To jedna z najdłuższych klątw w historii polskiego sportu. W Tokio mogą ją przerwać siatkarze

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarzy
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarzy

- Przez te 45 lat spiliśmy już całą śmietankę z kolegami ze złotej drużyny z Montrealu - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Ryszard Bosek. - Nie będziemy zazdrośni, jeżeli zawodnicy Vitala Heynena przywiozą z igrzysk olimpijskich medale.

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty.pl: 45 lat temu polscy siatkarze zdobyli jedyny do tej pory medal olimpijski. Złoty. Długo czekamy...

Ryszard Bosek, złoty medalista olimpijski w siatkówce z Montrealu (1976): Razem z kolegami przez te 45 lat spiliśmy już całą śmietankę (śmiech). Rozmawialiśmy w swoim gronie podczas ostatniego Memoriału Huberta Jerzego Wagnera i mogę przekazać wspólne stanowisko: nie będziemy zazdrośni, jeżeli obecni kadrowicze przywiozą z Tokio medale. Oby złote! A kiedyś może zostanie zorganizowany dzięki temu sukcesowi Memoriał... Heynena. Myślę, że nieżyjący już Hubert Jerzy Wagner też nie miałby nic przeciwko.

Klątwa jednak trwa i trwa. Mimo tego, że jesteśmy podwójnymi mistrzami świata, medalistami mistrzostw Europy, od lat jesteśmy w ścisłej czołówce światowej, od 2004 roku kończymy udział w IO na ćwierćfinale.

I w Japonii wcale nie będzie łatwiej. Przecież na 99 proc. w ćwierćfinale czeka nas walka z: Brazylijczykami, Rosjanami, Amerykanami lub Francuzami. Może do... pięciu razy sztuka?

Nie zabrzmiało zbyt optymistycznie. Znów mamy drżeć o medal?

Nie, absolutnie nie. Medal olimpijski to cel minimum dla Biało-Czerwonych. A złoto? Rozwiązanie optymalne. I to nie jest tak, że Bosek sobie tak powiedział, a siatkarze niech się martwią, jak poradzić sobie z tym zadaniem. To realna ocena siły kadry Vitala Heynena. Zresztą, rozmawiam też czasami z chłopakami i wiem, że oni zdają sobie sprawę ze swojej siły. Wiedzą, że są faworytami.

ZOBACZ WIDEO: To będą gorące igrzyska! Sofia Ennaoui zdradza jak przygotować się na starty w upalne dni

Wy - w 1976 roku - też byliście. Jechaliście do Montrealu jako mistrzowie świata z 1974 roku. Jak poradziliście sobie z presją?

Nie czuliśmy jej za bardzo. To były inne czasy, inna siatkówka. Ale jeden wniosek z naszej gry można wyciągnąć i uczulić obecnych reprezentantów. Otóż na takim turnieju istnieje zasada: bij mistrza, bij faworyta. Słabsze ekipy potrafią niesamowicie się zmobilizować na mecz z takim zespołem jak Polska. Przecież my w Montrealu z sześciu pojedynków, aż cztery zakończyliśmy dopiero po tie-breaku.

Trzeba więc uważać od pierwszej piłki turnieju?

Oczywiście. Samo nic się nie wygra. Za darmo to boli gardło. W ogóle obecna siatkówka przypomina bardziej tenis niż tę siatkówkę sprzed lat, gdzie aby wywalczyć punkt należało wygrać dwie akcje. Teraz każdy błąd to strata punktu. Koncentracja musi trwać więc całe spotkanie. Kiedyś było zupełnie inaczej.

Zawodnik mógł powoli wchodzić w mecz?

Tak, pamiętam mecze ligowe, które przegrywaliśmy już 3:14 (kiedyś seta grało się do 15 punktów - przyp. red.), a ostatecznie wygrywaliśmy 16:14. Teraz przy stanie powiedzmy 20:24 wystarczy nieudana zagrywka i mamy koniec.

Zaczynamy w sobotę (24 lipca) z Iranem. Niewygodny rywal, na dodatek mamy z tą reprezentacją "na pieńku". Często dochodzi do elektryzujących sytuacji. Nie lepiej byłoby zagrać z kimś "bezpieczniejszym"?

Irańczycy przeżywają kryzys. To już nie jest ten silny i nieobliczalny zespół, który jeszcze kilka lat temu kąsał faworytów. Tam są jakieś ciągłe kłótnie, na dodatek zawodnicy szybko zniechęcają się do gry. Skoczą nam na pewno do gardeł, będą próbowali poszukać szczęścia, ale stosując pięściarską nomenklaturę dwa lewe proste powinny wystarczyć, aby ustawić sobie mecz, aby pokazać im miejsce w szeregu.

