Adam Romer: Mamy wybitne jednostki, brakuje systemu

- Za sukcesami tenisistów, w tym największych gwiazd, takich jak Iga Świątek i Hubert Hurkacz stoi determinacja rodziny i samych sportowców. W budowaniu systemu daleko nam do światowych potęg, jak Francja, USA czy nawet Czechy - przyznaje Adam Romer.

Dawid Góra
Dawid Góra
Hubert Hurkacz Getty Images / Clive Brunskill / Na zdjęciu: Hubert Hurkacz
- By mieć następców Igi i Huberta, trzeba inwestować duże pieniądze w dyscyplinę i planować przynajmniej dekadę do przodu. Bez systemowego wsparcia, znów będą to tylko pojedyncze nazwiska - dodaje dziennikarz, ekspert tenisowy.

Zwycięstwo Igi Świątek w ubiegłorocznym Rolandzie Garrosie i półfinał (na razie) Wimbledonu Huberta Hurkacza to wielkie sukcesy, których w chwili odejścia na sportową emeryturę Agnieszki Radwańskiej przez trzema laty, trudno było się spodziewać. Jednak mimo niezaprzeczalnego trendu wzrostowego w zainteresowaniu tenisem, kluczem do pozyskiwania nowych talentów powinno być systemowe poszerzanie bazy grających dzieci i młodzieży. Wtedy jest szansa, że nasi najlepsi reprezentanci nie pozostaną samotni w tenisowej czołówce.

Dawid Góra, WP SportoweFakty: Hubert Hurkacz wygra Wimbledon?

Adam Romer, redaktor naczelny magazynu "Tenisklub":
Nie. W finale musiałby pokonać Novaka Djokovicia. A to mało prawdopodobne.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale widok! Polska pięściarka relaksuje się na Karaibach
W piątek też ma trudne zadanie. Matteo Berrettini gra niemal taki sam tenis. Może pokonać Polaka choćby serwisem.

Podobny, ale parę różnic bym znalazł. Na pewno Berrettini jest bardziej doświadczony od Polaka, choć starszy tylko o rok. Ma na swoim koncie więcej spektakularnych sukcesów, co go predestynuje do wywalczenia finału. Z drugiej strony tym atakującym jest Hurkacz, Polak w tym turnieju przyzwyczaił się, że nie jest faworytem. To może dawać mu przewagę psychiczną i stanowić o przewadze przed półfinałem.

Wygrana z Federerem jest sensacją czy zwycięstwo z prawie 40-letnią odchodzącą gwiazdą to żadna rewelacja?

To jest sensacja, choć wolałbym sformułowanie "niespodzianka". Federer przyjechał wygrać turniej. On w Wimbledonie startuje wyłącznie w tym celu. Po tej porażce może się okazać, że więcej go w Londynie nie zobaczymy. Każdy ma jakieś granice możliwości, nawet taki człowiek, jak Federer. Wieku się nie oszuka.

Podobno, jeśli Hurkacz wygra z Berrettinim, będzie można go nazwać najlepszym obecnie tenisistą na trawie. To prawda?

Nie, to za dużo powiedziane. Hubert jest zawodnikiem czołówki światowej. Kilkakrotnie już udowodnił, że nawet słabszy sezon na kortach ziemnych nie zmienia tego statusu. Ale mówienie o nim, jako o najlepszym zawodniku na trawie, to przesada. W ciągu ostatnich 20 lat najlepszy był Federer. W przekroju dekady można dyskutować - albo Federer albo Djoković. Ale Hubertowi jeszcze wiele do nich brakuje.

Trener Berrettiniego jest zięciem Zbigniewa Bońka. Polski akcent w tle będzie przewagą Włocha w pojedynku z Hurkaczem?

Nie, to są smaczki, ciekawe informacje, ale nie mają żadnego znaczenia sportowego. Choć oczywiście, obaj tenisiści dość dobrze się znają. Przed turniejem w Rzymie Hurkacz trenował w klubie, którego członkiem jest Boniek.

