W tym artykule dowiesz się o:
Trzy rozegrane turnieje na mączce, 16 wygranych spotkań z rzędu i trzy mistrzowskie trofea - tak najkrócej można opisać wyczyny młodszej z sióstr Williams na kortach ziemnych w obecnym sezonie. Amerykanka z biegiem czasu coraz bardziej się rozkręcała: najpierw triumfowała na zielonej mączce w Charleston, potem obroniła tytuł w Madrycie, a na samym końcu znokautowała wszystkie rywalki podczas imprezy w Rzymie. Dość powiedzieć, że we włoskiej stolicy 31-latka z Palm Beach Gardens oddała łącznie pięciu kolejnym przeciwniczkom zaledwie 14 gemów!
Liderka rankingu z wielką formą przyjechała do Paryża, gdzie jedyny raz zwyciężyła w 2002 roku, kiedy w finale pokonała swoją siostrę Venus. Od tamtego sukcesu bywało różnie. Jeszcze sezon później Serena dotarła do półfinału, lecz później szczytem jej możliwości były ćwierćfinały, a dwukrotnie zdarzyło się jej znacznie zejść poniżej tej bariery. - Czasami sobie myślę: "Czy powinnam być szczęśliwa, że przegrałam w zeszłym roku?". Nigdy nie wiesz, dlaczego pewne rzeczy się dzieją. Dla mnie było wspaniałe to, że zdałam sobie sprawę z tego, iż liczy się każdy mecz. W dalszym ciągu chcę być najlepsza jak tylko potrafię - wyznała Williams.
Zeszłoroczna szokująca przegrana z Virginie Razzano była premierową doznaną przez utytułowaną reprezentantkę USA w I rundzie imprezy wielkoszlemowej, ale wnioski z niej zostały błyskawicznie wyciągnięte. Minęło 12 miesięcy, a Williams wygrała Wimbledon i US Open, złote medale igrzysk olimpijskich w singlu i deblu, Mistrzostwa WTA oraz szereg turniejów rangi WTA Premier, doznając przy tym zaledwie trzech porażek. W efekcie Amerykanka przystępuje do paryskich zawodów jako zdecydowana faworytka i tylko dłuższy moment słabości będzie w stanie uniemożliwić jej sięgnięcie po 16. Szlema w karierze.
- Wchodzę do tej strefy, w której zawsze chciałam być. Zagrałam już sporo w tym roku, a kiedy wracałam na korty po znacznej przerwie, nie miałam nic do stracenia. W przeszłości, gdy grałam, byłam zawsze bardzo zestresowana i chciałam ciągle tylko wygrywać i wygrywać. Teraz czerpię z tego większą radość niż czyniłam to wcześniej. Byłoby wspaniale zdobyć tutaj drugi tytuł, ale jeden też jest lepsze od zera - zakończyła Williams.
Przed rokiem, zanim została nową panią paryskiej mączki, wygrała turnieje w Stuttgarcie i Rzymie. W obecnym sezonie pochodząca z Niagania 26-latka zdobyła tylko korty ziemne w niemieckiej hali, ale za to osiągnęła również finał w Madrycie, gdzie uległa młodszej z sióstr Williams. Aktualna wiceliderka rankingu przyjechała zatem do francuskiej stolicy z zaledwie jedną porażką na koncie, bowiem z włoskiej imprezy wycofała się z powodu problemów zdrowotnych jeszcze zanim przystąpiła do ćwierćfinałowego pojedynku z Sarą Errani.
- Powrót jako mistrzyni ma niezwykle duże znaczenie. Oznacza to, że osiągnęłaś coś naprawdę dobrego, a teraz wracasz, aby postarać się to obronić. Sądzę, że to jeden z największych zaszczytów jaki może spotkać tenisistkę. Oczywiście, zawsze jest jakaś presja, ale losowanie wygląda dobrze - wyznała Szarapowa.
Znakomite rezultaty w ostatnich dwóch sezonach sprawiają, że Rosjanka podczas tegorocznego Rolanda Garrosa powinna być największą przeszkodą Sereny Williams. Z Amerykanką rezydująca na Florydzie zawodniczka spotkać się może dopiero w wielkim finale. Wcześniej możliwe będzie starcie z Wiktorią Azarenką lub Na Li, ale nie ulega wątpliwości, że Szarapowa posiada na mączce wszelkie atuty, aby je pokonać.
- Nie obudziłam się jednego dnia i tak po prostu zostałam tenisistką dobrze grającą na nawierzchni ziemnej. Zawsze wiedziałam, że muszę pracować niesamowicie ciężko, aby dojść tam, gdzie jestem dzisiaj. Nic nie przyszło łatwo i zajęło to wiele lat. Czułam jednak, iż z każdym rokiem czyniłam postępy, a w zeszłym sezonie wszystko ułożyło się w pewną całość. Nie byłam tutaj od czasu tamtego zwycięstwa i miło jest potrenować tutaj znowu - powiedziała Szarapowa.
