Tokio 2020. Źle to wygląda. Dosłownie! [KOMENTARZ]

Getty Images / Amin Mohammad Jamali / Na zdjęciu: mecz Iran - Polska
Getty Images / Amin Mohammad Jamali / Na zdjęciu: mecz Iran - Polska

Komentatorzy czekali na decydujący serwis Polaka, a okazało się, że to już koniec meczu! Japońscy realizatorzy obrazu z igrzysk olimpijskich w Tokio popełniają wiele błędów, kombinują z ujęciami, a kibice czują się zdezorientowani.

Igrzyska olimpijskie w Tokio w 1964 roku były przełomowe pod względem transmisji olimpijskich. Były to bowiem pierwsze igrzyska pokazywane w telewizji w kolorze. Dlatego można było się spodziewać, że Japończycy pół wieku później także będą chcieli czymś zaskoczyć. I zaskoczyli, ale te niespodzianki są co najmniej niefortunne.

Weźmy na przykład poniedziałkowy  mecz Polaków z Włochami w siatkówkę. Jest ostatnia akcja drugiego seta, Bartosz Kurek skutecznie atakuje, a cała drużyna podnosi ręce w geście triumfu. Nasi reprezentanci wygrali przecież partię, a tymczasem na tablicy wyników widniał rezultat... 24:24. Komentatorzy TVP Sport także dali się nabrać i przez chwilę dyskutowali o tym, co nastąpi za chwilę, czyli decydujący serw. Szybko zorientowali się, widząc radość Polaków, że już po wszystkim.

I wcale im się nie dziwię, można się pomylić, no a przede wszystkim jesteśmy przyzwyczajeni, akurat w siatkówce, którą oglądamy w europejskich rozgrywkach, do perfekcyjnej realizacji. A taki detal jak rezultat na tablicy - to zawsze dzieje się błyskawicznie.

ZOBACZ WIDEO: Zimny prysznic dla polskich siatkarzy. "Z nożem na gardle potrafimy lepiej grać"

Plansze z błędnymi wynikami naprawdę potrafią wybić z rytmu nawet najbardziej uważnego obserwatora. W pełnym emocji starciu siatkarzy pomiędzy Brazylią a Argentyną doszło już do kuriozum. Trwał trzeci set, a plansza pokazywała, że jest... 1:0 i 24:21 dla Albicelestes. Do pisania relacji musiałem używać aplikacji z poprawnym wynikiem. Co ciekawe, Japończycy organizowali Puchar Świata w 2019 roku i tam nie było żadnych takich problemów.

Zresztą plansze wynikowe to nie jest jedyny problem w transmisjach siatkarskich. Dziwne ujęcia kamery z lotu ptaka pokazujące całą akcję są kompletnie z czapy. Zbliżenia są czasem na nie wiadomo co i po co. Powtórki - najcześciej nie ostatniej, albo spornej akcji - kompletnie widzów nie interesują. To wszystko utrudnia śledzenie spotkań. Myślałem, że to tylko problem siatkarski, a jednak nie.

Również trudne do śledzenia było spotkanie tenisa pomiędzy Igą Świątek a Paulą Badosą. Kamera była kompletnie źle ustawiona, trudno było coś dostrzec na drugiej połowie boiska, nie było widać, gdzie tak naprawdę spada piłka. I to nie tylko moje wrażenie. Dziennikarz "Przeglądu Sportowego" Piotr Wołosik tak opisywał sprawę.

Problemy były także w kolarstwie, gdzie realizator zgubił dwójkę zawodniczek z ucieczki, w której była Anna Plichta. - W wyścigu kobiet realizator zgubił dwójkę kolarek na kilka minut. Dramat, jeśli chodzi o realizacje - wtórował mu inny z internautów, Tomasz Lewandowski.

Bardzo niekorzystne dla meczu Igi Swiątek ustawienie kamery głównej. Za płasko, by dostrzec gdzie spada piłka. Źle się to ogląda - napisał dziennikarz TVP Jacek Kurowski.

Przynajmniej z niektórych ujęć można się pośmiać, jak z tego poniżej.

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że w kolejnych dniach Japończycy dojdą do wprawy i będzie już tylko lepiej. Dla bezpieczeństwa jednak lepiej pobrać jedną z wielu aplikacji do śledzenia wyników.

Czytaj więcej:
Dominika Pawlik: Mamy drużynę, mamy lidera! [OPINIA]
Tokio 2020. "Martwi nas coś innego". Zagraniczne media pod wrażeniem dwóch polskich siatkarzy

Źródło artykułu: