Tokio 2020. Nareszcie! Gdy srebro smakuje jak złoto

PAP/EPA / Leszek Szymański / Na zdjęciu od lewej: Katarzyna Zillmann, Maria Sajdak, Marta Wieliczko i Agnieszka Kobus-Zawojska
PAP/EPA / Leszek Szymański / Na zdjęciu od lewej: Katarzyna Zillmann, Maria Sajdak, Marta Wieliczko i Agnieszka Kobus-Zawojska

Dla wszystkich Polaków na torze Sea Forest Waterway srebro kobiecej czwórki podwójnej smakuje jak złoto. Po wszystkich rozczarowaniach i niepowodzeniach w czterech pierwszych dniach igrzysk, one pokazały się jak przybyszki z innej planety.

[b]

Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty[/b]

Widok był przygnębiający. Przed każdym kolejnym finałem wioślarskiej osady Dariusz Szpakowski liczył na walkę o medal. - Spełnijcie marzenia - powtarzał legendarny komentator, a czujący ogromny głód sukcesu kibice słuchali.

On sam zapewne też, po fatalnym dla Biało-Czerwonych Euro 2020, czuł wewnętrzną potrzebę podzielenia się z Polską wreszcie pozytywnymi informacjami i obudzenia rodaków słowami o naszym pierwszym medalu na igrzyskach.

Gdy jednak dochodziło do rozstrzygnięć, kończyło się tylko na zapowiedziach. Pierwsze dwie osady zakończyły biegi na ostatnich miejscach. Gdy siedzący obok komentatorów TVP Francuzi szaleli z radości, Polacy mogli tylko milczeć. Smutek był ogromny.

ZOBACZ WIDEO: Ogromna rozpacz Igi Świątek. Wzruszające obrazki po przegranej Polki

Atmosfera pogorszyła się jeszcze bardziej po występie męskiej czwórki podwójnej, bo do medalu zabrakło zaledwie 0,3 sekundy. Komentujący wspólnie ze Szpakowskim Marek Kolbowicz, złoty medalista z Pekinu, tylko z niedowierzaniem kręcił głową.

Na szczęście zostały one. Kobieca czwórka podwójna była naszą największą nadzieją na medal i nie zawiodła oczekiwań. Choć po połowie dystansu były na czwartym miejscu, przeprowadziły skuteczny atak na podium. I choć przyznały później, że przed oczami miały już ciemno, dały radę finiszować drugie.

To był też wielki moment Szpakowskiego, który choć skomentował już co najmniej kilkanaście polskich medali na igrzyskach olimpijskich, wciąż czuje taką samą ekscytację, jakby robił to po raz pierwszy.

Na mecie polskie wioślarki płakały ze szczęścia. Z kolei przed kamerami wielkie show robiła zwłaszcza Katarzyna Zillmann. 26-latka kocha kamerę, a kamera kocha ją. Ekspresyjna zawodniczka bardzo obrazowo tłumaczyła tajniki sukcesu i co widziała na ostatnich metrach.

- Ciemność! - krzyczała. Zresztą to samo powtarzały jej koleżanki - środowy finał kosztował Polki mnóstwo sił, jednak najważniejsze że ich wysiłek został nagrodzony. - I to zostanie już z nami na zawsze, to najważniejsze! - przekonywały.

Dla wszystkich Polaków na torze Sea Forest Waterway srebro kobiecej czwórki podwójnej smakuje jak złoto. Po wszystkich rozczarowaniach i niepowodzeniach w czterech pierwszych dniach igrzysk, one pokazały się jak przybyszki z innej planety.

Że wcale nie musimy odstawać od reszty świata, nie musimy się czuć gorsi, że można. I nie trzeba się obrażać na media jak inna polska osada, która odmówiła jakiegokolwiek komentarza po swoich występach, nawet tych bardzo udanych.

Tymczasem one, choć potężnie zmęczone i przygniecione obowiązkami medalistek, wyczerpująco odpowiadały na pytania, szybko skracając dystans, łapiąc doskonały kontakt nawet z zagranicznymi dziennikarzami, w tym przodowała oczywiście wiecznie uśmiechnięta Zillmann.

To ona zaapelowała też do kibiców, by trzymały kciuki za wszystkich naszych reprezentantów. Przekonywała, że nikt z nich nie przyjechał tu na wycieczkę i że każdy ze sportowców odczuwa niewybredne komentarze "hejterów". Oby tych ostatnich było już coraz mniej.

Zobacz finałowy bieg Polek po srebro! Czytaj więcej--->>>

Źródło artykułu: