[b]
Z Tokio - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty[/b]
Majerski przyjechał do Tokio z rekordem życiowym 51,11. W czasie igrzysk poprawiał go dwukrotnie. Najpierw w eliminacjach, w których uzyskał trzeci czas (50,97), a potem właśnie w wyścigu finałowym (50,92). To dało mu piąte miejsce, za Amerykaninem Calebem Dresserem, Węgrem Kristofem Milakiem, Szwajcarem Noe Pontim oraz reprezentantem Rosji Andrejem Milakowem.
- Najbardziej cieszy mnie, że udało się poprawić wynik z eliminacji i pobić rekord życiowy - mówił po finale Majerski, któremu do medalu zabrakło 0,18 sekundy. - Niby niewiele, ale jednak nie tak mało. Jakoś bardzo mnie to nie boli. Jestem szczęśliwy z najlepszego wyniku w karierze - podkreślił.
Zawodnik AZS-u AWF-u Katowice mówił, że w sobotę rano w Tokyo Aquatics Center wszystko ułożyło się tak, jak to sobie zaplanował. - Udało mi się popłynąć z nastawieniem "nie mam nic do stracenia", z luźną głową. W wodzie czułem luz, zupełnie inaczej niż w półfinale. To mnie poniosło. Pomógł mi też boczny tor. Dobrze mi się na nim płynęło. Spokojnie, bez presji.
ZOBACZ WIDEO: Polskie wioślarki w doskonałych humorach! "Może ktoś nam przemyci sake"
Choć Majerski na igrzyskach bił swoje rekordy, do najlepszych na świecie na 100 metrów delfinem wciąż dużo mu brakuje. Dresser w finale ustanowił rekord świata wynikiem 49,45. Wynik srebrnego medalisty Milaka również jest rewelacyjny - 49,68 to nowy rekord Europy.
- Finał był naprawdę szybki. Do kolejnych igrzysk mamy jednak aż trzy lata, a według mnie to dość czasu, żeby podgonić Dressera i Milaka - uważa utalentowany polski pływak.
Czytaj także:
Tokio 2020. Radosław Kawęcki o aferze sprzed igrzysk. "Gdyby mnie to spotkało, nie pozbierałbym się"
Startują Polacy! Igrzyska olimpijskie Tokio 2020 NA ŻYWO