Kacper Kowalczyk: Cel uświęca środki. Druga twarz Tennysa Sandgrena (komentarz)

Getty Images / Clive Brunskill  / Na zdjęciu: Tennys Sandgren
Getty Images / Clive Brunskill / Na zdjęciu: Tennys Sandgren

- Mam na imię Tennys i gram sobie w tenis - to mogłoby być hasło niejednej wielkiej kampanii reklamowej. Kampanii o spełnianiu dziecięcych marzeń, jednak takowej nie będzie. Zadecydowała przeszłość.

Kryzysy w social mediach wybuchają w weekendy

W zeszłym tygodniu w polskim internecie zawrzało dwa razy. Raz po upadku dwóch "ikon polskiego Instagrama" i ich konflikcie rodzinnym, a drugi po tym, jak pisarz Jacek Piekara podał do informacji, że musi zapłacić Dorocie Wellman pół miliona złotych odszkodowania za obraźliwy wpis na jej temat na Twitterze. Wiele osób było zszokowanych, że byle zdanie może być tak kosztowne w oczach sądu.

Informacja okazała się nieprawdziwa, a rzeczywiste odszkodowanie to ledwie 30 tysięcy złotych, a Piekara pomylił je tylko z kosztem przeprosin, które zgodnie z wyrokiem musi zamieścić w największych polskich gazetach. Mleko się już jednak rozlało, fake news poszło w świat. Ale takie to już czasy, że o nastrojach decydują portale społecznościowe.

Zwykle kiedy w ćwierćfinale turnieju wielkoszlemowego zjawia się ktoś tam wyraźnie niespodziewany, wzbudza to zainteresowanie mediów. Bo za kimś takim stoi historia, mniej lub bardziej ciekawa, ale nowa. A przeszłość ciekawi ludzi.

Śmieszne imię mam...

- Mam na imię Tennys i gram sobie w tenis - jedno zdanie, a materiał na historię gotowy, jednak "urodzony tenisista" miał więcej za uszami. - Jestem chrześcijaninem - tak najczęściej tłumaczył się Tennys Sandgren. A miał z czego się tłumaczyć.

Zanim pokazał światu coś więcej niż swoje ciekawe imię, pozwalał sobie na więcej, zwłaszcza na Twitterze. Zdjęcia Sereny Williams okazały się dla niego "obrzydliwe", podobnie jak wizyta w klubie dla homoseksualistów, po której jego oczy krwawiły jeszcze długo. Nie wstydził się także nawoływać do przeniesienia US Open do miasta, z którego "możemy wciąż być dumni" w przeciwieństwie do Nowego Jorku.

Sandgren nie wstydził się także swojego poparcia dla Donalda Trumpa, a jego poglądy można było śmiało nazwać skrajnie prawicowymi. Ale skoro mówimy o czyichś poglądach, dlaczego nie robimy tego w czasie teraźniejszym? Otóż, po awansie do III rundy i lawinie pytań o jego wpisy Tennys poradził dziennikarzom zrobić krok w przód, sam też takiego dokonał.

Znikająca przeszłość

Zastosował program, który usunął wszystkie jego tweety od 2016 roku, czyli od momentu, w którym zadebiutował w czołowej "200" rankingu ATP, a jego nazwisko i imię coraz częściej przewijały się w mediach. Uzbierało się tam blisko pięć tysięcy mniej lub bardziej wybrednych wpisów. Jednak internet nie zapomina.

Zapytacie, a co jego poglądy mają do jego tenisa? W czasach, kiedy tenisem rządzą persony o nieskazitelnym wizerunku, takie jak chociażby Roger Federer, któremu ciężko wypomnieć choć jedno złe słowo, poprawność polityczna jest bardzo istotna. Sportowcy często stają się idolami dla nastolatków, a przy współczesnej bliskości ich życia prywatnego, ich dopiero kształtujące się światopoglądy mogą dojść do wniosku, że rasizm jest czymś normalnym. A tak nie jest.

Dla kogoś z kraju tak spragnionego tenisowych sukcesów jak Stany Zjednoczone, tak niespodziewany wynik na pewno przyniesie grono sponsorów zainteresowanych  współpracą. Ale mało którą firmę stać na wpadkę wizerunkową, zwłaszcza w czasach, kiedy aktorzy po latach przepraszają, że przed laty zagrali w filmie danego reżysera, z taką lub inną przeszłością, liczy się już nie tylko to, co przed nami, ale i to co za nami. Tak z 30 lat za nami.

O dziwo, swój najważniejszy mecz w karierze Sandgren rozegra na Rod Laver Arena, nie na Margaret Court Arena. W końcu z wieloma poglądami Tennysa Margaret Smith Court na pewno by się zgodziła, choć sama ze wstydu przed nimi na tegoroczny turniej nie przyjechała.

Kacper Kowalczyk

Czytaj inne wpisy tego autora

ZOBACZ WIDEO: Dawid Celt mówi o cierpieniu Agnieszki Radwańskiej. "Każdy organizm ma swój kres"

Źródło artykułu: