Pokochać tenis, nowy początek Nicole Vaidisovej

Tak szybko jak się pojawiła, tak szybko odeszła, targana kontuzjami, zniechęceniem oraz, by poświęcić się roli żony Radka Stepanka. Po nieudanym małżeństwie Nicole Vaidisova wznowiła karierę.

W marcu 2010 roku tenisowy świat otrzymuje szokującą wiadomość. Ale czy na pewno jest ona tak zaskakująca? Nicole Vaidisova nie przyjmuje dzikiej karty do turnieju w Miami i postanawia zakończyć sezon i zarazem całą karierę. - Jej agent powiedział mi, że Nicole ma dość tenisa i to jest zrozumiałe. Gdy zaczynała, była taka młoda - mówił czeskim mediom Aleš Kodat, ojczym i były trener tenisistki. Potwierdził wtedy również, że Czeszka zostanie żoną starszego o 10 lat Radka Stepanka.

Jak to się stało, że dziewczyna, która miała papiery na wielką karierę, tak szybko się wypaliła? Dla mnie odpowiedź wydaje się prosta, Nicole nigdy tak naprawdę tenisa nie kochała. Może na początku była to dla niej pasja, ale bardzo szybko przerodziło się to w rutynę, która odebrała jej chęci do dalszej walki. Owszem, problemy zdrowotne jej nie oszczędzały, ale miała dopiero 20 lat i całe życie przed sobą. Mogła zdziałać bardzo wiele, ale postanowiła odejść i wkrótce została żoną tenisowego łamacza kobiecych serc. Powiedzieć, że to Štěpánek zakończył jej karierę to jednak gruba przesada. Od miłości do nienawiści bardzo cienka granica, ale co zrobić, gdy kochanie przeradza się w obojętność? A tak było w przypadku młodej Nicole, tenisistki niepoukładanej, ale szalenie ambitnej. Braki w wyszkoleniu (przynajmniej na początku, bo z czasem jej tenisowy warsztat coraz bardziej się zazębiał) nadrabiała sercem do walki, brakiem kompleksów i przebojem wdarła się do kobiecych rozgrywek.
[ad=rectangle]
Czeskie tornado

Już w 2004 roku, mając zaledwie 15 lat, Vaidišová zadebiutowała w Top 100 rankingu. W wieku 15 lat, trzech miesięcy i 23 dni została szóstą najmłodszą triumfatorką turnieju WTA w historii. Dokonała tego w Vancouver, jako kwalifikantka (była klasyfikowana na 180. miejscu), pokonując w finale Laurę Granville, a później była najlepsza w Taszkencie po zwycięstwie nad Virginie Razzano. Jeśli to był powiew świeżości, to w kolejnym sezonie Nicole była już prawdziwym tornado siejącym spustoszenie. Po osiągnięciu IV rundy US Open, na przełomie września i października 2005 roku, triumfowała w trzech turniejach z rzędu (Seul, Tokio, Bangkok). Sezon 2004, debiutancki w głównym cyklu, ukończyła na 77. miejscu w rankingu, a w kolejnym była już 15. rakietą globu.

Rok 2006 rozpoczęła od półfinału w Sydney i IV rundy Australian Open. Był to początek jej zbliżania się do szczytu, na który jednak nigdy nie dotarła, bo ta góra okazała się dla niej zbyt stroma. W maju wygrała turniej w Strasburgu, a później przyszedł czas na Roland Garros. W przeciągu dwóch-trzech sezonów mogła stać się realnym zagrożeniem dla samej Justine Henin, jeśliby tylko w jej sercu żar pasji nie nie ustąpił miejsca lodowi obojętności. Osiem lat temu Vaidišová pokonywała w Paryżu kolejne dołki, górki, pagórki i prawdziwe góry. Marsz do półfinału rozpoczęła od zwycięstwa nad Martą Domachowską, a później wyeliminowała m.in. Amelie Mauresmo, ówczesną liderkę rankingu, oraz Venus Williams, byłą rakietę numer jeden.

