Problemy Krysciny Cimanouskiej zaczęły się w niedzielę, gdy okazało się, że została zmuszona do powrotu na Białoruś. Wcześniej wycofano ją ze startu. Mówi się, że decyzja miała wymiar polityczny.
Co było powodem takich decyzji? Fakt, że biegaczka skrytykowała swoich trenerów. To nie spodobało się przedstawicielom komitetu olimpijskiego w jej kraju. Sytuacja zrobiła się gorąca i poważna.
Białorusinka nie chciała wracać do ojczyzny, szukała schronienia w Japonii, a potem zwróciła się o azyl polityczny w polskiej ambasadzie. Finalnie przyznano jej wizę humanitarną.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!"
Sytuacja w Tokio sprawiła, że działania podjął też mąż lekkoatletki Arseń Zdaniewicz. - Decyzję o wyjeździe podjąłem w pół godziny. Nie czułem, by mnie śledzono, spokojnie przekroczyłem granicę, teraz jestem bezpieczny - powiedział ukraińskiej redakcji BBC.
Zdaniewicz na Ukrainie ma przyjaciół, co daje mu komfort i spokój. Przyznał też, że wspólnie z żoną nie brali nigdy udziału w protestach na Białorusi, a powrót do ojczyzny uzależniają od tego, jakie będą działania władz państwa i czy będzie groziło im więzienie lub sprawy karne.
Problemy Cimanouskiej zaczęły się po tym, jak odniosła się do zaniedbań swoich przełożonych, którzy za późno zgłosili reprezentantki kraju do próby dopingowej. Przez to trzech biegaczek nie dopuszczono do udziału w igrzyskach.
W efekcie całego tego zamieszania Cimanouską przesunięto do startu w sztafecie 4x400 metrów, co nie jest jej konkurencją. Nerwy były tym większe, że wszystko działo się za jej plecami, bez żadnych rozmów i konsultacji.
Białorusinka walczyła jeszcze po wszystkim o przywrócenie jej na listy startowe, ale Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS) nie przychylił się do wniosku zawodniczki.
Zobacz także:
Chciała wrócić na igrzyska. Jest kolejna decyzja ws. Krysciny Cimanouskiej
Co za bieg! Padł nieprawdopodobny rekord świata