- To olbrzymi sukces polskiego tenisa, a w szczególności Igi Świątek. Nie da się tego odebrać inaczej. Nie mogę publicznie powiedzieć, jak zareagowałem po ostatniej piłce w meczu, ale przyznaję, że padło parę mocnych słów - śmieje się Strasburger.
Aktor teatralny i filmowy, znany również z prowadzenia teleturnieju "Familiada", uwielbia tenis. Występuje w amatorskich turniejach, często w roli kibica przychodzi na mecze.
- Pamiętam, jak dwa lata temu oglądałem start Igi na turnieju kobiet w Zielonej Górze. Wygrywała piłki w fenomenalnym stylu. Kiedy jednak piłka była zagrana w sposób dla niej niekorzystny, szalenie się denerwowała. To było destrukcyjne. Powiedziałem głośno, że to słaba sytuacja, że jest nierówna emocjonalnie. W tym momencie osoba siedząca przede mną odwróciła się i skrytykowała moją wypowiedź: "Niech pan nie będzie taki pewny. Źle pan to ocenia". Dopiero po jakimś czasie ktoś mi powiedział, że to ojciec Igi - opowiada aktor w rozmowie z WP SportoweFakty.
Strasburger podkreśla, że wystarczyły dwa lata, aby żadne zagranie rywalki nie było w stanie wyprowadzić Polki z równowagi.
- Pani psycholog Daria Abramowicz wykonała niewiarygodną pracę i zrobiła z młodej zawodniczki pełnowymiarową tenisistkę odpowiedzialną za wszystko, co dzieje się wokół niej. Iga jest spokojna i obdarzona siłą charakteru. W pierwszym secie, kiedy znalazła się w nerwowej sytuacji, natychmiast wykorzystała swoją szybkość i precyzję. To dało jej zwycięstwo - zaznacza Strasburger.
Warszawianin ubolewa, że szeroka publiczność bardziej interesuje się piłką nożną. Tenis określa jako fantastyczną, pełną emocji grę, uczącą spokoju i pokory. Tenisistki i tenisiści najpierw muszą przecież wygrać sami ze sobą.
- To sport, który wyzwala pozytywne emocje i cechuje się kulturą odbioru. Dobrze, że znów mamy czołową zawodniczkę. Teraz musi znieść zalew dziennikarskich pytań, wywiadów. To często przewraca zawodnikom w głowie. Bycie mistrzem to sztuka. Prawdziwego mistrza poznaje się po latach, kiedy już wiemy, że potrafił utrzymać to, co zdobył. Iga ma dopiero 19 lat, ale jest mądrą tenisistką. Wygląda na to, że świetnie da sobie radę - komentuje aktor.
Nie ukrywa też, że nie liczył na wielki sukces Świątek. Był przekonany, że Hubert Hurkacz i Magda Linette dojdą nieco dalej. Tymczasem agresywna gra 19-latki sprawiła, że nie musiała ona liczyć na błędy rywalek.
- Puszczała bardzo trudne do odbioru piłki po liniach, do tego wygrywające serwisy i forhendy pokazały, że Polska ma kogoś, kto cechuje się niesamowitą aktywnością w grze. Dzięki temu ma szansę na kolejne osiągnięcia. Oczywiście, to nie znaczy, że nigdy nie przegra. To też się musi zdarzać. Ważne, żeby nie robić dramatu z pojedynczych porażek. Znajdą się tacy, którzy powiedzą wtedy, że wygrana na kortach Rolanda Garrosa była wyłącznie kwestią szczęścia. Ale takie sukcesy nigdy nie przychodzą same z siebie. Wymagają ogromnej pracy. Szczególnie, kiedy wygrywa się w takim stylu, jak Iga - podkreśla aktor.
W sobotę Strasburgerowi nie podobała się tylko jedna sytuacja. Chodzi o moment po meczu, kiedy Świątek stała na podium z pucharem.
- Fotografowie robią Idze zdjęcia uwieczniając tę historyczną chwilę. Polka w rękach trzyma piękny puchar. Tymczasem jej twarz zasłania... maseczka. To oczywiście nie zależało od niej, zapewne takie były zasady. Nawet, kiedy stała zupełnie sama, jakieś 20 metrów od innych ludzi. Trudno, takie mamy czasy, ale brak logiki da się zauważyć. Można się tylko cieszyć, że turniej w ogóle się odbył i Iga dała nam tyle radości. Oraz, że tenis zyska należne mu miejsce w polskim sporcie - reasumuje Strasburger.
"19-letnia królowa Paryża". Światowe media komentują sukces Igi Świątek >>
Iga Świątek zakończyła sezon. Nie zagra w halowym turnieju WTA w Ostrawie >>