Dla Sławomira Napłoszka to drugi olimpijski start w karierze. Po raz pierwszy w igrzyskach wystąpił w 1992 roku w Barcelonie. Liczył na kolejne występy, ale działacze stawiali na innych zawodników, a on sam zakończył profesjonalną karierę. Wznowił ją po latach i prezentował taki poziom, że zdołał wywalczyć olimpijską kwalifikację. Wystartuje w igrzyskach w Tokio 2020, które ze względu na pandemię koronawirusa zostały przeniesione na 2021 rok.
Napłoszek specjalizuje się w łucznictwie. Treningi łączy z pracą w banku, gdzie 53-latek jest informatykiem. I to właśnie tam odbywał nocami treningi. W rozmowie z "Super Expressem" najstarszy polski olimpijczyk wyznał, jak przebiegały jego przygotowania do tego, by po blisko trzech dekadach wrócić na najważniejszą sportową imprezę.
- Nie miałem gdzie trenować strzałów na długie dystanse. Kierownictwo banku zgodziło się wtedy, żebym strzelał na korytarzu. To był taki bardzo długi korytarz, praktycznie przez cały budynek. Strzała leci wysoką parabolą, więc przelatywała tuż obok sufitu, ale udało mi się nie zbić żadnej szyby i żadne drzwi nie poszły w drzazgi, a strażnicy, obserwując te moje treningi, byli pod dużym wrażeniem - powiedział łucznik.
ZOBACZ WIDEO: To będą gorące igrzyska! Sofia Ennaoui zdradza jak przygotować się na starty w upalne dni
Wszystko odbywało się już po zamknięciu banku dla klientów. Treningi rozpoczynały się przed godziną 21, a kończyły o północy. Takie przygotowania pozwoliły mu na spełnienie marzenia o starcie w Tokio 2020.
Napłoszek unika porównań z Anitą Włodarczyk, która przed laty treningi przeprowadzała pod mostem. Dodajmy, że Włodarczyk to dwukrotna mistrzyni olimpijska i rekordzistka świata. - Ja też radziłem sobie, jak mogłem - dodał.
Czytaj także:
Polska pływaczka nadzieją na medal w Tokio. Zobacz jej zdjęcia
Tokio 2020. Nietypowy problem organizatorów. Rozegranie zawodów wioślarskich i kajakarskich zagrożone