To był ten sezon, w którym Mauresmo mogła raz na zawsze wyleczyć się z paryskiego kompleksu. Francuzka była wtedy w genialnej formie (potwierdziła to później triumfując na trawnikach Wimbledonu), ale na paryskiej mączce w IV rundzie zatrzymała ją Vaidišová. Czeszka wygrała 6:7(5), 6:1, 6:2 i wzięła na popularnej Amé rewanż za porażkę, jakiej pół roku wcześniej doznała w Melbourne (1:6, 1:6). Mauresmo w Australii wywalczyła wówczas swoje pierwsze wielkoszlemowe trofeum. - Jestem taka podekscytowana. Nigdy wcześniej nie grałam w ćwierćfinale wielkoszlemowej imprezy. Nigdy nie pokonałam Amelie Mauresmo, nigdy nie wygrałam z numerem jeden na świecie. Jestem bardzo szczęśliwa - mówiła rozemocjonowana Nicole dla portalu espn.com. Wcześniej miała za sobą mecz z inną reprezentantką gospodarzy. - To był zupełnie inny mecz, inna atmosfera, gdy gra się we Francji - mówiła Czeszka wracając do ich konfrontacji w Melbourne. - Miałam to szczęście, że wcześniej miałam mecz z francuską tenisistką [Aravane Rezaï], więc wiedziałam czego się spodziewać. Po prostu starałam się skoncentrować na sobie. Wtedy to jeszcze nie przysparzało jej trudności, była w takim gazie, że potrafiła z uśmiechem na ustach udźwignąć największe natężenie emocji.
[nextpage]W ćwierćfinale pokonała 6:7(5), 6:1, 6:3 Venus Williams. Tak jak z Mauresmo, przegrała I seta w tie breaku, ale ani przez moment nie została wybita z uderzenia. Młodzieńcza fantazja i waleczne serce doprowadziły ją do półfinału. Jednak sama była w lekkim szoku, że grała tak dobrze. - Trochę zaskoczyłam samą siebie - mówiła po wyeliminowaniu Amerykanki, która była jej idolką. - Dwa razy z rzędu tak świetna gra, to zdecydowanie zwiększa moją pewność siebie. Wykonałam 100 proc. tego co potrafię. Jeśli bym przegrała mogłabym powiedzieć, że nie miałam szczęścia. Ale zawsze trzeba dać z siebie wszystko. Starałam się to robić, cały czas być pozytywnie nastawiona, bo zdarzały mi się mecze, gdy negatywne emocje brały górę i po przegraniu pierwszego seta, także w drugim byłam gorsza - cytował Czeszkę portal cnn.com.

Pustka na korcie

Zatrzymała ją dopiero Swietłana Kuzniecowa, której uległa po niezwykle dramatycznym boju. Prowadziła 7:5, 5:3, by ostatecznie przegrać 7:5, 6:7(5), 2:6. Wtedy górę wzięła jej niepoukładana natura, choć tak naprawdę zabrakło jej doświadczenia. Była przecież szóstą najmłodszą półfinalistką Rolanda Garrosa w Erze Otwartej. Po meczu z Rosjanką, Czeszka udzieliła znamiennej wypowiedzi dla portalu espn.com. - Oczywiście jestem rozczarowana. Kocham wygrywać, a nienawidzę przegrywać. Ale jestem dumna z tego, czego dokonałam. Jej problem polegał na tym, że gdy raj był już blisko, porażki zaczęły bardzo mocno oddziaływać na jej psychikę. Gdy wypadła z Top 100 rankingu zabrakło jej już sił, by ponownie walczyć. Tenis to nie bajka. To brutalna gra, z której bardzo łatwo wypaść, gdy codzienna żmudna praca przestanie sprawiać radość. Vaidišová bardzo szybko wpadła w taki stan. Po meczu z Kuzniecową wypowiedziała jeszcze jedno ważne zdanie. - Pojadę teraz do domu w Pradze i będę robiła swoje. Nie myślę nawet o tym, by oglądać finał w telewizji.

