Do sytuacji doszło podczas drogi powrotnej do wioski olimpijskiej. Nagle zaczęły się problemy z silnikiem, a po chwili było słychać huk i pojawił się ogień.
Trasa została zablokowana. Sytuację stosunkowo szybko udało jednak opanować, a ogień ugasić. Nasz korespondent z Tokio Grzegorz Wojnarowski potwierdził, że doszło do takiego zdarzenia. Podał też dobrą informację, że nikomu nic się nie stało. I to jest bez dwóch zdań najważniejsza wiadomość.
Pasażerami pechowego autokaru byli m.in. nasz były mistrz olimpijski Szymon Ziółkowski oraz - mamy nadzieję - tegoroczny medalista Paweł Fajdek. Żaden z nich nie ucierpiał. Ten pierwszy przyznał też, że nie doszło do żadnego wypadku, o czym mówiły pierwsze informacje płynące z Japonii. Sytuacja była spowodowana awarią autokaru.
- Żaden wypadek, po prostu silnik się zepsuł. Odgłos był jakby wybuchł, kierowcy polecieli z gaśnicą, ale nie było potrzeby. W sumie godzina i dwadzieścia minut i jechaliśmy dalej. Nic poważnego. Żadna sensacja - przekazał nam Ziółkowski.
Swoją wiedzą na temat incydentu podzielił się również Tomasz Majewski. - Nie było żadnego zagrożenia, tylko zrobił się korek, bo autobus zepsuł się w "słabym miejscu". Naprawdę żadna sensacja, normalna awaria i kłęby dymu - przyznał dwukrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich w pchnięciu kulą.
- Nie wiem dokładnie ile osób tam było, ale postali w korku, przyjechał drugi autobus i zabrał ich do wioski. Nic strasznego się nie stało - dodał.
Zobacz także:
Nasze żeglarki prowadzą. Rekord kraju Polaka i kilka bolesnych momentów
Świetny występ i rekord Polski Jakuba Majerskiego. "Tak, czuję się mocny"
ZOBACZ WIDEO: Polskie wioślarki w doskonałych humorach! "Może ktoś nam przemyci sake"