Tokio 2020. "Wreszcie będę mógł zasnąć bez stresu". Paweł Fajdek pokonał demony

Paweł Fajdek czekał na to całą karierę. W Tokio zdobył upragniony olimpijski medal. Był trzeci, ale odetchnął z ulgą i już ma wiele planów na sportową przyszłość.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Paweł Fajdek PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Paweł Fajdek
Z Tokio - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Zarówno w Londynie (2012), jak i w Rio de Janeiro (2016) Paweł Fajdek był faworytem do zdobycia olimpijskiego medalu. Tam jednak zawodził i nawet nie przebrnął przez kwalifikacje. W Tokio 2020 było zdecydowanie lepiej. Choć nie bez problemów, to Fajdek awansował do pierwszego w karierze olimpijskiego finału.

W nim starał się robić wszystko, by znaleźć się na podium. Udało mu się to w piątej próbie, gdy posłał młot na odległość 81,53 m. Wtedy zajmował drugie miejsce, ale wyprzedził go jeszcze Norweg Eivind Henriksen i to zaledwie o pięć centymetrów. Poza zasięgiem rywali był Wojciech Nowicki.

Fajdek w rozmowie z nami nie ukrywał swojej radości. - Na pewno będzie mi o wiele łatwiej trenować, kiedy mam już ten medal igrzysk. Po dziewięciu latach wreszcie będę mógł, k***a, zasnąć bez stresu. To niesamowite - powiedział czterokrotny mistrz świata.

ZOBACZ WIDEO: Niespodziewany medal dla Polaka w Tokio. "Już nie będzie kłótni w domu"

To, że nie zdobył złotego medalu, motywuje go do dalszych treningów. - Przynajmniej mam o co walczyć i po co trenować. Gdybym zdobył złoto, nie wiem, jak wyglądałyby moje treningi. Jeżeli ktoś twierdził, że nie mam psychiki, że się spalam, to wydaje mi się, że dzisiejsze zawody i piąty rzut w konkursie pokazały, że nie jest to prawda - stwierdził Fajdek.

Jego radości nie było końca. Widać było też u Fajdka ulgę. Ze swoimi demonami mierzył się przez niemal dziesięć lat. Wygrywał wszystko, ale w igrzyskach olimpijskich nie potrafił oddać dobrego rzutu.

- Trudno nie być zadowolonym. To zmienia wszystko, daje olimpijski spokój, którego nigdy u mnie nie było. Wątpię, żebym jeszcze kiedyś nie przeszedł eliminacji, chyba że już będę za stary. Tyle stresu i nieprzespanych nocy, ile miałem w tym sezonie, skrywanie tego w sobie, bo takimi rzeczami nie wolno się z wami dzielić, znosić to wszystko w pojedynkę jest niesamowicie ciężko. Swoimi obawami, trudnościami, podzieliłem się z kimś może ze trzy razy. Z trenerem, z fizjoterapeutą, z rodziną. I to kiedy już naprawdę musiałem się z tych emocji wyrzygać - przyznał.

- Dziś też coś gniotło mnie do ziemi. Było ciężko, ale udało się oddać jeden przyzwoity rzut. 81,53 i trzecie miejsce. Pokażcie mi ostatni taki konkurs. Niesamowite zawody. Ostatnie takie boje toczyłem z Kristianem Parszem, ale nie na imprezach mistrzowskich - dodał Fajdek.

Mistrzem olimpijskim został Nowiński i brązowy medalista cieszył się także z jego sukcesu. - Gratulacje dla Wojtka. Obiecaliśmy sobie, że weźmiemy minimum to, co dziewczyny. I udało się. Czy jestem zadowolony? Oczywiście. Za 30-40 lat nie będzie miało znaczenia, jaki to medal. Emerytura za każdy jest taka sama - stwierdził.

Tuż po zakończeniu konkursu w Tokio Fajdek już żył planami na przyszłość. Te ma bardzo ambitne. - W przyszłym roku nie będziecie się już pytać, czy któryś z nas spali swoje rzuty w eliminacjach, tylko który wygra. Super, że Wojtek pobił życiówkę. Ja też będę chciał to jeszcze zrobić, zbliżyć się do rekordu świata. Będę robił wszystko, żeby znowu odjechać. Nie dam Amerykanom odebrać sobie tytułu mistrza świata, a oni będą w Eugene niesamowicie mocni - ocenił.

Fajdek chce teraz odpocząć, ale wie, że w przyszłości stać go na jeszcze więcej. - Mamy po 32 lata, ale nadal możemy się rozwijać. W ostatnich czterech sezonach ciągle byłem "łatany". Nikt nie wiem, ile mnie te lata kosztowały, ile kosztował mnie ten brąz. Marzę, żeby wrócić już do domu, położyć się na kanapie i obejrzeć bajkę. Nikt mnie nie namówi, żebym jeszcze w tym roku trenował - dodał.

Fajdka w tym sezonie czeka jeszcze start w Memoriale Kamili Skolimowskiej. To jednak początek planów na przyszłość polskiego młociarza. - Mój organizm ledwo żyje. Wszystko mnie boli, chcę się wykąpać, położyć do łóżka i cieszyć się, że w końcu mam medal olimpijski. Pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Następne będą cenniejsze, niż z brązu. Mówię następne, bo zamierzam wystąpić na igrzyskach jeszcze przynajmniej dwa razy. Chcę trenować przynajmniej do Los Angeles. Ale na razie to chcę wrócić do domu. A w przyszłym roku pokazać Amerykanom, że tytuł mistrza świata jest mój i nie oddam go za żadne skarby - ocenił.

Dodał, że jego celem było zdobycie olimpijskiego złota i odniesieniem dla niego były rzuty Wojtka. Nie interesowały go rzuty innych przeciwników. Stwierdził, że gdyby każdy z pierwszych czterech rzutów był wykonany poprawniej, to mógłby rzucić nawet 82 metry. - Mielibyśmy piękną walkę o złoto - przyznał.

- Dawno w zawodach nie czułem się tak dobrze. Być może trochę się przegrzałem, za długo siedziałem w dresie, musiałem oblewać się zimną wodą. Potem trochę brakowało mi napięć mięśniowych, młot uciekał mi w lewą stronę i nie mogłem go dogonić. To była jedyna rzecz, której zabrakło, żeby moje rzuty były bardzo, bardzo dalekie - dogonienia sprzętu - zakończył.

Czytaj także:
Od skandalu do medalu. Fantastyczny Patryk Dobek
Niezwykłe losy polskiej medalistki w żeglarstwie

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×