Nienawidziła przegrywać, to była dobra cecha, charakterystyczna dla największych sportowców. Ale ona po prostu nie potrafiła udźwignąć tych porażek i w niedługim czasie przestała chcieć wygrywać. Dziwne to, gdy pisze się o tak młodej dziewczynie, ale taka była prawda. To nie kontuzje ją wykończyły, tylko charakter niedojrzałej dziewczyny, która niedorosła do wielkiego tenisowego świata i dlatego szybko z niego uciekła, znajdując sobie nowe miejsce w życiu. Tak naprawdę z perspektywy czasu można uznać, że miłość do Radka Štěpánka była dla niej zachętą do odsunięcia się ze sportu, w którym coraz trudniej było się jej odnaleźć. Co by było gdyby rodak nie podbił jej serca? Prawdopodobnie i tak rzuciłaby rakietę w kąt, bo coraz bardziej dusiła się w zamkniętym marketingowymi ramami tenisowym świecie. Nie czuła wolności i swobody w tej wielkiej przestrzeni, dlatego szukała spełnienia w czymś małym, także dającym satysfakcję, bo gra w tenisa już jej tego nie dawała. Czuła się na korcie pusta, snuła się po nim, wpadała w szpony wypalenia fizycznego i mentalnego.

W 2006 roku odniosła jeszcze jedno zwycięstwo nad Amélie Mauresmo, w ćwierćfinale w Moskwie po fascynującym widowisku. Francuzka prowadziła wówczas 6:1, 5:2, ale Czeszka wygrała 1:6, 5:7, 7:6(3) po obronie trzech piłek meczowych. To był jeden z tych meczów, który pokazał nową stronę tenisowej mocy Vaidišovej, a chodzi o woleja, którego w krótkim czasie opanowała przynajmniej w stopniu dobrym. Sezon 2006 był pierwszym, który ukończyła w Top 10 rankingu. Rok 2007 rozpoczęła od mocnego uderzenia. W Australian Open doszła do półfinału, eliminując po drodze Jelenę Dementiewą, ówczesną ósmą rakietę globu. Był to drugi i ostatni wielkoszlemowy półfinał w jej karierze.
[nextpage]To już jest koniec

W maju 2007 roku Vaidišová znalazła się na najwyższym w karierze siódmym miejscu w rankingu. Był to sezon, w którym po raz pierwszy napotkała na poważne dolegliwości zdrowotne. Jego europejską część na kortach ziemnych miała w większości straconą z powodu kontuzji prawego nadgarstka. Zagrała jedynie w Rolandzie Garrosie, w którym dopiero w ćwierćfinale przegrała z Jeleną Janković. Później w drodze do ćwierćfinału Wimbledonu wyeliminowała Amélie Mauresmo. O półfinał zmierzyła się z Aną Ivanović i przegrała 6:4, 2:6, 5:7, w III secie nie wykorzystując prowadzenia 5:3 oraz trzech piłek meczowych przy 5:4. Podczas amerykańskiego lata 2007 wystąpiła jedynie w US Open, bo pauzowała z powodu mononukleozy. Odpadła w III rundzie po porażce z Shahar Peer poniesionej w tie breaku III seta.

- Jestem bardzo emocjonalnie reagującym sportowcem i człowiekiem - mówiła Czeszka na konferencji prasowej po dramatycznym boju o półfinał Wimbledonu z Ivanović. - Myślę, że to mogło pójść zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Mogę z tego czerpać siłę, ale to też jest moja słabość. To są jakieś ograniczenia [w sferze mentalnej] i pozostaje mi pracować dalej. Porażka z Ivanović tak naprawdę totalnie podcięła jej skrzydła. Zgubiła pewność siebie na korcie i nigdy już jej nie odzyskała. Ta porażka doprowadziła ją do takiej rozpaczy, że nie pozbierała się już do końca kariery. Potraktowała to jako nie tylko sportowy, ale i życiowy dramat. Otworzyła się przed nią szansa na półfinał Wimbledonu, ale przecież takich okazji czekało na nią całe mnóstwo. Miała przecież wtedy ledwie 18 lat i całe tenisowe życie przed sobą. Ivanović rok później triumfowała w Rolandzie Garrosie, a Vaidišová nigdy nie zagrała w wielkoszlemowym finale.

