Pierwotnie finalistka Rolanda Garrosa 2012 została w zeszłym roku zdyskwalifikowana na dwa miesiące za stosowanie letrozolu. Jak argumentowała Sara Errani, środek ten dostał się do jej organizmu wraz z posiłkiem, który przygotowała jej matka. Mama tenisistki przez dekadę walczyła z chorobą nowotworową i aby uniknąć jej nawrotu zażywa lekarstwo zawierające letrozol.
Decyzją Międzynarodowej Federacji Tenisowej Errani nie mogła występować na światowych kortach od 3 lipca do 2 października 2017 roku. Ponadto sprawą zajął się Sportowy Sąd Arbitrażowy w Lozannie, który po siedmiu miesiącach wydał decyzję. CAS uznał, że tenisistka rzeczywiście nie zażyła zakazanego środka celowo, ale też nie zrobiła wszystkiego, aby zapobiec jego dostaniu się do organizmu. Tym samym podjęto decyzję o zdyskwalifikowaniu Włoszki na kolejne osiem miesięcy. Zachowa ona punkty i nagrody pieniężne wygrane od października 2017 do czerwca 2018, ale na kort będzie mogła wrócić dopiero 8 lutego 2019 roku.
Errani jeszcze w piątek brała udział w turnieju WTA Challenger na kortach ziemnych w Bol, w którym miała się zmierzyć o finał z Magdą Linette. Tenisistka jednak niespodziewanie wycofała się z chorwackich zawodów, podając jako powód sprawy rodzinne. Teraz wszystko wskazuje na to, że już w piątek poznała decyzję CAS.
- Czekałam na ten werdykt przez siedem długich miesięcy, dlatego uważam tę dyskwalifikację za hańbę. W całym moim życiu nie zażywałam celowo żadnej substancji wzmacniającej organizm. Za bardzo kocham tenis, aby to robić. Oddałam całe moje życie sportowi i nie sądzę, aby na coś takiego zasłużyła. Czuję się bezsilna wobec takiej niesprawiedliwości - wyznała była piąta rakieta świata, która nie jest przekonana, czy znajdzie jeszcze siłę, aby wrócić do rywalizacji w przyszłym sezonie. Od decyzji CAS zamierza się jeszcze odwołać.
ZOBACZ WIDEO Polska - Chile. Nawałka pracuje nad nowym ustawieniem. Krychowiak: "Z czwórką obrońców automatyzmy są lepsze"