Od 2011 roku regularnie dochodzi do finałów dużych imprez rozgrywanych na kortach ziemnych, ale na paryskiej mączce nie jest w stanie osiągnąć czegoś więcej niż ćwierćfinał. W obecnym sezonie Białorusinka zagrała w dwóch turniejach na tej nawierzchni: w Madrycie skończyło się fatalnie, bo zaledwie na II rundzie, w Rzymie było już znacznie lepiej, co podkreślała sama tenisistka po przegranym meczu o tytuł z Sereną Williams.
- Nie można porównywać obu finałów [z Dauhy oraz Rzymu], bo to całkiem inna historia. Uważam, że w ogóle nie powinno się tego robić odnośnie jakichkolwiek meczów. To był naprawdę dobry tenis, a takie podniesienie poziomu mojej gry przed mistrzostwami Francji jest bardzo ekscytujące. To ważne, że zagrałam tak jeszcze przed Paryżem i jest to dla mnie dobre - powiedziała Azarenka.
Aktualna mistrzyni Australian Open, choć nie osiąga spektakularnych wyników na czerwonej mączce, to grać na niej potrafi. W Paryżu zdarzały jej się w przeszłości wysokie porażki, jak choćby z Giselą Dulko w I rundzie w 2010 roku, ale były również takie turnieje, w których Wika przegrywała wyłącznie z najlepszymi. Pochodząca z Mińska 23-latka wzorem Marii Szarapowej stara się czynić stałe postępy w grze na mączce i może trudno wróżyć jej sukces we francuskiej stolicy, ale z pewnością należy zaliczyć w poczet faworytek do końcowego triumfu.
- Od kilku lat mączka jest dla mnie największym wyzwaniem i czuję się na niej coraz bardziej komfortowo. Ten tydzień [w Rzymie] jest dowodem na to, że odnajduję swoją grę na tej nawierzchni. Mam swoje cele oraz rzeczy, które chcę osiągnąć, dlatego staram się pracować ciężko, aby to uzyskać. Po zakończeniu tego turnieju będę miała jeszcze tydzień na kolejne poprawki - wyznała po rzymskim finale Azarenka.
Ubiegłoroczna finalistka paryskiej lewy Wielkiego Szlema, tenisistka niezwykle waleczna i wyjątkowo groźna na kortach o nawierzchni ziemnej. W obecnym sezonie wygrała na swojej ukochanej mączce turniej rozgrywany w meksykańskim Acapulco. W Europie równa gra i dwa półfinały: w Madrycie oraz Rzymie, choć zaczęło się od szybkiej porażki w Stuttgarcie, którą można jednak łatwo wytłumaczyć zmęczeniem po obowiązkach wobec kadry w Pucharze Federacji. Pierwszy w karierze półfinał Foro Italico pozwolił jej awansować na piąte miejsce w światowej klasyfikacji.
- Jestem bardzo szczęśliwa z tego półfinału, ponieważ jest to dla mnie szczególny turniej, podczas którego staram się dać z siebie wszystko. Czuję radość z tego powodu [awansu do Top 5], mam nadzieję, że będę w stanie to kontynuować i zajść jeszcze wyżej - powiedziała Errani tuż po wycofaniu się Marii Szarapowej z rzymskiej imprezy, co pozwoliło Włoszce awansować do najlepszej czwórki zawodów.
Ostatnie kilkanaście miesięcy to pasmo świetnych wyników tenisistki z Bolonii, które ugruntowały jej pozycję w światowej czołówce. 26-letnia Włoszka to także wspaniała deblistka, aktualna liderka rankingu WTA w tej konkurencji wspólnie ze swoją rodaczką Robertą Vinci. Obie reprezentantki Italii są niezwykle waleczne, obie stanowią o sile drużyny narodowej i obie mają ceglany pył we krwi.
W Paryżu Errani po raz pierwszy osiągnęła wartościowy wynik podczas zeszłorocznej edycji zawodów. Wcześniej tak różowo nie było, tylko jedno wygrane spotkanie, w 2011 roku, ale to już pozostaje mroczną przeszłością. Włoszka nie będzie z pewnością główną kandydatką do końcowego triumfu we francuskiej stolicy, bowiem wciąż nie potrafi znaleźć recepty na zawodniczki ze ścisłej czołówki. Jeśli jednak zaprezentuje swój najlepszy tenis, a inne panie się potkną, to pojawi się dla niej spora szansa choćby na powtórzenie zeszłorocznego rezultatu.