Hurkaczowi uda się w przeciągu kilku lat wejść na tenisowy szczyt?

Czym jest tenisowy szczyt?

Choćby kilkukrotnym wygraniem turnieju wielkoszlemowego.

Polak ma duży potencjał. Zalicza się do grupy zawodników w podobnym wieku, którzy są naturalnymi następcami wielkiej trójki. Nadal też zaczyna mieć kłopoty z wiekiem, Djoković zapewne wywalczy rekord zwycięstw wielkoszlemowych i do tego momentu będzie groźny. Ale oni powoli odchodzą. Za nimi jest grupa młodych zawodników, jak Zverev, Tsitsipas, Shapovalov, nieco starszy Thiem czy właśnie Hurkacz. Można wymienić ok. 10 nazwisk. Kiedy wielka trójka odejdzie na emeryturę, to oni będą walczyć o triumfy w Wielkich Szlemach. Hurkacz nie jest bez szans, aby kawałek tego tortu zagospodarować dla siebie.

Iga Świątek to najlepsze, co nas spotkało w historii polskiego tenisa?

Nie podpisałbym się pod takimi słowami. Każde kolejne pokolenie coś nam daje. Na pewno Iga wyróżniła się zwycięstwem w turnieju wielkoszlemowym, co jeszcze żadnej Polce ani Polakowi się nie udało, ale trudno porównywać ją do zawodniczek, które mieliśmy wcześniej, szczególnie, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Choć, z tego co wiem, na pewno nie ma zamiaru grać do końca życia. Tenis to jej pasja, jednak ma też inne cele w życiu, które odkłada na później.

A nazwanie kogoś najlepszym w historii zawsze wzbudza kontrowersje. Pamiętam dyskusję z Bohdanem Tomaszewskim, czy lepszy był Tłoczyński, Skonecki czy Fibak. Tymczasem każdy grał w swoich czasach i nie da się ich zmierzyć wynikami. Trudno powiedzieć, czy lepszą tenisistką jest Świątek czy była Radwańska.

To jak porównać Kamila Stocha z Adamem Małyszem.

Dokładnie tak. Bez Małysza nie byłoby Stocha, prawda?

Zdecydowanie.

No właśnie. A bez Radwańskiej nie byłoby Świątek. Kolejnym pokoleniom zawsze jest trochę łatwiej, bo widzą, że w ich dyscyplinie można osiągnąć sukces. To jasna informacja - skoro oni mogli, to ja też mogę.

Wyniki tenisowych reprezentantów Polski wyraźnie się poprawiły. Uda się utrzymać ten trend w kolejnych latach?

Pytanie, czy chcemy obracać się w kręgu tych kilku nazwisk, jak Świątek, Linette, Hurkacz, Majchrzak i Żuk, czy zależy nam na nowych zawodnikach. To, że Świątek i Hurkacz będą mieszać w światowym tenisie to jest pewne. Ale czy zobaczymy dziesięciu Polaków w pierwszej setce rankingu, już mam wątpliwości.

Wystarczy spojrzeć na listy juniorskie albo te do lat 16. Tenis to taki sport, że aby coś zaplanować, trzeba robić to w perspektywie dekady. Powiedzmy, że średnia wieku w pierwszej setce to jakieś 24 lata. Należy więc spojrzeć, ilu mamy 14-latków rywalizujących na poziomie europejskim. Jest taka teoria, że na jednego zawodnika w pierwszej setce rankingu światowego, powinno przypadać 10 tys. zawodników trenujących tenis. My w pierwszej setce mamy dziś trójkę tenisistów. A więc powinniśmy mieć jakieś 30 tys. trenujących wyczynowo osób w Polsce. A mamy 20 proc. z tego. Sytuacja, której obecnie doświadczamy jest więc według tej teorii sukcesem grubo ponad stan. Pewnie dałoby się to tłumaczyć na inne sposoby, np. że Polacy są lepsi w sportach indywidualnych, ale systemu tu nie ma.

Ale oblężenie szkółek zaczyna się dopiero po sukcesach wśród seniorów.

