Za niespełna miesiąc obchodzić będzie swoje 16. urodziny, a już ma za sobą olimpijski start. W dodatku udany, bo w debiucie Laura Bernat zakwalifikowała się do półfinału i została czternastą zawodniczką na 200 metrów stylem grzbietowym.
- Marzyliśmy o tym, żeby awansowała do półfinału i to się spełniło. Ten wyścig nie potoczył się po jej myśli, była w jakiejś kiepskiej dyspozycji. Na pewno nerwy, emocje. Chciała mocniej zacząć niż w eliminacjach pierwsze 100 m, bo taki mieliśmy plan, a potem to utrzymać. To się nie udało i zaczęła wolniej. Tym samym zawodniczki odpłynęły, ale start w igrzyskach w ogóle uważam za bardzo udany - powiedział nam trener zawodniczki Sławomir Pliszka.
Życiowy sukces
Szkoleniowiec przyznał, że na wynik jego podopiecznej złożyło się kilka elementów. Przede wszystkim była zdecydowanie najmłodszą zawodniczką w stawce. Nawet rozstawionej z drugim czasem Marhericie Panzierze nie udało się awansować do finału. Mało tego, żadna zawodniczka z Europy nie weszła do ósemki. Bernat długo musiała czekać na swój start i - co najistotniejsze - do Tokio poleciała... bez swojego trenera.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Katarzyna Skowrońska spokojna o formę Polaków i zdrowie Michała Kubiaka. "Szykują się na ćwierćfinał"
- Nie było mnie przy niej, więc nie mogłem ingerować w trening. Miała trening z chłopakami, niedostosowany być może do niej. Nikt jej nie znał. To jest absolutnie kuriozalne, żeby tak młoda zawodniczka pozbawiona była opieki trenera i rzucona na szerokie wody, na tak znaczącej imprezie - tłumaczył Pliszka.
Igrzyska... bez trenera
Trener Laury Bernat powiedział nam, że jego podopieczną opiekowali się różni szkoleniowcy. Czasem zawodniczka wykonywała trening sama, wtedy otrzymywała instrukcje zdalnie.
- Laura jest zawodniczką, która musi mieć trenera przy sobie. Ona nie jest w stanie sama zrobić trening z kartki. Niektórzy to potrafią, ona niestety nie. Jest jeszcze młoda. Ona musi mieć tzw. bat nad sobą, który powie, co ma robić, jak ma robić, korygować, mierzyć, ganić, chwalić, wszystko to, co trener robi. Dlatego bardzo się obawiałem, że nie da tam rady i tak podziwiam, że w tych trudnych warunkach ona dała radę - wyjaśnił trener.
Pomoc kolegów
Na miejscu zawodniczce pomagali reprezentacyjni koledzy, w tym m.in. Radosław Kawęcki czy Katarzyna Wasick. Bezpośrednio mieli się tam nią opiekować Jan Hołub i Mateusz Chowaniec, ale znaleźli się w gronie sześciu pływaków odesłanych do domu przed startem igrzysk.
- Rekord życiowy był w zasięgu, a co za tym idzie pobicie rekordu Polski i byśmy byli w 110 proc. usatysfakcjonowani. To się nie udało, ale trudno wymagać od 15-latki czegoś, z czym nie poradzili sobie zawodnicy dojrzali. Wielu zawodników nie dało rady popłynąć rekordu życiowego, trudno wymagać mi tego od niej, która była chyba w najtrudniejszej sytuacji ze wszystkich - powiedział Pliszka.
Wybór trenerów
Jeszcze bardziej kuriozalne są powody, z jakich trenera zabrakło na igrzyskach w Tokio. Początkowo do Japonii miało polecieć trzech trenerów z uwagi na obowiązujące ograniczenia narzucone przez MKOl, a także związane z pandemią koronawirusa.
Ustalono, że w Japonii pojawią się szkoleniowcy najlepszych polskich zawodników, a więc Katarzyny Wasick i Pawła Juraszka, a także trener reprezentacji. Później Sławomir Pliszka znalazł się w gronie szkoleniowców branych pod uwagę jako czwarta osoba.
- Nagle okazało się, że jedzie dziesięciu trenerów, więc ja nie wiem, jakim oni kluczem to wszystko zrobili, jakimi kryteriami ci trenerzy zostali powołani, bo pojechali ci, którzy dużo niżej notowanych zawodników niż Laura, m.in. z kryterium B. Niektórzy, a nawet którzy mieli zawodników z normą A, też niżej niż Laura, więc kompletnie nie wiem, dlaczego tak się stało - mówił Pliszka.
Tłumaczenia PZP
Trener powiedział nam, że otrzymał pokrętną odpowiedź od prezesa Polskiego Związku Pływackiego, która okazała się niejasna. Została przekazana słownie tuż przed przysięgą olimpijską, więc było zbyt mało czasu na analizę.
- Nasuwa mi się oczywiście odpowiedź, że to jakiś jakiś układ, kolesiostwo lub agitacja przed wyborami, które mają nastąpić. Nie mam pojęcia. Będę chciał poznać tę odpowiedź, bo dla mnie nie ma tutaj jasnego klucza. Nie był on podany nikomu, dlaczego powołano i na jakiej podstawie tych trenerów. Biorąc pod uwagę wynik sportowy, konieczność opieki nad niepełnoletnią zawodniczką, to dla mnie dwa warunki, które powinny być priorytetem przy wyborze trenera. Niestety, priorytety były inne, nieznane mi - powiedział nasz rozmówca.
Mimo problemów szkoleniowiec i jego podopieczna nie mają zamiaru się poddawać. Trener Pliszka otwarcie przyznaje, że za trzy lata, podczas igrzysk w Paryżu, liczy na bezpośrednią walkę o medale. Sprawdzianem dla Bernat będą przyszłoroczne mistrzostwa świata juniorów, na których doświadczenie zdobyte z Tokio powinno zaprocentować.
- Liczę na to, że w ciągu trzech lat zdobędzie tyle doświadczenia, zrobi postępy. Mamy plan na najbliższy rok zarysowany do grudnia, do mistrzostw świata na krótkim basenie. Chcemy tam awansować i zmierzyć się z troszeczkę spokojniejszą głową. Co prawda to krótki basen, który Laurze jeszcze nie leży, lepiej się czuje na 50-metrowej pływalni, ale spróbujemy powalczyć o jak najlepszy wynik. Chcę, żeby walczyła w Paryżu o medal - zakończył.
Czytaj także:
- Ależ pech Polaków. Do awansu zabrakło ułamków sekundy
- Finał nie dla Laury Bernat