W 2008 roku Czeszka doszła do ćwierćfinału Wimbledonu, jej ostatniego w wielkoszlemowym turnieju. Po drodze pokonała Annę Czakwetadze, ówczesną ósmą rakietę globu. Było to jej ostatnie zwycięstwo nad zawodniczką z Top 10. Do półfinału nie udało się jej jednak awansować, bo przegrała z Jie Zheng. Vaidišová mimo wszystko mogła być zadowolona z tego występu, bo przed przyjazdem do Londynu z sześciu na siedem rozegranych turniejów odpadła po pierwszym meczu. W All England Club dała sobie nadzieję na rozmrożenie swojego tenisowego serca, ale słońce pojawiło się w nim tylko na chwilę. Później do końca roku w siedmiu turniejach wygrała łącznie dwa spotkania. W I rundzie odpadła m.in. z turnieju olimpijskiego w Pekinie, przegrywając z Alize Cornet. Rok 2008 zakończyła na 41. miejscu, w jego końcówce znów zmagając się z kontuzją prawego nadgarstka.

Sezon 2009 był dla niej jedną wielką katastrofą. Nie osiągnęła w nim ani jednego ćwierćfinału. Nie wygrała ani jednego meczu w wielkoszlemowych turniejach. Z Australian Open wyeliminowała ją Severine Beltrame, dla której był to jedyny mecz w karierze wygrany w Melbourne. Z Rolanda Garrosa w I rundzie odpadła po raz drugi z rzędu. W 2008 roku jej pogromczynią okazała się Iveta Melzer, wtedy Benešová, a w 2009 roku przegrała z Virginią Ruano Pascual, dla której był to ostatni w karierze występ w wielkoszlemowej imprezie. Na trawie w All England Club Czeszka została pokonana przez Rossanę de los Rios, kolejną zawodniczkę zbliżającą się do końca kariery.
[nextpage]Vaidišová musiała zagrać w eliminacjach do US Open i w ich I rundzie uległa Yung-Jan Chan. Sezon zakończyła występem w turnieju ITF w Dubaju, z którego odpadła w ćwierćfinale. Spadła na 188. miejsce i zabrakło jej motywacji oraz siły, by z peryferiów, na których się znalazła, podjąć próbę powrotu na salony kobiecego tenisa. Walczyła bardziej ze słabościami własnego organizmu i rosnącym zniechęceniem niż z rywalkami. Tak pozostało do końca jej kariery, który nastąpił w marcu 2010 roku. Po raz ostatni w zawodach głównego cyklu zagrała w Memphis, gdzie w II rundzie przegrała z Kaią Kanepi. Później wystąpiła w turnieju w Hammond (ITF) i w I rundzie przegrała 6:4, 6:7(10), 6:7(4) z Heather Watson, marnując cztery piłki meczowe. Był to jej ostatni mecz na zawodowych kortach.

Cel - pokochać tenis

Po rozwodzie ze Štěpánkiem, Vaidišovą coraz częściej zaczęto widywać na korcie. Na początku dementowała informacje o chęci powrotu do zawodowego tenisa. W rozmowie ze znanym amerykańskim dziennikarzem Mattem Croninem powiedziała, że "nie jest już właścicielką ani jednej rakiety i nawet nie myśli o powrocie na kort, dopóki nie będzie w pełni zdrowa". Dzień 31 sierpnia 2014 roku okazał się nowym początkiem dla czeskiej tenisistki. Wtedy to informacje o jej powrocie potwierdził jej agent. - Nicole wraca. Aleš [Kodat] ponownie będzie jej trenerem - powiedział dla dziennika "Blesk" Olivier van Lindonk z agencji IMG, reprezentującej także inną Czeszkę Petrę Kvitovą.

