W latach 2008-2014 Aleksandra Krunić wywalczyła dziewięć tytułów ITF. W głównym cyklu Serbka zadebiutowała w 2011 roku, a w 2012 w Baku osiągnęła pierwszy ćwierćfinał. Wreszcie w ubiegłym sezonie przeszła kwalifikacje do US Open i w drodze do IV rundy odprawiła Katarzynę Piter, Madison Keys i Petrę Kvitovą. W walce o ćwierćfinał przegrała po fascynującej bitwie 6:4, 4:6, 4:6 z Wiktorią Azarenką. Wspaniałym marszem w Nowym Jorku zapewniła sobie debiut w czołowej 100 rankingu. - Każdy może trafić forhendem, bekhendem czy serwisem. Chodzi o to, by to wszystko ze sobą połączyć - powiedziała Serbka po spotkaniu z Białorusinką. I to jest cała filozofia jej gry. Tak kombinować, by wykorzystując wszystkie swoje zagrania stworzyć piękną całość, bo pojedyncze potężne uderzenia to światło, które gaśnie, a w głowie tenisistki nauczonej grać byle mocniej nie zapali się lampka z zapasowym planem.
Aleksandrę Krunić obserwuję od dawna, z uwagi na to, że od początku dostrzegłem, że ta niewysoka dziewczyna (163 cm) jest tenisistką bardzo często sięgającą po nietuzinkowe zagrania. Oglądając jej mecze nigdy się nie nudzę. Zawsze można liczyć na wiele akcji łamiących wszelkie schematy. W jej repertuarze mamy dropszoty (to ulubiony element w jej repertuarze), hot dogi, czy jak kto woli tweenery (zagranie piłki między nogami), oraz ekstremalnie trudne woleje. Znakomicie się broni i potrafi posyłać zaskakujące kończące uderzenia praktycznie z każdego miejsca na korcie. Ma świetne ręce, którymi nadaje swoim zagraniom wręcz plastyczną formę. Jest ciekawą postacią również poza kortem. Jej zainteresowania to psychologia i kryminologia. Serbka lubi grać w kręgle, jak każda kobieta robić zakupy, a do tego radość sprawia jej prowadzenie samochodu. Na każdy temat potrafi opowiadać bez używania oklepanych formułek. Widać to na przykładzie wywiadu z nią na portalu spaziotennis.com.
Urodziła się w Moskwie (jest córką serbskich imigrantów), gdzie zaczynała trenować. Później przeniosła się na Słowację, by w końcu wylądować w Serbii. Krunić toczyła wewnętrzną walkę między własnymi korzeniami, a tym co robi obecnie i kogo reprezentuje. Twierdzi, że aktualnie czuje się Serbką bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, ale nie zamierza czuć się winna z powodu szczególnych więzi, które ją łączą z Rosją. W niedawnym finale Pucharu Federacji wspierała ekipę, w której barwach chciała występować, gdy była dzieckiem. Sama marzy o sukcesach z drużyną Serbii w tych rozgrywkach oraz o występie na igrzyskach olimpijskich.
Wyjątkowe stosunki łączą ją z Jeleną Janković, która jest jej idolką. - Ona wspierała mnie w mojej karierze, od momentu gdy miałam 15 czy 16 lat, kiedy zaczęłam grać w Pucharze Federacji. Razem występowałyśmy w deblu. Ona zawsze była gotowa pomagać mi w treningach. Szanuję ją jako tenisistkę, a przede wszystkim jako człowieka. Jelena jest otwartą osobą i zawsze wiem, kiedy coś lubi, a kiedy coś się jej we mnie nie podoba. Wszystko jest zatem zawsze jasno wyrażone, a ja lubię taki sposób komunikacji - powiedziała Krunić, która cztery lata temu została bohaterkę Serbii. Wspólnie z Janković dały swojej drużynie awans do Grupy Światowej, pokonując w deblu Danielę Hantuchovą i Magdalenę Rybarikovą 2:6, 7:5, 9:7. W tej niesamowitej batalii Serbki wróciły z 2:6, 1:5 i obroniły trzy piłki meczowe.
