównie za sprawą słabej postawy Novaka. Spotkania Nadala i Djokovicia ogląda się źle, bo od pierwszej do ostatniej piłki wiadomo, wokół jakich czterech uderzeń będzie się ono kręcić. Oczywiście, tytani wydolności zawsze kilkukrotnie zaimponują szybkością i sprawnością, czasami będą się ganiać jak szaleńcy przez cały mecz, ale zazwyczaj kończone błędami wymiany, prowadzone w średnim tempie, dość szybko nużą. Było jak w boksie: Djoković, jako pretendent, musiał pokazać więcej, żeby wygrać z mistrzem na punkty. Nie pokazał, więc i nie wygrał.

* Nie sądziłem, że dożyję dnia, gdy na korcie Philippe'a Chatriera kilkanaście tysięcy gardeł będzie skandować "Rafaaaaaa!". A jednak, w finałowym meczu z Djokoviciem to Hiszpan miał po swojej stronie publiczność. Przed turniejem Steve Tignor napisał, że wcale niewykluczone jest, iż z niechęci francuskich kibiców majorkański wojownik przez lata czerpał dodatkową siłę. Po dziesięciu latach Francuzi chyba ostatecznie zaakceptowali Rafę. Albo pogodzili się z faktem, że pewne w życiu są śmierć, podatki i wygrana Nadala w Paryżu.

* Choć kibice byli za Nadalem, trzeba na chwilę zatrzymać się przy ceremonii wręczenia pucharów. Kilkuminutowa owacja, którą dostał Djoković, stojąc na podium ze srebrną tacą dla przegranego, naprawdę mnie poruszyła. I nie tylko mnie, po policzkach Serba płynęły łzy.

* Skoro przy łzach już jesteśmy, to tenis wyjątkowo przyciąga wzruszające momenty. Płakali francuscy debliści po zwycięstwie, płakał prezes francuskiej federacji, płakali Djoković i Nadal. Po wielkich zwycięstwach i bolesnych porażkach tenisiści pękają z zadziwiającą regularnością. I dlatego biały sport jest taki piękny.

* - Wynagrodziłem sobie to, co wydarzyło się w Australii - mówił po wygranym finale Nadal, nawiązując do szokującej porażki ze Stanislasem Wawrinką. Przyznam, że dziwiła mnie skala echa, jakim w głowie Hiszpana odbiła się ta porażka. Po siedmiu kolejnych klęskach z Djokoviciem Rafa wrócił jeszcze silniejszy, tymczasem jeden mecz ze Szwajcarem całkowicie zachwiał jego tenisową równowagą.

* "Może gdybym był leworęczny, to bym wygrał" - Novak Djoković, zapytany, czy w finale pomogłyby mu wolniejsze warunki.

* Trofeum dla zwycięzcy wręczał Björn Borg. Szwed regularnie pojawia się na różnych turniejach i imprezach, choć jego ostatni publiczny występ nie należał do udanych - podczas nowojorskiej gali zorganizowanej na 40-lecie ATP zdecydowanie przesadził z "elementem baśniowym" i na scenie plątał mu się język.

Ciekawa wypowiedź Rafy, zapytanego, czy sam byłby chętny wręczyć zwycięzcy Puchar Muszkieterów: - Z wielką przyjemnością. […] Spędziłem prawie całe moje życie na grze w tenisa. Jeśli będę zdrów i nic mi się nie przytrafi, to na pewno jeszcze tu wrócę.

* Po raz kolejny obaj zawodnicy dość słabo znieśli trudy fizyczne pojedynku, który przecież ani nie porywał intensywnością, ani nie trwał dłużej niż przeciętne tenisowe sumo Hiszpana z Serbem. Gdy Nadal wbiegł na trybuny, by celebrować triumf ze swoim obozem, szepnął na ucho wujowi, by wezwał lekarza. Nie wiedział, ile jeszcze utrzyma się na nogach.

Natychmiast wróciłem myślami do pamiętnego finału Australian Open 2012. Obaj tenisiści wtedy przekroczyli granicę swojej wytrzymałości i chyba boją się, żeby przypadkiem tam nie wrócić. Zresztą, w dłuższej perspektywie czasu, zapłacili za tamten mecz wysoką cenę.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×