Kiedy w 2011 roku wygrała międzynarodowe mistrzostwa Francji, poruszyła tym cały tenisowy świat. Sezon później nie obroniła jednak tytułu, kończąc ostatecznie udział w turnieju na IV rundzie. Pochodząca z Wuhan zawodniczka nigdy nie była łączona z grą na kortach ziemnych, w Paryżu poza pamiętnym triumfem ani razu nie dotarła nawet do ćwierćfinału. Optymizmem na kolejny sukces nie napawają doświadczonej Chinki wyniki osiągnięte w tym roku na czerwonej mączce, choć zaczęło się od finału w Stuttgarcie.
- W Madrycie zagrałam niewiarygodnie słabo, ale warunki do gry były takie same dla wszystkich graczy. Przegrałam już w I rundzie, tak więc potrzebowałam jeszcze czasu, aby się przygotować. Podobało mi się w Madrycie, w Rzymie przez pięć dni trenowałam z Carlosem [Rodriguezem], ponieważ nie przyjechał do Stuttgartu i właściwie przez trzy tygodnie nie ćwiczyłam - powiedziała Li.
Reprezentantka Państwa Środka notuje w obecnym sezonie wzloty i upadki. Po kapitalnym styczniu, w którym zwyciężyła w turnieju organizowanym w Shenzhen oraz osiągnęła finał w Melbourne, zmuszona była opuścić kilka zawodów z powodu kontuzji. Powrót na korty nastąpił podczas imprezy w Miami, lecz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie udało się jej ustabilizować formy.
W Rzymie, gdzie przed rokiem osiągnęła finał, odpadła już po rozegraniu drugiego spotkania, zatem trudno prorokować, by Li była w stanie nawiązać walkę ze ścisłą czołówką. Chinka jest jednak nieprzewidywalna, a obecność w jej sztabie byłego trenera Justine Henin (czterokrotnej triumfatorki Rolanda Garrosa) sprawia, że w żadnym wypadku nie można jej szans na końcowy triumf przekreślać.
Nasza najlepsza tenisistka na ceglanej mączce spisuje się jak na razie zdecydowanie poniżej oczekiwań. 24-letnia krakowianka w Madrycie pokonała tylko Cwetanę Pironkową, zanim wyeliminowała ją utalentowana Laura Robson. W Rzymie Isia rozpoczęła udział w zawodach od II rundy i już na początku musiała uznać wyższość Simony Halep.
Nie ulega wątpliwości, to najgorszy sezon Polki na ceglanej mączce, od kiedy na stałe zawitała do światowej elity. - Co tu dużo ukrywać, korty ziemne to nie jest moja nawierzchnia - krótko podsumowała Radwańska występ w II rundzie madryckiego turnieju, w którym sezon wcześniej osiągnęła półfinał.
W Paryżu o dobry wynik będzie jej niezwykle trudno. Już w trakcie rzymskiej imprezy krakowianka wycofała się z turnieju w Brukseli, gdzie miała bronić mistrzowskiego tytułu. - Mam problem z ramieniem, który szczególnie doskwiera mi podczas gry na kortach ziemnych - tłumaczyła swoją decyzję najlepsza polska tenisistka.
Na kortach im. Rolanda Garrosa Radwańska trzykrotnie osiągała IV rundę, po raz ostatni w 2011 roku. Nasza zawodniczka nie posiada jednak na nawierzchni ziemnej wystarczających atutów, by włączyć się do walki o końcowy triumf. Jeśli krakowianka osiągnie w Paryżu ćwierćfinał, to będzie to dla niej naprawdę znakomity wynik.
Zawodniczki, które warto mieć na oku
Ana Ivanović wygrała paryską lewę Wielkiego Szlema w 2008 roku i zawsze potrafiła sprawić problemy najlepszym na ceglanej mączce. W ciągu ostatniego miesiąca Serbka pokazała się ze znakomitej strony podczas turnieju w Stuttgarcie, gdzie stoczyła zacięty, trzysetowy bój z Marią Szarapową. Podobnie, choć tym razem w dwóch setach, było w półfinale madryckich zawodów i nawet przedwczesna porażka na Foro Italico z Urszulą Radwańską nie zaciera dobrego wrażenia jakie pozostawiła po sobie pochodząca z Belgradu 25-latka.
W Rzymie powrót do lepszej dyspozycji zasygnalizowała również Samantha Stosur, która w 2010 roku przegrała w paryskim finale z Francescą Schiavone. Australijka znakomicie czuje się na kortach im. Rolanda Garrosa, co potwierdziła także w sezonach 2009 i 2012, osiągając wówczas półfinał. 29-latka z Gold Coast jeśli złapie wiatr w żagle, to będzie w stanie także i w tym roku nawiązać do niedawnych sukcesów.