Wielki powrót Łukasza Kubota

Odradza się zawsze w najmniej oczekiwanych momentach. Jednak robi to zawsze w efektownym stylu. Łukasz Kubot osiągnął w wieku 35 lat życiową formę. Przeszedł ku temu długą drogę.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
PAP/EPA / SERGIO BARRENECHEA

Niewiele brakowało, a zostałby piłkarzem. Jako młody chłopak pojechał nawet na obóz juniorski z drużyną Zagłębia Lubin. - Miał świetną lewą nogę, był też świetnie skoordynowany - mówił jego ojciec Janusz, jeden z trenerów Miedziowych. Po powrocie z obozu był podobno zachwycony. Postawił jednak na inny sport. Być może polska piłka straciła lewoskrzydłowego, ale zyskała znakomitego tenisistę.

Łukasz Kubot istnieje w świadomości polskich kibiców od kilkunastu lat. I gdy ci powoli o nim zapominają, facet z Bolesławca nagle przypomina o sobie w wielkim stylu. Zrobił to w 2011 roku, gdy dotarł do IV rundy Wimbledonu. Dwa lata później w Londynie był już w ćwierćfinale, a kilka miesięcy później wygrał w deblu Australian Open. I gdy długo wydawało się, że to był najlepszy czas w jego karierze, w 2017 roku Kubot osiągnął życiową formę. W wieku 35 lat.

Ostatnie miesiące są w jego wykonaniu niesamowite. W parze z Brazylijczykiem Marcelo Melo dwukrotnie triumfowali w zawodach rangi ATP World Tour Masters 1000 (Miami i Madryt), a w Indian Wells przegrali dopiero w finale. Dzięki temu są najlepszą deblową parą świata, a wobec kryzysu Agnieszki Radwańskiej Kubot jest najlepszym polskim tenisistą ostatnich miesięcy.

Dotarł na szczyty tego sportu, choć tylko on i jego rodzina wiedzą, ile temu poświęcił. Już jako dzieciak wstawał codziennie o 5 rano, by rowerem bądź autobusem jechać z Bolesławca do Lubina. Do rozpadającej się hali, w której ćwiczył z trenerem. Wszystko jeszcze przed szkołą. Dlaczego nie po? - Później hala była zajęta. Warunki były ekstremalne, bywało strasznie zimno. Inni patrzyli na nas jak na kosmitów - wspominał Kubot. Potem szkoła, a potem jeszcze jeden trening.

ZOBACZ WIDEO: Mariusz Pudzianowski: Nie wstydzę się walki z Popkiem i niczego mu nie ujmuję

Rodzice długo myśleli, że dla ich syna tenis jest i będzie tylko zajęciem dodatkowym. Wszystko zmieniło się, gdy pojechali z nim na turniej ITF dla 14-latków w Paryżu. Tam nastolatek wprawił wszystkich w osłupienie, gdy jako jedyny ze wszystkich był w stanie wygrać seta z Guillermo Corią, wówczas absolutnym dominatorem w swojej kategorii wiekowej na świecie.

- Pamiętam szok na twarzach rodziców i trenerów zgromadzonych wokół kortu. Poznałem wtedy kilku trenerów, którzy troszeczkę otworzyli mi oczy i doradzili wyjazd syna na studia do Stanów, by tam uczył się i trenował. Wtedy do mnie dotarło, że tenis Łukaszowi może dać więcej niż samą przyjemność... - wspominał po latach Janusz Kubot w rozmowie z portalem interia.pl.

Pojawił się jednak problem, bo rodziców nie było stać na opłacenie synowi pobytu w Stanach Zjednoczonych. Pomocną dłoń wyciągnął wtedy... Andrzej Szarmach. Legendarny polski napastnik był wówczas pierwszym trenerem Zagłębia, a Kubot senior jego asystentem. Popularny "Diabeł" widział, że jego syn ma straszny zapał do pracy. - Zaproponował pożyczkę, czego do końca życia mu nie zapomnę - ujawnił.

Jako 16-latek Łukasz Kubot wyleciał więc do USA, a dokładnie do akademii Johna Newcombe'a w Teksasie, jednej z najbardziej prestiżowych szkół tenisowych na świecie. Tam uczył się od najlepszych i już osiągał pierwsze sukcesy - został mistrzem stanu w swojej kategorii wiekowej. Po powrocie do Polski znów musiał zmierzyć się z rozpadającymi się kortami i halami, w których nikt nie włącza ogrzewania. Z pomocą znów przyszła piłka nożna.

