Jo-Wilfried Tsonga niezadowolony z decyzji organizatorów Wimbledonu

Jo-Wilfried Tsonga był w niedzielę szczęśliwy ze zwycięskiego maratonu z Johnem Isnerem, ale miał uwagi odnośnie planowania gier przez organizatorów wielkoszlemowego Wimbledonu 2016.

Rafał Smoliński
Rafał Smoliński

- Cieszy mnie zwycięstwo w tym meczu, ponieważ dobrze jest pozostać w turnieju. Czas spędzony na korcie nie jest tak naprawdę ważny, liczy się tylko wygrana - powiedział Jo-Wilfried Tsonga, który powrócił ze stanu 0-2 w setach, by po dramatycznym boju pokonać Johna Isnera 6:7(3), 3:6, 7:6(5), 6:2, 19:17.

Na pomeczowej konferencji nie mogło oczywiście zabraknąć porównań do rekordowego pojedynku pomiędzy Isnerem a Nicolasem Mahutem z 2010 roku. - Moje starcie z Johnem trochę tamten mecz przypominało - śmiał się Tsonga, który w 32. gemie piątego seta obronił meczbola wygrywającym uderzeniem z forhendu. - To, co zrobili ci goście sześć lat temu, było czymś niemożliwym. To było nieludzkie nie tylko z punktu widzenia czysto tenisowego, ale także ze względu na system nerwowy - dodał.

Rozstawiony z 12. numerem Francuz przyznał, że nie spodobał mu się plan gier ułożony przez organizatorów. W pierwszym tygodniu zmagania w Londynie były wielokrotnie przerywane przez opady deszczu. - Pierwszy mecz zagrałem we wtorek, a później musiałem czekać dwa dni, by znów wyjść na kort. To trochę nie jest fair, ponieważ teraz przyjdzie mi rywalizować przez trzy dni pod rząd - zauważył.

Po dwudniowym maratonie z Isnerem jego rywalem będzie już w poniedziałek aktualny numer jeden francuskiego tenisa, Richard Gasquet. - Mam nadzieję, że zdążę się odpowiednio zregenerować i będę gotowy na poniedziałkowy pojedynek - zakończył Tsonga.

ZOBACZ WIDEO Tour de Pologne w liczbach (źródło TVP)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×