Po 4,5 roku nieobecności Nicole wystąpiła w turnieju ITF w Albuquerque w Nowym Meksyku (USA). Jej powrotowi towarzyszyło ogromne zainteresowanie kibiców (pełne trybuny) i mediów. Wszystkie szanujące się portale oraz dzienniki sportowe musiały poinformować o fakcie, że była siódma rakieta globu znów pojawiła się na zawodowych kortach. W I rundzie pokonała Sesil Karatanczewą. - Nie mogę być arogancka i pomyśleć, że po czterech latach mojej nieobecności i po problemach zdrowotnych, które miałam, wróciłam po to, by wszystko wygrywać - powiedziała po tym spotkaniu Czeszka lokalnym dziennikarzom, cytowana przez portal tennis.com. - Przede mną długa droga. Bez względu na to czy w tej chwili wygrywam czy przegrywam, to jest część podróży, planu, który chcę zrealizować, by po prostu wrócić.

Głód zwycięstwa musiał się pojawić po tak długiej przerwie, byle tylko ta chęć wygrywania nie przerodziła się w obsesję, bo drugi etap jej kariery może nie trwać zbyt długo. Jej pierwszym celem będzie przede wszystkim rozpalenie w sobie miłości do tenisa. Jeśli podoła temu zadaniu wtedy zwycięstwa będą naturalną koleją rzeczy. Po pierwszym meczu po powrocie Vaidišová wypowiedziała bardzo znamienne zdania: - Chciałabym móc powiedzieć komuś takiemu jak ja, żeby bardziej się cieszył tym co robi niż to miało miejsce w moim przypadku, gdy byłam młodsza. Za bardzo chodziło o wygrywanie i wyłącznie wygrywanie, tak naprawdę nie czerpałam z tego zbyt wiele radości. Po pokonaniu Karatanczewej, urwała seta Johannie Koncie.

W XXI wieku do tenisa wracały Martina Hingis, Henin i Clijsters. Wszystkie to wielkoszlemowe mistrzynie, więc były już spełnione. Jest także Kimiko Date-Krumm, która w 2008 roku pojawiła się w głównym cyklu po raz pierwszy od 1996 roku. Japonce po powrocie udało się nawet wygrać jeden turniej WTA. Sytuacja Vaidišovej jest inna niż Hingis, Henin i Clijsters. Czeszka na krótko przed 21. urodzinami rzuciła rakietę w kąt, nie dając sobie szansy na wywalczenie największego trofeum. Czy wracając po czterech latach w jej sercu zapaliła się iskierka nadziei na powrót na miejsce, w którym była jako nastolatka, a może jeszcze wyżej? Na początku może mieć ułatwioną drogę i wykorzystać dawną sławę. Bez wątpienia pomoże jej agencja IMG, która jest właścicielem 14 turniejów na świecie. Według przepisów WTA i ITF tenisistka może otrzymać 12 dzikich kart w ciągu roku. Jeśli chodzi o WTA Tour mogą to być trzy dzikie karty do głównej drabinki oraz trzy do kwalifikacji. Podobnie sytuacja wygląda w imprezach organizowanych przez ITF.
[nextpage]Krok w nieznane

Vaidišová zdaje sobie sprawie, że to będzie trudny proces, który może się zakończyć niepowodzeniem. - Na pewno nie będzie łatwiej po długiej przerwie. Będzie to o wiele trudniejsze niż za pierwszym razem. Jest to w pewnym sensie krok w nieznane. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Chcę, żeby było dobrze, ale będzie to proces stopniowy, z dnia na dzień - mówiła Czeszka przed turniejem w Albuquerque w wywiadzie dla lokalnej amerykańskiej telewizji News 13 Sports. Była siódma rakieta globu od czasu, gdy zakończyła karierę w marcu 2010 roku, przeszła dwie operacje barku. - Przede wszystkim mam nadzieję, że będę zdrowa i zdolna do gry bez bólu. Będę wykonywać małe kroczki, z turnieju na turniej - stwierdziła.

Czeszka wyjawiła, że to miała być przerwa od tenisa, a nie koniec, ale nie spodziewała się, że będzie ona tak długa. Wszystko przez powtarzające się problemy z barkiem. - Nie można było z tym grać. Jeśli nie możesz dać z siebie 100 proc. energii i siły, wtedy na próżno wychodzić na kort - powiedziała. Zanim wznowiła karierę, przez siedem czy osiem miesięcy intensywnie trenowała. Na początku cierpiała, bo jej organizm nie był przyzwyczajony do takich obciążeń. - Trener przygotowania fizycznego powie ci, że to naprawdę nie było miłe - mówiła Czeszka. - Potrzeba było cierpliwości, zostawić dumę za drzwiami i ciężko pracować. Zaczęłam wszystko od zera, ale czuję się dobrze. Mogę być z siebie zadowolona.

