Iga Świątek potrzebowała dwóch lat, aby ze świetnej juniorki stać się wielkoszlemową mistrzynią. Zrobiła to w stylu nie pozostawiającym żadnych wątpliwości. W 2018 roku wygrała juniorski Roland Garros w deblu i Wimbledonu w singlu. W sobotę zapisała się na kartach historii jako pierwsza Polka z wielkoszlemowym tytułem w singlu. Był to piąty finał z udziałem polskiej tenisistki, trzy osiągnęła Jadwiga Jędrzejowska i jeden Agnieszka Radwańska.
W ostatnich latach sytuacja w zawodowym tenisie zmienia się jak w kalejdoskopie. O jakiejkolwiek stabilizacji można tylko pomarzyć. Eugenie Bouchard była gwiazdą 2014 roku. Doszła m.in. do finału Wimbledonu, dwa lata po zdobyciu w Londynie juniorskiego tytułu, a później błyszczała wszędzie, tylko nie na korcie. Jelena Ostapenko wygrała Roland Garros 2017, zanotowała jeszcze dwa solidne starty na londyńskiej trawie i popadła w marazm. To samo można napisać o Sloane Stephens, mistrzyni US Open 2017 i finalistce Rolanda Garrosa 2018, która w tym roku gra fatalnie.
19-latka z Raszyna śmigała po korcie jak wytrawna mistrzyni, a nie jak pretendentka. Siedmiu rywalkom oddała tylko 28 gemów i zwyciężyła w Paryżu bez straty seta jako pierwsza tenisistka od czasu wyśmienitej Justine Henin (2007). Forhendy i szczególnie genialne ciasne krosy, bekhendy po linii, świetny serwis, niezwykła rotacja w zagraniach, skróty i woleje - wszystko to jest w jej tenisie, stanowiącym mieszankę agresywnej gry i sprytu. Na przestrzeni turnieju było widać jej rosnącą pewność przy siatce, do czego bez wątpienia przyczynił się świetny deblowy występ (półfinał w parze z Nicole Melichar). Może bez tego debla nie byłoby gigantycznego sukcesu singlowego.
ZOBACZ WIDEO: Iga Świątek większym talentem niż Agnieszka Radwańska? "Taka dziewczyna trafia się raz na milion"
Świątek w dwa lata zapewniła sobie chwałę i rozpoznawalność na całym świecie. Potrzebowała tylko siedmiu wielkoszlemowych startów, dwóch sezonów rywalizacji na tym poziomie, aby sięgnąć tenisowego nieba. Może to ona zrobi porządek w kobiecym tenisie i przywróci stabilizację. Na pewno wszyscy sympatycy tego sportu w Polsce życzyliby sobie ery sukcesów Igi. Cieszmy się jednak tym, co jest tu i teraz, a przyszłość, która rzadko jest taka, jakiej się spodziewamy, niech sama o siebie zadba.
Nie wymagajmy teraz od Igi robienia furory zawsze i wszędzie. Na pewno nie raz i nie dwa zdarzą się jej takie porażki, jak z Arantxą Rus trzy tygodnie w Rzymie. Świat się z tego powodu nie skończy. Spójrzmy na Sofię Kenin. Mistrzyni Australian Open w Rzymie przegrała 0:6, 0:6z Wiktorią Azarenką, a w Paryżu zawędrowała do finału. Porażka nie czyni nikogo przegranym, jeśli potrafi wyciągnąć z niej wnioski, nie godzi się na nią i chce nieustannie próbować i powstawać, nawet po najboleśniejszych klęskach.
Świątek uwielbia się uczyć (dwie matury, szkolną i tenisową zdała w tym roku z imponującymi wynikami) i sprawia wrażenie osoby, która porażki będzie w stanie przekuwać w kolejne sukcesy. Dla niej tak naprawdę wszystko się dopiero zaczyna. Wyżej nie mogła sobie zawiesić poprzeczki w wieku 19 lat.
Bohater "Małego Księcia" Antoine'a de Saint-Exupery'ego zastanawiał się, "czy gwiazdy świecą po to, żeby każdy mógł pewnego dnia znaleźć swoją?". Świątek swoją znalazła nad Sekwaną, w Paryżu. Wyjątkową, bo pierwszą, ale być może nie ostatnią, bo przyszłość jest pełna nieskończonych możliwości.
Zobacz także:
Roland Garros: efektowny triumf bez straty seta. Iga Świątek jak Justine Henin
Roland Garros. Iga Świątek przeszła do historii. Pierwsza polska mistrzyni wielkoszlemowa w singlu!