Kryscina Cimanouska w środę wieczorem dotarła do Warszawy. Lekkoatletka czuje się dobrze, ale jest oczywiście zmęczona długą podróżą i tym, co działo się w ostatnich dniach.
Białoruską biegaczkę spotkały nieprzyjemności po tym, jak otwarcie skrytykowała władze sportowe swojego kraju. Odsunięto ją od udziału w igrzyskach olimpijskich Tokio 2020, a ponadto próbowano zmusić, by wróciła do ojczyzny. Cimanouska zgłosiła się na policję, a następnie pomocną dłoń wyciągnęła do niej m.in. Polska.
Białorusinka skorzystała z tego wsparcia. Za pośrednictwem stacji BBC News wiceszef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Marcin Przydacz zaznaczył, że decyzja o pomocy dla Cimanouskiej była naturalna.
ZOBACZ WIDEO: Zmiana składu sztafety przed finałem dała złoty medal? "Słabsi zawodnicy zostali wymienieni na szybszych"
- Po pierwsze, jesteśmy krajem "Solidarności", po drugie - prawa człowieka są bardzo istotne dla wszystkich demokratycznych krajów, a my jesteśmy sąsiadem Białorusi. Wspieramy białoruskie społeczeństwo obywatelskie i niezależne media, ale także zwykłych Białorusinów, którzy musieli uciekać z kraju z powodów politycznych, więc to było zupełnie naturalną sprawą, by zaoferować nasze wsparcie - podkreślał Przydacz, cytowany przez PAP.
Szef resortu spraw zagranicznych mówił również o białoruskich aktywistach politycznych, mając na uwadze tajemniczą śmierć Witala Szyszoua.
- Oczywiście każdy białoruski aktywista polityczny, który jest w Europie, jest w pewien sposób w niebezpieczeństwie. Niestety wywiad i tajne służby Białorusi, ale także Rosji są bardzo aktywne. Widzieliśmy tę aktywność na ziemi brytyjskiej, ale też w Berlinie, ostatnio w Czechach, Bułgarii, więc wszyscy jako demokratyczne zachodnie kraje jesteśmy w pewien sposób w niebezpieczeństwie i musimy robić, co możemy, by chronić naszych obywateli i gości w naszych krajach - zapewnił.
Czytaj także:
> Otrzymała polską wizę humanitarną. Cimanouska jest już w Warszawie
> Nie tylko Cimanouska. Kolejna Białorusinka nie wróci do kraju