Od samego początku chce się przyzwyczaić do twardych, intensywnych meczów. - Rytm turnieju oraz nerwy z tym związane są najistotniejsze. Potrzebuję meczów, to będzie dla mnie największa pomoc - stwierdziła. Trenować zaczęła razem z przyjaciółką, już byłą tenisistką Ivetą Melzer. Poczuła ponownie w żołądku tenisowe motyle, choć początkowo była w stanie kompletnie surowym. - Zaczęłam bardziej doceniać różne rzeczy i stałam się bardziej cierpliwa. Za pierwszym razem wszystko wydawało się znacznie prostsze, jakoś to poszło gładko. Gdy zaczynasz po raz drugi bardziej doceniasz to, że w ogóle mogłeś grać. Czujesz się z tym lepiej.

Będąc z dala od tenisa przekonała się, że istnieje inne życie niż tylko korty i hotele. - Mogłam podróżować i zwiedzać różne miejsca. Jestem za to wdzięczna. Mogłam być więcej w domu, spędzać czas z przyjaciółmi, robić różne inne rzeczy. Tenis ponownie jest ogromną częścią mojego życia. Znów mogę dać z siebie 100 proc., ale miałam szansę przekonać się, że na świecie istnieje też coś innego - relacjonowała dalej dla telewizji8 News 13 Sports. Czy to pozwoli jej podejść z dystansem do tenisa i cieszyć się grą?

Przykład dla innych

- Vaidišová wygląda świetnie, może być wzorem - powiedział dla dziennika "Blesk" Nick Bollettieri, założyciel słynnej Akademii Tenisowej na Florydzie, której Czeszka jest wychowanką. Zapytany o to, jaka była jego pierwsza myśl, gdy dowiedział się o powrocie Nicole, 83-letni Amerykanin stwierdził: - Przede wszystkim widać, że jest w świetnej formie fizycznej. Po drugie, ona ma 25 lat, więc ciągle jest młoda. I po trzecie nowoczesny styl gry. Nie jest może zawodniczką świetnie returnującą, ale gra ofensywnie. W przeszłości przyniosło to efekt. Bardzo ważne, że próbuje wrócić, bez względu na to, co z tego wyjdzie. Jej powrót może mieć wpływ na innych ludzi. Poprzez zaangażowanie pokazuje chłopcom i dziewczętom, że nawet po najtrudniejszych chwilach można się podnieść i spróbować wszystkiego ponownie.
[nextpage]- Nicole ma wybuchowy tenis. Nie przepycha piłki nad siatką, tylko uderza w taki sposób, że rzadko coś wraca na jej stronę - tak relacjonował jej styl gry Bollettieri. - Jeśli będzie sprawna fizycznie, może być bardzo interesująco. Jeśli byłaby zawodniczką bez sukcesów, to byłaby zupełnie inna historia. Ale ona była gwiazdą, należała do Top 10 rankingu. Trudno odmówić racji amerykańskiemu trenerowi, ale z drugiej strony, gdyby Nicole czuła się spełniona jako tenisistka bez wątpienia by już nie wracała. Inna sprawa, że trudno skończyć tak bezpowrotnie z czymś, co przez długie lata było najważniejszą częścią życia. Nawet tak wielka mistrzyni, jak Henin zanotowała powrót, a przecież nie musiała, bo była tenisistką spełnioną.

W 2014 roku Vaidišová otrzymała dzikie karty do turniejów w Albuquerque i Las Vegas (główna drabinka) oraz w Macon i New Braunfels (kwalifikacje). Po tych turniejach jest klasyfikowana w rankingu na 614. miejscu. Cztery i pół roku przerwy to jednak bardzo dużo. Fizycznych braków nie da się tak szybko nadrobić, nawet jeśli starannie przygotowywała się do powrotu. Dobrym przykładem jest Barbora Zahlavova-Strycova, która miała półroczną przerwę z powodu zawieszenia za doping, ale ona jednak nie odłożyła rakiety w kąt. Przez dziewięć tygodni trenowała bardzo intensywnie, "jak zwierzę" (tak to określiła), a po powrocie bolało ją absolutnie wszystko.