Krunić przyjaźni się z Timeą Bacsinszky, która w tym roku robiła furorę na zawodowych kortach. - Grałam z nią kilka lat temu w Szwajcarii w turnieju z pulą nagród 25 tys. dolarów. To było długo przed tym, gdy obie znalazłyśmy się w czołowej 100. Rozmawiałyśmy o tym, że fajnie byłoby znaleźć się na szczycie, wtedy inne są turnieje, hotele i wszystkie inne rzeczy. Zawsze miło jest otwarcie dyskutować z kimś takim jak ona, osobą mającą bardzo trudną drogę w cyklu. Moim zdaniem w kobiecym tenisie nie ma zbyt wiele tajemnic, nawet jeśli niektórzy ludzie sprawiają, że myślisz o nich jako o zbyt wyjątkowych, niedostępnych osobach. W rzeczywistości mniej więcej wszystko o sobie wiemy. Jestem otwarta na rozmowy, lubię poznawać ludzi, ale nie każdy jest taki sam - stwierdziła Serbka, studentka ekonomii.
- Skończyłam trzeci i rozpoczęłam czwarty rok, ale to będzie bardzo trudne, bo prawie nigdy nie ma mnie w domu. Zawsze, gdy jestem u siebie staram się zaliczyć jakieś egzaminy i pójść na uniwersytet, bo inaczej nigdy tego nie skończę. Chodzi mi o to, że trudno jest robić dwie rzeczy jednocześnie, zwłaszcza gdy masz tak mało czasu, aby otworzyć książki, czytać i uczyć się mikroekonomii. Moja kariera będzie trwała gdzieś do 35 roku życia, pod warunkiem, że wtedy będę jeszcze w stanie chodzić. Lubię samoloty, ale boję się nimi latać. Jednak czytam dużo książek o samolotach i wszystkim innym. Lubię bardzo dużo rzeczy i gdy już zakończę tenisową karierę na pewno w mojej głowie nie pojawi się myśl: 'Jezu, co ja teraz ze sobą zrobię'? Na pewno będę miała wtedy dużo wolnego czasu, ale na szczęście istnieje wiele rzeczy, którymi się interesuję - mówiła Krunić, aktualnie 96. rakieta globu. Mieć tak wiele zainteresowań i umieć o tym ciekawie opowiadać, to nie jest częste zjawisko w tenisowym świecie.
- Wielu z nas spędza czas martwiąc się o to, co może się wydarzyć, a następnie okazuje się, że to wcale nie było straszne. Proces przygotowania się był 10 razy gorszy niż to, co się faktycznie stało. Dlatego teraz staram się żyć chwilą, nie martwiąc się o to, co się będzie działo. To znaczy, jeśli dziś jest wtorek to tylko Bóg wie, czy będę jeszcze żyła w piątek - to kolejny cytat pokazujący, jak ciekawą postacią jest Aleksandra Krunić. Te jakże mądre i szczere słowa Serbki mocno wbiły się w moją głowę. Można je odnieść do każdej dziedziny życia. Wynika z nich jeden prosty wniosek, martwienie się na zapas tylko paraliżuje nasze ruchy. Chodziło jej o sierpień tego roku, gdy nie wygrała nawet jednego meczu, a przecież w ubiegłym sezonie była na ustach całego świata po wspaniałym występie na Flushing Meadows. Nie potrafiła się uwolnić od myśli, że przyjdzie jej bronić punktów i w efekcie kompletnie jej nie wyszło całe amerykańskie lato. - To było straszne, byłam zdenerwowana, gdy tylko wylądowałam w Ameryce. Grałam fatalnie, nie tylko w Nowym Jorku, ale poczynając od Stanford. Było trudno, ale w takich momentach mogę się wiele o sobie nauczyć - stwierdziła Serbka.
W dniach 6-7 lutego Serbia podejmie Hiszpanię w miejscowości Kraljevo. Będzie to mecz Grupy Światowej II Pucharu Federacji i jego zwycięzca w kwietniu powalczy o awans do elity. Gra w narodowych barwach jest sensem sportowego istnienia Krunić. - Myślę, że możemy awansować do grona najlepszych drużyn świata. Mamy wspaniałe zawodniczki, jesteśmy stabilnym zespołem, w którym panuje wyjątkowa atmosfera. W naszej ekipie jest wszystko potrzebne do zwycięstwa i jestem optymistką, choć przeciwnik wzbudza respekt - powiedziała Serbka, cytowana przez portal sport.blick.rs. - W każdy występ w reprezentacji maksymalnie się angażuję, zawsze to dla mnie wyjątkowa motywacja. To dodatkowy impuls do gry, gdy za tobą jest cały naród - dodała. Bilans jej gier w Pucharze Federacji to 10-5. W 2015 roku miała duży udział w awansie Serbii do Grupy Światowej II. Wystąpiła w pięciu singlowych pojedynkach i wszystkie wygrała.