Kto będzie największą gwiazdą turnieju olimpijskiego? Ktoś z Polaków?

Gwiazda daje swojemu zespołowi mniej więcej 10-20 proc. Nie więcej. A ciągle 80-90 proc. przynoszą inni zawodnicy, cały zespół. Oczywiście liczę na Bartosza Kurka czy Wilfredo Leona, na ich geniusz. Przecież Leon potrafi posłać cztery, pięć serwisów z rzędu, z prędkością 130 i więcej km/h. W optymalnej sytuacji możemy ciągnąć wynik w każdym secie do stanu 21:21 i wtedy jak Leon pójdzie na zagrywkę, to mamy wygraną w kieszeni.

IO w Tokio od finału Ligi Narodów dzieli zaledwie 4 tygodnie. Pamiętam, jak w 2012 roku wygraliśmy bardzo pewnie finał Ligi Światowej, a trzy tygodnie później w Londynie podczas igrzysk byliśmy cieniem drużyny. Czy da się przygotować dwa szczyty formy w tak krótkim czasie?

Ówczesny selekcjoner, Andrea Anastasi - już to tłumaczył. W 2012 roku chciał jednym szczytem formy zaliczyć i LŚ, i IO. Przejechał się. Mam wrażenie, że tym tropem idą teraz Brazylijczycy, którzy w tegorocznej Lidze Narodów wyglądali bardzo dobrze. Wygrywali, jak chcieli. Czy utrzymają taką dyspozycję w Tokio? Nie byłbym tego taki pewny.

A my? Zdążymy odbudować formę?

Ale ja nie jestem przekonany, że my podczas finału LN, czyli trzy tygodnie temu, byliśmy w wielkiej formie. Heynen podporządkował wszystko igrzyskom. I to srebro podczas Ligi Narodów było jakby "przypadkiem". Po prostu zespół pracował wedle planu, na którego końcu jest złoto w Tokio. Także nie obawiam się o formę zawodników. Oni wiedzą, co robią. Nic nie kombinują.

Najgroźniejsi rywale w Tokio w walce o złoto?

Brazylijczycy, jeżeli uda im się utrzymać formę, o czym mówiłem przed chwilą. To będzie nasz główny rywal. Mocni będą na pewno też Francuzi, Rosjanie i... Włosi. Tak, tak, nie oszalałem. Na Włochów trzeba uważać. Mimo że w ostatnich miesiącach nie pokazali nic ciekawego. Oni będą niebezpieczni, widzę, że poradzili sobie już z największymi bolączkami.

Igrzyska są zawsze docelowym turniejem dla reprezentacji USA.

Tak, ale chyba jednak nastąpiła tam tak głęboka zmiana pokoleniowa, że Amerykanów nie widzę w ścisłym gronie faworytów. Raczej będą poza strefą medalową.

Mecze będą rozgrywane bez kibiców. Czy to będzie miało jakikolwiek wpływ na wyniki, na przebieg turnieju?

To w ogóle szerszy problem. Sportowców czekają bardzo dziwne igrzyska. Byłem trzykrotnie podczas IO i zawsze czułem wsparcie kibiców. Przecież w Monachium do momentu zamachu na sportowców normalnie w wiosce olimpijskiej byli kibice. Chodzili, klepali nas po plecach, zbierali autografy, zapraszali na kawę. Niesamowite przeżycie.

A teraz są w bańce związanej z pandemią koronawirusa będą walczyć o medale w ciszy...

Pandemia trwa od wiosny 2020. Siatkarze rozegrali już wiele spotkań, turniejów w takim anturażu. Zakładam, że potrafią z tym żyć. Nie jest to optymalna sytuacja, ale też nie należy z tego powodu robić dramatu. Zwłaszcza że sami potrafią zorganizować doping (śmiech). Wielokrotnie siatkarze rezerwowi, w tzw. "kwadracie" robili większy hałas niż grupa fanów na trybunach.

Igrzyska w Tokio są pełne paradoksów. Rywalizacja sportowa odbędzie się przy pustych trybunach, ale podczas treningów naszych zawodników w Japonii fani wręcz oblegali halę. Pan coś z tego rozumie?

Nie i nawet nie próbuję. Z jednej strony mieliśmy niedawno Euro 2020, gdzie na trybunach było nawet i ponad 60 tysięcy kibiców. A teraz będziemy oglądali igrzyska, gdzie nie będzie żywego ducha.

Czytaj także: Tokio 2020. Kiedy zagrają siatkarze? Terminarz meczów Polski w igrzyskach olimpijskich >>
Czytaj także: Tokio 2020. Legenda polskiej siatkówki mówi, czego oczekuje od kadry Heynena. Konkretny cel! >>

Komentarze (0)