Przykład Clijsters pokazuje, że można dokonać czegoś wielkiego po długiej absencji, ale tak naprawdę Belgijka to jedyny przykład tenisistki, która po długiej przerwie wróciła i zdobywała wielkoszlemowe tytuły. - Kiedy jesteś kontuzjowana przez miesiąc, tracisz bardzo wiele. A cztery lata? Nie wyobrażam sobie tego - to z kolei wypowiedź Karolíny Plíškovej dla dziennika "Blesk". Najbliższy sezon będzie dla Vaidisovej naprawdę trudny. Od tego, co uda się jej osiągnąć w 2015 roku, będzie zależała jej dalsza tenisowa przyszłość. Misja niemożliwa czy może jednak dzięki życiowym zawirowaniom stanie się również mocniejsza na korcie?

Łabędź z intuicją

Po turnieju w Albuquerque, ciąg dalszy kampanii powrotnej Czeszki nastąpił w Las Vegas. Dotarła tam do ćwierćfinału, po drodze rozbijając Veronicę Cepede Royg. Dwa zwycięstwa nad zawodniczkami z Top 200 rankingu to dowód, że z tej mąki może być chleb, jeśli tylko Vaidišová faktycznie dojrzała i nie zabraknie jej cierpliwości. W kolejnym tygodniu spotkało ją rozczarowanie w postaci nieprzebrnięcia eliminacji do turnieju w Macon, ale na takie zawody musi być przygotowana. W New Braunfels również nie przeszła kwalifikacji, ale do głównej drabinki dostała się jako "szczęśliwa przegrana". W I rundzie pokonała w trzech setach Marinę Mielnikową, by następnie ulec Irinie Falconi.

Nicole Vaidišová pierwszy kontakt z tenisem miała w wieku sześciu lat. Jak zostało wspomniane jest wychowanką słynnej Akademii Tenisowej Nicka Bollettieriego w Bradenton na Florydzie. Jej ogromną siłą zawsze był serwis i bekhend. Przy podaniu ciągle używa skróconego ruchu, ale po wznowieniu kariery z bekhendem trochę się szarpie. To nie jest jednak żadne zaskoczenie. Po dwóch operacjach barku potrzebuje czasu, by wrócić do odpowiedniego rytmu i odnaleźć płynność uderzeń. Z czasem to wszystko powinno działać mechanicznie. Z technicznej warstwy nic nie straciła, ale potrzeba jej meczów o punkty, by to w pełni wykorzystać. To wszystko co nabyła jako dziecko, oraz gdy dojrzewała w głównym cyklu, nie mogło wyparować. Wygrywała mecze w turniejach ITF do lat 18, gdy miała 12 lat. Jako 15-latka miała już tytuł w głównym cyklu. Gdy miała 17 i 18 lat trzy razy pokonała Amélie Mauresmo, z czego dwa razy w wielkoszlemowych turniejach, gdy Francuzka była liderką rankingu.
[nextpage]W ciągu zaledwie sześciu lat gry na najwyższym poziomie przeszła transformację. Od zawsze była tenisistką atakującą z głębi kortu. Swoim napakowanym lawiną pasji i agresji bekhendem doprowadzała do rozpaczy największe gwiazdy kobiecego tenisa. Nawet Serenie Williams nie grało się z Czeszką łatwo, choć wygrała z nią wszystkie cztery mecze. Do huraganowego ataku z linii końcowej Vaidišová dołożyła solidność przy siatce. Jej wolej może nie był najpiękniejszy na świecie, ale na pewno stał się on pewnym punktem w jej repertuarze. Jak będzie wyglądał drugi etap jej kariery?

