- Fale były naprawdę duże. Największe miały dwa, może nawet trzy metry. Ale pomyślałem: mam uprawiać wioślarstwo morskie. Jestem nad morzem, łódkę mam, wiosła też. To trzeba pływać - opowiada Zawojski o swoim pierwszym dniu we włoskiej Marinie di Castagneto Carducci (70 kilometrów na południe od Livorno). Dniu, w którym przeszedł chrzest bojowy, bo nigdy wcześniej nie wiosłował na morzu.
Pierwszy morski trening skończył się bardzo szybko. Po przepłynięciu kilkudziesięciu metrów Zawojski usłyszał złowrogi trzask. Od razu wiedział, że jest po wiośle. Kilka chwil później fala przewróciła łódkę. Wyleciał z niej razem z wózkiem, na którym siedział. Wózek przepadł, bo w szoku po wywrotce polski wioślarz całkowicie o nim zapomniał.
Gdy pokazał potem zdjęcia i nagrania ze swoich pierwszych treningów bardziej doświadczonym w coastal rowingu zawodnikom, ci zdziwili się, że w taki dzień poszedł wiosłować. Powiedzieli mu, że przy pogodzie, jaka wtedy była, na morzu się nie wiosłuje, że lepiej zrobić trening na lądzie. - Tylko że ja o tym nie wiedziałem - śmieje się Zawojski. Skąd miał wiedzieć, skoro wioślarzem morskim jest dopiero od 10 dni I to na razie tylko w teorii. Debiut czeka go w ten piątek.
Około 200 startów treningowych za nim. Maciej Zawojski jest już gotowy - w weekend wystartuje w European Rowing Coastal Challenge
— Polskie Wiosła PZTW (@PLwioslaPZTW) October 22, 2020
W piątek przedbiegi endurance, w sobotę sprint, w niedzielę finały endurance. Ściskajcie kciuki #costalrowing pic.twitter.com/JLJbARbgOP
Przyszłość igrzysk olimpijskich
Wioślarstwo morskie to młoda dyscyplina - mistrzostwa świata odbywają się dopiero od 2016 roku. W ostatnich, w chińskim Shenzen, brało udział prawie 600 zawodników i zawodniczek. Rywalizacja jest bardzo widowiskowa - obserwowanie zawodników zmagających się nie tylko z rywalami, ale i z falami, robi duże wrażenie - i szybko zyskuje popularność. Bardzo możliwe, że już na igrzyskach olimpijskich w Paryżu w 2024 roku zastąpi w wioślarskim programie klasyczną wagę lekką.
Polscy zawodnicy do tej pory startowali w coastal rowingu tylko prywatnie. Zawojski to nasz pierwszy oficjalny reprezentant. Do European Rowing Coastal Challenge, nieoficjalnych mistrzostw Europy, które odbędą się właśnie w Marina di Castagneto Carducci, zgłosił go Polski Związek Towarzystw Wioślarskich.
To nie Kanał Żerański
28-letniego wioślarza AZS-u AWF-u Warszawa nie trzeba było długo namawiać do zmiany dyscypliny. Lubi nowe wyzwania, więc od razu zgodził się przetrzeć szlak. Najpierw dwa miesiące trenował "na sucho". Na ergometrze, na siłowni, pływał na zwykłej łódce. Dopiero po przyjeździe do Włoch - trenuje tam od 13 października - przekonał się, że na Kanale Żerańskim nie da się w żadnym stopniu odwzorować tego, co się czuje, wiosłując po Morzu Tyrreńskim.
- Dla mnie to coś zupełnie innego. Wiosłuje się dużo trudniej. Trzeba się zmagać z prądami morskimi i falami. Prądy czuć nawet wtedy, kiedy woda jest spokojna. Hamują łódkę, przekręcają ją - tłumaczy.
Przełamując fale
Po złamanym wiośle i utopionym wózku w czasie "zaślubin" z morzem przygód było już na szczęście mniej, choć "glebę", jak sam określa wywrotkę, zaliczył jeszcze kilka razy. Musiało minąć trochę czasu, zanim przyzwyczaił się do nowych, trudniejszych warunków.
- Na początku z respektem podchodziłem do morza. Jak zobaczyłem pierwszą większą falę, adrenalina była. Widzisz, jak w twoim kierunku zbliża się potężna ściana wody. Martwisz się, że się na tobie załamie, podtopi cię - opowiada.
Przełamywanie fal łódką określa jako bardzo specyficzne uczucie. Najpierw wynosi cię mocno do góry, potem spadasz. Strasznie rzuca. To takie uczucie, jakbyś jechał autem i co chwila nie zauważał "leżącego policjanta". Jak fala idzie z boku, też jest ciężko, bo wiosła latają do góry i do dołu. W klasycznym wioślarstwie takich przeszkód nie ma.
- Najprzyjemniej płynie się z falą, tak jak surferzy. Jak ją złapiesz, czujesz się super. Jakbyś leciał - opisuje Zawojski. Z każdym dniem coraz bardziej przyzwyczaja się do morskich warunków. Tętno już mu tak nie skacze, jak widzi większą falę. Ale i tak ma nadzieję, że w czasie jego pierwszych startów w coastal rowingu morze będzie łaskawe.
Łodzie jak barki w Normandii
Występ w European Coastal Rowing Challenge wioślarz z Warszawy zacznie w piątek. Od kwalifikacji wyścigu "endurance". Do przepłynięcia będzie miał 3,6 kilometra. Jeśli wywalczy awans do niedzielnego finału, dystans do pokonania wydłuży się do sześciu kilometrów. Najdalej zawodnicy odpłynął kilometr od brzegu. I choćby dlatego każdy z nich musi mieć w łódce kapok.
W sobotę odbędzie się bardzo widowiskowy sprint. W tej konkurencji, najprawdopodobniej właśnie ją zobaczymy na igrzyskach w 2024 roku, zawodnicy startują nie z wody, a z brzegu. Muszą dobiec do łódki, sprawnie do niej wsiąść, co wcale nie jest łatwe, przepłynąć 250 metrów do boi, zawrócić, wbić łódkę w brzeg, wyskoczyć w niej i wcisnąć postawiony na mecie przycisk.
Poza zawodami "jedynek" w Livorno będą walczyć także osady dwuosobowe i czwórki ze sternikiem. Największe wrażenie robią zmagania tych ostatnich. - Im większa łódka, tym większy show. A czwórki są już naprawdę potężne łodzie. Dużo większe od mojej, która i tak jest solidna, waży 35 kilogramów. Jeden z kolegów napisał mi, że można by na nich robić lądowanie w Normandii - mówi Zawojski.
Będzie do kogo równać
Brązowy medalista mistrzostw Europy w Glasgow (2018) w czwórce podwójnej przed debiutem w wioślarstwie morskim nie ma żadnych oczekiwań co do wyniku. Najważniejsze, że przekona się, jak wypada na tle europejskiej czołówki nowej dla siebie konkurencji.
- Dużo ludzi zrezygnowało z występu w Livorno przez koronawirusa, ale i tak będzie się do kogo porównywać. Do obu konkurencji zgłosiło się po 20 zawodników. Jest Hiszpan, który wygrywał sprinty. Włoch, który miał bardzo dobre wyniku w endurance. On startuje też w klasycznym wioślarstwie, zakwalifikował się w jedynce na igrzyska w Tokio - mówi pierwszy oficjalny reprezentant Polski w coastal rowingu.
W Paryżu mikst z żoną
Do Tokio pojedzie też żona Zawojskiego, brązowa medalistka igrzysk w Rio de Janeiro (2016) i mistrzyni świata z Płowdiw (2018) w czwórce podwójnej. Agnieszka Kobus-Zawojska od wtorku jest z mężem we Włoszech. - Po jednym z moich treningów wsiadła do łódki i bardzo się jej spodobało. Powiedziała, że za cztery lata w Paryżu wystartujemy w mikście, bo w coastal rowingu jest taka konkurencja. Kto wie, może tak się stanie? Ale najpierw niech zdobędzie medal w Japonii.
Kiedy na koniec rozmowy Zawojski słyszy ode mnie "połamania wioseł", stanowczo protestuje. - Absolutnie bez takich życzeń - mówi. - Na morzu zbyt łatwo mogą się spełnić.
Czytaj także:
Marcin Gortat wchodzi w nowy świat. Były koszykarz został menadżerem żużlowca
Magdalena Stysiak krytykuje polskie przepisy. "Nigdy nie zacznie się normalna gra"
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: była gwiazda narciarstwa szaleje na wakeboardzie