W sobotnim półfinale Karolina Woźniacka pokonała Czeszkę Karolinę Pliskovą 7:6(9), 6:3. Była numer jeden światowego rankingu nie ma wątpliwości, że to tie break pierwszego seta przechylił szalę zwycięstwa na jej korzyść. - Widać było, że trochę ją to podłamało - przyznała Dunka.
- W tie breaku czułam się bardzo dobrze. Prowadziłam już 6-1, ale potem zabawa się skończyła. Traciłam kolejne punkty, jednak powiedziałam sobie, że postaram się zakończyć tę część spotkania. Przy 6-6 miałam już ochotę się zabić. Pojawiły się myśli, że w sumie już dawno powinnam przegrać tego seta (w 10. gemie Karolina obroniła trzy piłki setowe - przyp. red.), a to co się dzieje teraz to tylko dodatek - relacjonowała urodzona w Odense tenisistka.
Woźniacka przezwyciężyła jednak chwile słabości i ostatecznie wygrała premierową odsłonę. W drugiej partii przełamała w ósmym gemie, by następnie zakończyć pojedynek wynikiem 7:6(9), 6:3. Dunka poprawiła na 6-3 bilans spotkań z Pliskovą. W 2017 roku panie mierzyły się w sumie sześciokrotnie i obie wygrały po trzy mecze.
W niedzielę Woźniacka powalczy o Puchar Billie Jean King. W 2010 roku była już w finale Mistrzostw WTA (wówczas grano w katarskiej Dosze), lecz przegrała z Belgijką Kim Clijsters. - Czuję się dobrze i pewnie - stwierdziła szczęśliwa Dunka. - Niezależnie od tego, z kim zmierzę się w finale, będzie to prawdziwa batalia i trudny mecz do wygrania. Jestem jednak podekscytowana tym występem i cieszę się z kolejnej szansy - zakończyła.
Niedzielną przeciwniczką Woźniackiej w Singapurze będzie Amerykanka Venus Williams, która w drugim półfinale pokonała Francuzkę Caroline Garcię 6:7(3), 6:2, 6:3.
ZOBACZ WIDEO: Igrzyska dały w kość Kusznierewiczowi. "Fatalnie przyciąłem nogę, krew lała się po całej łódce"