To prawda, ale osiem lat temu mieliśmy Janowicza w półfinale Wimbledonu, świetnie grającą Radwańską i sukcesy Kubota. I kogo udało się wychować na ich przykładzie? Właśnie Hurkacza i Świątek. To jednak wciąż stosunkowo niewiele. Nie ma jednej prostej recepty. Świetnie, że mamy teraz zawodników w światowej czołówce, ale przecież przed nimi była Radwańska. A przed Radwańską - Domachowska i Grzybowska. Wie pan, ilu polskich tenisistów rywalizowało w juniorskich turniejach Wielkiego Szlema w tym roku? W Paryżu i Londynie po dwóch (w Melbourne nie rozegrano turnieju juniorskiego). Żadnej dziewczyny. To pokazuje nasz potencjał na przyszłość.

Dlaczego tak jest?

Tenis to bardzo trudna dyscyplina, gdzie rządzi schemat piramidy. Sukces osiągają tylko ci, którzy wspinają się na sam jej czubek. W piłce nożnej na setkę osób szkolonych jedna trafi za granicę, jedna do ekstraklasy, kilka do niższych lig. Ci z niższych nie zarobią kokosów, ale zawsze coś. Przynajmniej będą grać. A w tenisie ci, którzy nie wdarli się na szczyt piramidy, nie mają gdzie się podziać. Na liście ATP jest 2 tys. nazwisk, na WTA 1,5 tys. Ktoś, kto ma ranking w okolicach 200. miejsca musi dokładać do sportu. Na zawodowym tenisie na świecie zarabia może 300 osób. Grono jest więc bardzo wąskie.

Tenis to drogi sport?

Dziś odbyłem rozmowę z człowiekiem, którego syn ma 21 lat. Trenował tenis od szóstego roku życia i był mniej więcej ósmy w swoim roczniku w Polsce. Potem zakończył zawodową karierę. Od ojca usłyszałem, że nie żałuje pieniędzy włożonych w syna, bo ten ma już fach w ręce. Może trenować innych, poza tym studiuje na dobrej uczelni, co na pewno wpłynie na jego przyszłość.

Kiedy ktoś przychodzi do naszego rodzinnego klubu, który działa od 30 lat na warszawskim Ursynowie i mówi, że jego dziecko ma talent, to ja radzę, aby poważnie się zastanowił zanim wyśle je na treningi. Zawodowstwo to bardzo długa i kręta droga. Oczywiście bez gwarancji, że dostanie się choćby do podnóża szczytu. Ale z drugiej strony, dziecko bardzo na tym skorzysta. Uczy się obowiązkowości, ma zorganizowany czas, ma cel przed sobą. A jeśli potem gra na odpowiednim poziomie, może pojechać do USA na studia, dzięki stypendium. Znam masę przykładów, kiedy młodzi tenisiści wyjeżdżali za granicę i zdobywali zawód dzięki sportowi.

Nie każdego stać na taki wyjazd.

Im lepiej ktoś gra, tym większa szansa, że wszystko dostanie za darmo. Kacper Żuk z rocznika 99. przed dwoma laty musiał podjąć decyzję, czy wyjechać do uniwersytetu w Stanach, czy nie. Dostał stypendium, mógł uczyć się za darmo. Musiał tylko reprezentować uczelnię w rozgrywkach uniwersyteckich w pierwszej dywizji, najwyższej klasie rozgrywkowej. Zdecydował się na karierę zawodowego tenisisty.

Ale wielu się na to nie decyduje. Znam historię czołowego niemieckiego juniora, który powiedział, że tenis tenisem, ale jak np. Harvard proponuje mu stypendium, to bez względu na poprzednie osiągniecia w sporcie, bierze je i zaczyna studia. Trzeba mądrze obrać własną ścieżkę i wiedzieć, czego się oczekuje.

Świetna wiadomość dla kibiców tuż przed meczem Huberta Hurkacza! Dotyczy transmisji spotkania w polskiej telewizji >>
Ósmy taki mecz w Erze Open. Historia nie przemawia za Hubertem Hurkaczem >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×