Faworyci odnieśli dwusetowe zwycięstwo, ale nie przyszło ono im łatwo. Sporo problemów przy własnym podaniu miał Jamie Murray, który stał się głównym celem rywali. Bruno Soares serwował dużo lepiej od swojego brytyjskiego partnera, dlatego łatwiej było im o punkty w gemach serwisowych Brazylijczyka.
Murray mógł stracić podanie już w gemie otwarcia, ale wspólnie z Soaresem obronił cztery break pointy. Rozstawiona z drugim numerem para przełamała na 3:1, kiedy Brazylijczyk zamienił return na dosyć szczęśliwego loba. Przewagi jednak nie utrzymała, ponieważ w dziewiątym gemie tenisista gospodarzy oddał podanie przy piłce setowej.
Ale co się odwlecze, to nie uciesze. Po zmianie stron Murray i Soares wypracowali sobie returnami cztery kolejne piłki setowe. Tym razem okazji nie zmarnowali i po wykorzystaniu czwartego setbola wygrali pierwszą odsłonę 6:4.
Druga partia miała podobny przebieg do pierwszej. Najpierw Murray i Soares wysunęli się na prowadzenie, ale Treat Huey i Maks Mirny odrobili stratę, odbierając w piątym gemie podanie zawodnikowi gospodarzy. W 10. gemie uratowali się jeszcze przed porażką, broniąc przy własnym serwisie meczbola. Po zmianie stron rywale wypracowali jednak trzy kolejne szanse na skończenie pojedynku. Przy trzeciej piłce meczowej Soares uznał, że Mirny zepsuł woleja i poprosił o sprawdzenie śladu. Challenge okazał się skuteczny i faworyci zwyciężyli 6:4, 7:5.
Murray i Soares nie stracili seta i w tabeli Grupy B (nazwanej na cześć Stefana Edberga i Andersa Järryda) zajmują drugie miejsce, tuż za braćmi Bobem i Mike'em Bryanami. Amerykanie, niedzielni pogromcy Ivana Dodiga i Marcelo Melo, będą wtorkowymi przeciwnikami Brytyjczyka i Brazylijczyka.
Finały ATP World Tour, Londyn (Wielka Brytania)
Tour Championships, kort twardy w hali, pula nagród 7,5 mln dolarów
niedziela, 13 listopada
Grupa B (Stefan Edberg, Anders Järryd)
Jamie Murray (Wielka Brytania, 2) / Bruno Soares (Brazylia, 2) - Treat Huey (Filipiny, 8) / Maks Mirny (Białoruś, 8) 6:4, 7:5
Wyniki i tabele Finałów ATP World Tour
ZOBACZ WIDEO Trener Kowalkiewicz: nikt się tego nie spodziewał