Serena Williams w niemal każdym spotkaniu musiała się sporo napracować, aby awansować szczebelek wyżej. Najtrudniejszym sprawdzianem z pewnością okazał się dla niej półfinałowy mecz z Timeą Bacsinszky, bowiem zmagała się nie tylko z rywalką, ale również z chorobą. Tuż po zakończeniu pojedynku liderka rankingu czuła się bardzo źle i od razu położyła się do łóżka.
- Te 48 godzin przypominało koszmar - powiedziała Williams. - Po rozegraniu półfinałowego spotkania siedziałam w szatni bez sił. Ledwo doszłam do domu. Wzięłam gorący prysznic, położyłam się i nie wstawałam aż do 16:00 czy 17:00 następnego dnia. Udałam się później na spacer, ale tylko mi się pogorszyło. Powiedziałam nawet fizjoterapeucie, że nie jestem pewna, czy zdołam zagrać, ponieważ to nie wygląda dobrze. On mi jednak pomógł, a później odbijałam już trochę i nawet nieźle mi wychodziło.
Amerykanka wygrała już trzy turnieje wielkoszlemowe z rzędu. Dziennikarze zapytali ją również o to, czy myśli czasami o zdobyciu Klasycznego Wielkiego Szlema, czyli skompletowaniu wszystkich najważniejszych pucharów w jednym sezonie.
- Szczerze mówiąc, nigdy nie mam wystarczająco czasu, aby nad tym wszystkim rozmyślać. Jestem podekscytowana. Tak naprawdę jeszcze nie zdążyłam się nacieszyć 19. tytułem, a już udało mi się zdobyć 20. To przypomina czasem sen i zastanawiam się, czy to na pewno jest moje życie?
- Nie wiem, czy jeśli zdobędę Klasycznego Szlema, to będzie to jeszcze bardziej wyjątkowe osiągnięcie. Cieszę się z triumfu w Paryżu, ale oczywiście świetnie by było wygrać na Wimbledonie. W dwóch ostatnich latach nie radziłam sobie tam jednak zbyt dobrze, więc nie chcę wybiegać w przyszłość - dodała.