Sezon 2015 nie był dla niej zbyt udany, ale po raz pierwszy będzie w czołowej 100 na koniec roku. 20 lipca znalazła się na najwyższym w karierze 62. miejscu w rankingu. - Jestem zadowolona z występu w Wimbledonie. Roberta Vinci później pokonała Serenę Williams w półfinale US Open. To świetna tenisistka, a ja z nią wygrałam w Londynie. Jednak pomimo tego sukcesu nie jestem w pełni usatysfakcjonowana. Wiem, że muszę się poprawić i mam nadzieję, że dobrze się przygotuję do nowego sezonu - powiedziała Krunić. W drodze do III rudy Wimbledonu Serbka pokonała dwie Włoszki, Robertę Vinci i Sarę Errani. Z tą drugą stworzyła znakomity spektakl, który był pokazem klasycznego tenisa na trawie, z ogromną liczbą akcji przy siatce. Z Vinci rozprawiła się jeszcze dwa razy, w Bukareszcie (6:1, 6:1) oraz w Linzu (6:1, 6:7, 6:1). W obu turniejach dotarła do ćwierćfinału, podobnie jak na początku roku w Shenzhen.
Jej marzenie to wyjazd na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. - Nadal nie wypełniłam normy w singlu lub deblu i muszę zdobyć sporo punktów, ale śnię o wyjeździe na igrzyska i zrobię wszystko co w mojej mocy, by grać najlepiej od początku do połowy 2016 roku, aby się na nie zakwalifikować - powiedziała Krunić, której trenerką jest Biljana Veselinović, w przeszłości zajmująca się Nadią Pietrową, Lucie Safarovą czy Alize Cornet. Dla niektórych może się to wydać zaskakujące, bo dla Serbki ważniejszy jest sukces na igrzyskach niż świetna gra w wielkoszlemowych turniejach. Powiedziała o tym wprost, zresztą jak zawsze, nie pozostawiając żadnych niedomówień. - Moim marzeniem jest zagrać na igrzyskach i je wygrać! Wielkoszlemowe turnieje nie interesują mnie aż tak bardzo. Wiele zawodniczek mówiło mi, że jestem szalona, ale dla mnie na pierwszym miejscu jest złoty medal. Wydaje mi się, że słuchanie hymnu Serbii jest 10 razy bardziej wyjątkowe niż zdobycie wielkoszlemowego tytułu. To właśnie ja, może jestem wariatką, nie wiem - skomentowała Serbka.
Krunić zdążyła już przyzwyczaić kibiców do tego, że lubi iść pod prąd, zarówno na korcie, jak i poza nim. Igrzyska ważniejsze od Australian Open, Rolanda Garrosa, Wimbledonu i US Open dla zawodowej tenisistki? To brzmi jak herezja! Jest to zawodniczka nie zanieczyszczona blaskiem chwały i nigdy nie wiadomo jak się zachowa po ewentualnych sukcesach w wielkoszlemowych turniejach. Jednak mam wrażenie, że syndrom Eugenie Bouchard jej nie grozi. Krunić jest podobną postacią do Janković, której nie zmanierowały największe sukcesy, czyli finał US Open i zostanie liderką rankingu. Aleksandra jest tak zwyczajna, że aż niezwyczajna w swojej elokwencji. Wśród młodych tenisistek nie ma zbyt wielu dziewczyn z tak dojrzałym podejściem, nie tylko do tenisa.
Jako dziecko myślała tylko o tym, by grać dla Rosji. - Nigdy nie mieszkałam w Serbii i nie poznałam zawodniczki z tego kraju, nie próbowałam poczuć tej atmosfery, ale jako 15-latka po raz pierwszy zagrałam w Pucharze Federacji i wszystko się zmieniło. Ciągle mam coś z Rosji, bo spędziłam w niej całe życie i gdy ląduję w Moskwie czuję, że to coś najbardziej wyjątkowego. W Moskwie ciągle znajduję mój dom. Ale zdecydowanie jestem Serbką. Granie dla swojego kraju to zawsze coś specjalnego. Mamy gorącą krew, jesteśmy patriotami - stwierdziła. Choć Krunić jeszcze nie ma wielkich sukcesów na swoim koncie, co w niedalekiej przyszłości powinno się zmienić, już jest jedną z najbardziej niekonwencjonalnych postaci w obecnym kobiecym tenisie. Swoje poglądy jest w stanie wyrażać w czterech językach: serbskim, słowackim, angielskim i rosyjskim.
Łukasz Iwanek