Raczej nie należy się spodziewać takiej naładowanej emocjonalnym ładunkiem ultraofensywnej gry. Jest dojrzałą kobietą, choć ciągle młodą, mającą za sobą perturbacje osobiste oraz zdrowotne, więc i jej tenis raczej już nie będzie pójściem na żywioł, bez rozterek czy zniszczy rywalkę, czy samą siebie. Zawsze następują jakieś przeobrażenia, gdy wraca się po tak długiej przerwie, czego przykładem jest Kim Clijsters, w której grze było więcej ognia w drugim etapie kariery i dało to piorunujący efekt w postaci dwóch triumfów w US Open i jednego w Australian Open. W przypadku Vaidišovej powinniśmy zobaczyć tenis bardziej wypośrodkowany między ofensywą i defensywą, między graniem emocjami i używaniem siły umysłu, co już widać po jej meczach w cyklu ITF. Oczywiście wybuchowej gry nie zabraknie. Jednak powinno być mniej niewypałów i zapędzania samej siebie w ślepą uliczkę poprzez wiarę, że jedynie atomowy cios może powalić rywalkę na kolana.

Kiedyś była drapieżnym jastrzębiem chcącym chwycić rywalkę w szpony swojej agresji, teraz może być bardziej łabędziem unoszącym się na skrzydłach własnej intuicji, z gracją i wdziękiem punktującym rywalki poprzez rozdzielanie głębokich, różnorodnych piłek blisko narożników oraz bazowanie na technicznej podstawie. Oby to nie był tylko łabędzi śpiew czeskiej tenisistki, jednak chyba nie wracałaby, gdyby nie czuła, że jeszcze może coś na zawodowych kortach zdziałać. Raczej nie będzie się już z niej wylewać lawa niekontrolowanego ataku, nad którym dawniej nie potrafiła zapanować w najtrudniejszych momentach. Jak będzie przekonamy się z czasem, za mało jeszcze meczów rozegrała by jednoznacznie stwierdzić jaka będzie różnica między Nicole-nastolatką, a Nicole-kobietą po przejściach.

**

Pięć lat temu w artykule "Co się z tobą dzieje Nicole" pisałem: "Szkoda by było, by Nicole trafiła na długą listę zmarnowanych talentów". Ona ciągle ma coś do zrobienia w tenisie (jest rówieśniczką Agnieszki Radwańskiej). Powroty do tenisa są piekielnie trudne, co nie znaczy, że są skazane na porażkę. Nicole nie potrafiła sobie poradzić z tym, że bardzo szybko z melodii przyszłości stała się kandydatką do zdobywania wielkoszlemowych tytułów. Mam nadzieję, że drugi etap jej kariery nie okaże się tylko i wyłącznie melodią przeszłości, bo byłem, i ciągle jestem, wielkim miłośnikiem talentu tej przebojowej i urodziwej Czeszki.

Komentarze (25)
avatar
Mind Control
27.11.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nikt się jeszcze nie przyczepił tak jak do artykułu o "singapurskim ciosie w kolano"? Tam chodziło o przecinki a tu jest o mój boże błąd ort.!! No kompletnie beznadziejny tekst, do śmietnika. 
avatar
sekup II
27.11.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Jeśli znajduje uznanie, to dlatego że zrozumiałe są jego intencje. Inteligencja tych osób o tym decyduje a nie uprzedzenia. Tobie brakuje tego pierwszego czynnika a drugiego masz aż nadto. Nal Czytaj całość
avatar
RobertW18
27.11.2014
Zgłoś do moderacji
0
5
Odpowiedz
Co myśleć o takiej wypowiedzi SekupaII (i podobnych): "Co ten Stepanek w sobie ma że tak lecą na niego dziewuchy? Lepiej by było gdyby łamał karierę jakiejś córce rzeźnika, która przejmuje ten Czytaj całość
avatar
RobertW18
27.11.2014
Zgłoś do moderacji
1
4
Odpowiedz
Jak już pisano, w "sezonie ogórkowym" to i "odgrzewane kotlety" dobre. O powrocie Czeszki już przecież pisano w SF. Jednak raczej nie zaszkodzi początkującym czytelnikom ta opowieść o niegdyś Czytaj całość
avatar
pedro
27.11.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wow! Redaktor Iwanek w formie!