Bo zabijemy ci syna! Bohdan Tomaszewski w szponach SB

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Twój syn może wpaść pod samochód

Akcja zakończyła się cztery lata później... porwaniem Tomaszewskiego z jednej z warszawskich ulic. - Szedłem przez plac Unii Lubelskiej. Nagle błyskawicznie podjechał samochód. Wyskoczyło z niego kilku mężczyzn i raptownie, bardzo fachowo ujęli mnie i wsadzili do stojącego przy chodniku auta. Nietrudno się dziwić, że byłem kompletnie zaskoczony i przerażony - Tomaszewski wspomniał w pracy Artura Gałązki pod tytułem "Działania MSW wokół olimpijskich zmagań - Moskwa 80".

Pracownicy SB uknuli szantaż, który miał zmusić dziennikarza do przejścia na ich stronę. Nie torturowali go fizycznie, nie trzymali tygodniami w areszcie. Uderzyli w życie prywatne. - Twój syn jest bardzo żywym dzieckiem, często biega po warszawskich ulicach. Trzeba na niego bardziej uważać, bo tacy żywi chłopcy mogą zostać na przykład przypadkowo przejechani przez samochód. Możesz również zostać skazany na karę śmierci, za działalność szpiegowską oraz zdradę ojczyzny - usłyszał Tomaszewski.
Dziennikarz się złamał. Podpisał "lojalkę". Pozostała jeszcze kwestia pseudonimu. Skąd się wziął Tajny Współpracownik "Guzikowski"? - W okropnej chwili podpisywania zobowiązania (...) przyszedł mi do głowy przekorny pomysł. To niech będzie Guzikowski. W duszy pomyślałem, że może z tego wszystkiego guzik po prostu wyjdzie. Niestety, było inaczej - to słowa samego Tomaszewskiego.

Nie zajmował się dziennikarzami?

Na czym polegała "praca" Tomaszewskiego? - Pan Bohdan w rozmowach ze mną tłumaczył, że nikomu nie zaszkodził. Dla niego były to luźne spotkania i luźne opowieści głównie o wyjazdach zagranicznych. Z tym, że od razu zaznaczę, że większość byłych współpracowników SB tak właśnie się tłumaczy - powiedział nam Cegiełka.

Jak już wspomnieliśmy, w IPN-ie nie zachowało się zbyt wiele dokumentów dotyczących działalności dziennikarza. Poruszamy się więc nieco w sferze domysłów, bazujemy na wyjaśnieniach ze strony samego zainteresowanego. - Najprawdopodobniej Tomaszewski wcale nie zajmował się inwigilacją środowiska dziennikarskiego. Ono było doskonale prześwietlone - stwierdził Cegiełka.

Tomaszewski był częstym gościem na kortach warszawskiej Legii, przecież w młodości był doskonale zapowiadającym się zawodnikiem. - A na kortach była cała towarzyska śmietanka ówczesnej Warszawy. Przypuszczam, że to było główne zadanie TW "Guzikowskiego" - dodał Cegiełka.

Radio Wolna Europa w tle

W 1956 roku podczas igrzysk olimpijskich w Melbourne Tomaszewski poznał Wojciecha Trojanowskiego. Słynny przedwojenny reporter radiowy (idol Tomaszewskiego z lat dzieciństwa) pracował już w Radiu Wolna Europa. Od tego momentu na wielkich imprezach sportowych organizatorzy zawsze umieszczali ich kabiny obok siebie. - Pracowaliśmy obok na wyciągnięcie ręki. Wspólna wymiana informacji, wrażeń, odczuć oraz papierosów (...) Zdawałem sobie sprawę, że to ryzyko ten częsty kontakt z Trojanowskim. Ale jakimś alibi były te sąsiednie kabiny, często i wszędzie - przyznał Tomaszewski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×