W 127-letniej historii turnieju na trawiastych kortach londyńskiego Queen's Clubu nie ma bardziej utytułowanego tenisisty od Andy'ego Murraya. Szkot wygrał tę imprezę pięć razy. Ale z tegoroczną edycją pożegnał się już po I rundzie, przegrywając 6:7(4), 2:6 z klasyfikowanym na 90. miejscu w rankingu Jordanem Thompsonem.
- On dobrze serwował i dobrze poruszał się po korcie. A to dwa najważniejsze elementy w grze na trawie - mówił po wtorkowej porażce Murray. - Od początku czułem, że on radzi sobie dobrze. Zdobywał wiele łatwych punktów z serwisów. W drugim secie na dodatek oddałem mu kilka punktów, których nie powinienem był przegrać.
Turniej w Londynie miał być dla Brytyjczyka przygotowaniem do startującego 3 lipca wielkoszlemowego Wimbledonu, w którym także będzie bronił tytułu. - To dla mnie cios. Ten turniej w przeszłości wielokrotnie pomagał mi w dobrym przygotowaniu do Wimbledonu - przyznał.
Lider rankingu ATP jest zaniepokojony swoją dyspozycją. - Najbliższy czas spędzę na pracy na korcie i na doskonaleniu elementów, które nie funkcjonują. Z taką grą nie wygram Wimbledonu. To jasne. Ale wiem, że mogę grać lepiej.
- Oczywiście nie mam gwarancji czy Wimbledon będzie dla mnie udany, czy nie. Z pewnością rozegranie większej liczby meczów pomogłoby mi, ale przecież w przeszłości Wimbledon wygrywali tenisiści, którzy w ogóle nie brali udziału w turniejach przygotowawczych bądź występowali tylko w meczach pokazowych - dodał 30-latek z Dunblane.
ZOBACZ WIDEO: Polak wystartuje w morderczym wyścigu w Alpach. "To będzie ogromne zmęczenie"