- Zagłębie grało akurat w pucharach z austriackim SV Ried, gdzie mieści się fabryka Fischera, produkującego sprzęt tenisowy. Skontaktowałem się z nimi, Łukasz poleciał tam i zrobił tak dobre wrażenie, że ci podpisali z nim kontrakt. Dzięki temu miał bazę treningową i fachowców, na których w Polsce nie miał szans - mówił Kubot senior na łamach "Newsweeka".

I choć jako junior dotarł do ćwierćfinału Wimbledonu, długo nie mógł przebić się do czołówki. W wieku 23 lat podjął zaskakującą decyzję o przeprowadzce do Pragi. Widząc, że Czesi mają wielu zawodników w pierwszej "100" rankingu, postanowił postawić na współpracę z tamtejszymi trenerami. Potrzeba było kilku lat, ale w końcu zaczęła ona przynosić efekty. W 2009 roku zdołał pokonać Andy'ego Roddicka i awansował do pierwszej "100" rankingu ATP.

Prawdziwy przełom nastąpił jednak dwa lata później na Wimbledonie, gdy był o włos od ćwierćfinału. W meczu z Feliciano Lopezem nie wykorzystał dwóch meczboli. I tak był to jego największy sukces, a klasycznym stylem gry i akcjami serve&volley zachwycił dosłownie wszystkich. Jego zagrania wzbudziły zachwyt samego Jima Couriera. Dwa lata później był jeszcze lepszy - dotarł do ćwierćfinału, gdzie stoczył pamiętny pojedynek z Jerzym Janowiczem.

Choć nawet w Wielkim Szlemie potrafił grać świetnie w singlu, jego prawdziwym popisem jest debel. W parze z Oliverem Marachem triumfował w aż pięciu turniejach (2009-2010), następnie notował wygrane m.in. z Ivo Karloviciem czy Juanem Ignacio Chelą. Największy sukces zanotował jednak w parze ze Szwedem Robertem Lindstedtem - w styczniu 2014 roku przeszedł do historii polskiego tenisa, wygrywając deblowy Australian Open. Dorównał tym samym Wojciechowi Fibakowi, który triumfował tam 36 lat wcześniej.

- Dla takich chwil człowiek wstaje codziennie rano na trening. W sumie to dalej w to nie wierzę - mówił po finale Kubot. Bardzo długo wydawało się, że to szczytowy moment w jego karierze. Miał już wtedy 32 lata i było jasne, że pozostało mu niewiele lat na korcie. Wiedząc o tym, postanowił skupić się wyłącznie na deblu. Jego organizm nie byłby w stanie pogodzić ich z występami w singlu.

Był to strzał w "10". Kubot gra rzadko, jednak niezwykle efektywnie. W październiku 2015 po raz pierwszy zagrał w parze z Brazylijczykiem Marcelo Melo. Wygrali dwa razy halowy turniej w Wiedniu, jednak swoją prawdziwą moc pokazują wspólnie dopiero od tego roku. Dwa wygrane turnieje ATP World Tour Masters 1000 (Madryt i Miami) sprawiły, że zostali najlepszą deblową parą świata w rankingu ATP Doubles Race to London. - On jest niesamowity. Świetnie się uzupełniamy - on jest siłą spokoju, ja reaguję bardziej nerwowo - tłumaczył Kubot swoje zrozumienie z Melo.

I choć Polak ma już 35 lat, wcale nie zamierza kończyć kariery. W środowisku wszyscy wiedzą, że Kubot to stuprocentowy profesjonalista. Zdrowie odżywianie, przespane noce, żadnych wyskoków. A do tego praca, praca i jeszcze raz praca. Dzięki temu może być w stanie grać jeszcze nawet przez kilka lat. - Ta jego solidność nas już czasem denerwuje, także jego znajomych. Kończy się mecz, wszyscy czekają z kolacją, a on idzie na masaż i znowu przez godzinę trzeba go wyglądać - śmieje się ojciec tenisisty. - Wszyscy to jednak szanujemy. Wiemy, że robi to dla siebie.

- Ja nie mam talentu do tenisa. Ale mam talent do ciężkiej pracy - powiedział kiedyś. Zwycięstwa i sukcesy takich sportowców budzą największy szacunek. Łukasz Kubot w pocie czoła zapracował na to, by tak go traktować.

Czy Łukasz Kubot wygra kolejny raz turniej Wielkiego Szlema?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×