Poprzednio udało się Rogerowi Taylorowi w 1973 i Timowi Henmanowi w 2004 roku. Murray notuje swój najlepszy wynik w Roland Garros, choć oczywiście ma większe predyspozycje do tego, by sięgać po sukcesy w Melbourne i Nowym Jorku, gdzie w ubiegłym roku dotarł do finału.
Ze swoim ówczesnym pogromcą, Rogerem Federerem, może spotkać się w finale na paryskiej mączce. Najpierw jednak czeka go pojedynek z Fernando Gonzálezem, który na ziemnym nawierzchni nie pozwoli rywalowi na rozwinięcie skrzydeł. Bardziej doświadczony Chilijczyk pokonał Szkota gdy spotkali się po raz pierwszy, ale dziś nie ma to znaczenia, bo Murray był wtedy pierwszoroczniakiem w cyklu ATP.
Przed trzecią rakietą świata i mistrzem olimpijskim z Pekinu na kort im. Suzanne Lenglen wyjdą Robin Söderling (ATP 25) i Nikołaj Dawidienko (ATP 11). Nie będziemy tutaj mieli zdecydowanego faworyta.
Rosjanin z Wołgogradu dwukrotnie dochodził w Paryżu do półfinału (2005, 2007) i wciąż utrzymuje się na przyzwoitym poziomie, balansując na granicy pierwszej dziesiątki światowej listy. Söderling przerwał w niedzielę czteroletnią dominację na czerwonej mączce Rafaela Nadala, ale w świetle wielkich reflektorów tenisowego świata znalazł się po raz pierwszy. I mało kto go lubi.