Tokio 2020. Cieszmy się tym widokiem. "The Last Dance" polskiej sztafety?

Niestety - w sobotę możemy po raz ostatni zobaczyć polską sztafetę 4x400 kobiet na wielkiej imprezie w tak doskonale znanym nam składzie. A już na pewno będzie to ich ostatni wspólny finał igrzysk olimpijskich.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
polska sztafeta 4x400 kobiet Getty Images / Na zdjęciu: polska sztafeta 4x400 kobiet
Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Małgorzata Hołub-Kowalik: - Mogę już potwierdzić, że to będą moje ostatnie igrzyska olimpijskie w karierze. A kolejny sezon będzie już ostatni.

Justyna Święty-Ersetic: - Zobaczymy. Na razie żyjemy tym, co jest tu i teraz.

Anna Kiełbasińska: - Nie chcę składać żadnych deklaracji. Trzeba jednak myśleć perspektywicznie i układać sobie życie. Jestem kobietą i myślę o założeniu rodziny.

Kto wie, czy sobotni finał olimpijski w Tokio nie będzie ostatnim występem polskiej sztafety 4x400 metrów kobiet na wielkiej imprezie w składzie, jaki doskonale znamy. Nasze sprinterki już od dawna dawały do zrozumienia, że te igrzyska mogą być ich pożegnaniem z wielką sceną.

ZOBACZ WIDEO: Patryk Dobek zachwycił lekkoatletyczny świat. "Już po pierwszym okrążeniu krzyczałam, że to będzie medal olimpijski"

Mogą, ale na szczęście nie muszą. Bo w Tokio prezentują życiową formę.

Fenomenalna forma w Tokio

To był niezwykły pokaz siły. W półfinale olimpijskim nasza sztafeta nie dała rywalkom żadnych szans i wygrała bieg z ogromną przewagą. Przy okazji osiągnęła znakomity czas 3,23,10 s, drugi wynik w historii polskiego sportu! A gdyby nie oszczędzanie sił przez Justynę Święty-Ersetic bardzo prawdopodobny byłby nowy rekord kraju!

Niesamowite, jak fenomenalnie wyglądają w Japonii nasze sprinterki. I pomyśleć, że jeszcze w czerwcu były ogromne wątpliwości co do tego, czy na igrzyskach będą w stanie walczyć o najwyższe cele.

Bo obecny rok dla każdej z nich był pełen problemów. Z całej czwórki, która pobiegła w eliminacjach, stosunkowo najmniej problemów miała Małgorzata Hołub-Kowalik, jednak i tak przez uraz ścięgna Achillesa straciła kilka tygodni treningów na początku wiosny.

- Nie wyglądało to tak, jak planowałam. Treningi w marcu i kwietniu nie były na 100 procent, na mistrzostwach świata sztafet było mi bardzo ciężko. Na szczęście pomoc fizjoterapeutów spowodowała, że ból już mi tak nie przeszkadza - mówiła WP SportoweFakty.

Problemy pozostałej trójki? To była wręcz gehenna i sprawdzian siły woli.

Łzy smutku i łzy szczęścia

Anna Kiełbasińska? W lutym, po świetnym starcie sezonu halowego, doszło u niej do zmęczeniowego złamania kości śródstopia. Operacja, noga w gips. Igrzyska w Tokio zagrożone. Jednak potężna determinacja i upór sprinterki sprawił, że w czerwcu 31-latka wróciła do biegania na mistrzostwach Polski w Poznaniu. I awansowała do finału, dzięki czemu zyskała szansę na wyjazd do Japonii.

Z radości płakała wtedy przed kamerami TVP Sport. A w Tokio doszła do życiowej formy, na treningach biła swoje rekordy. W eliminacjach przebiegła pierwszą zmianę w rewelacyjnym czasie 51,01 - pół sekundy szybciej od jej najlepszego rezultatu w karierze!

Iga Baumgart-Witan również wróciła do biegania dopiero w połowie czerwca. Wcześniej borykała się z ogromnymi problemami ze ścięgnem Achillesa. Nie pobiegła na mistrzostwach świata sztafet, nie było jej na Drużynowych Mistrzostwach Europy. Jej forma była jedną wielką niewiadomą.

Podobnie jak Kiełbasińska, na MP w Poznaniu wywalczyła przepustkę do Tokio, gdzie nagle zaczęła przypominać siebie sprzed urazu. Jak na mistrzostwach Europy w Berlinie, gdy z niezwykłą lekkością wyprzedzała rywalki na ostatniej prostej. Tak właśnie zrobiła w eliminacjach sztafety mieszanej, powtórzyła to w czwartkowym półfinale.

O problemach Justyny Świety-Ersetic w tym roku można by napisać książkę. Zawodniczkę, która do tej pory omijała urazy, od zimy prześladował pech. Najpierw naderwanie mięśnia czworogłowego, potem koronawirus, potem kolejny uraz mięśnia czworogłowego. Jeszcze na godziny przed rozpoczęciem igrzysk nie wiedziała, czy w ogóle na nich wystartuje.

Rozpacz zamieniła się jednak w wielkie szczęście - sprinterka z Raciborza po raz kolejny udowodniła, że potrafi jak nikt inny wychodzić z opresji. W finale sztafety mieszanej spisała się wspaniale i zdobyła złoto. A w czwartek pobiegła w takim tempie, że nie dając z siebie wszystkiego, powiększała przewagę nad rywalkami.

Polscy kibice mają problem

W sobotnim finale Polki będą bardzo poważnymi kandydatkami do medalu, faworytkami pozostaną Amerykanki z Dalilą Muhammad i Sydney McLaughlin, rywalkami do podium na pewno Jamajki, Brytyjki i Holenderki. Jednak nowy rekord kraju powinien pozwolić się nam cieszyć z medalu.

Krążek w Tokio może jednak sprawić, że nasze sprinterki poczują się spełnione i postanowią zakończyć kariery. Całkowicie szanując ich decyzje, byłby to smutny dzień dla polskiej lekkoatletyki. Nawet jeśli następczynie mają znakomite, o czym świadczą wyniki Natalii Kaczmarek - najszybszej w tym roku naszej sprinterki na 400 metrów.

Finał olimpijski sztafety kobiet 4x400 metrów o godz. 21:30 (14.30 czasu polskiego).

Justyna Święty-Ersetic stanowczo o kontrowersyjnej decyzji. Czytaj więcej--->>>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×